Ludzie kultury bronią Maszy Potockiej. Niesmak pozostanie

polityka.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Konrad Kozlowski / Agencja Wyborcza.pl


Brzydkie słowo na „m” nie pada, pada za to sporo znamienitych nazwisk. A przecież Maria Anna Potocka nie została odwołana za zasługi dla sztuki, tylko za mobbing. Ponad 400 osób napisało w odpowiedzi list „w obronie ofiar”. Słowo „mobbing” nie pada we wniosku o odwołanie Marii Anny Potockiej z funkcji dyrektorki MOCAK-u. Mowa o „standardach zarządzania” i trosce o wizerunek miasta, więc jest raczej jasne, iż chodzi o kompetencje miękkie, a nie o dorobek w świecie sztuki. Prezydent Krakowa Aleksander Miszalski napisał na X, iż wprawdzie „ceni doświadczenie i wiedzę” Potockiej, ale nie widzi możliwości dalszej współpracy. „Nie akceptuję takich standardów zarządzania, komunikacji w pracy i podejścia do pracowników”, tłumaczy. Nic o sztuce.

MOCAK jest miejską instytucją, na mocy decyzji Jacka Majchrowskiego, poprzedniego prezydenta, Potocka miała nim zarządzać jeszcze siedem lat. Teraz ma odejść „za porozumieniem stron”. O ile te warunki przyjmie. „Pan prezydent ma się spotkać z panią Potocką – informuje dziś rzeczniczka prezydenta Joanna Krzemińska w rozmowie z TVN24. – Są dwa możliwe scenariusze: albo umowa za porozumieniem stron, albo bardziej radykalne środki formalne w przypadku braku zgody pani Potockiej. Sprawa ma zostać rozwiązana w bardzo bliskim czasie, w tym tygodniu albo na początku następnego”.

Mobbing w Bunkrze Sztuki

Przypomnijmy kontekst: w lipcu zapadł wyrok w sprawie mobbingu w Bunkrze Sztuki, którym Maria Anna Potocka zarządzała w latach 2019–24. Funkcję dyrektorki w MOCAK-u (Jacek Dehnel nazywa go w sieci PRZEMOCAK-iem) pełniła równocześnie. Oskarżenie wysunęła Lidia Krawczyk, artystka, była pracownica Bunkra, kuratorka sztuki. Opowiedziała „Gazecie Wyborczej”, i prawdopodobnie przed sądem, iż czuła się zdegradowana do roli asystentki i sekretarki. Każdy jej pomysł dyr. Potocka torpedowała: „Ta degradacja i ustawienie mnie w hierarchii niżej niż dziewczyny zatrudnionej zaraz po studiach były dla mnie mocno niekomfortowe. Ale zgodziłam się, zależało mi na pracy. Dałam z siebie sto procent. Tyle iż każdy mój pomysł był przez Potocką podważany, a moje decyzje ignorowane. I tak raz, drugi, trzeci. W końcu nie wytrzymałam. Po kolejnym zablokowaniu moich pomysłów emocje wzięły górę. Zaczęłam głośno płakać, zabrakło mi oddechu, upadłabym, gdybym nie oparła się o ścianę. Dostałam napadu lękowego, byłam w katastrofalnym stanie”.

Sąd badał sprawę przez cztery lata i orzekł, iż wobec Lidii Krawczyk w istocie był stosowany mobbing. To nie takie częste w polskim prawie (nie jesteśmy w tym odosobnieni). Dlatego, jak pisała na Polityka.pl Agata Czarnacka, w pewnym sensie jest to succes story. Prawie succes, bo w sprawach tego typu stroną jest instytucja, w tym wypadku Bunkier Sztuki, a nie Potocka we własnej osobie. Instytucja wypłaci też zasądzone odszkodowanie.

Bunkier Sztuki od wyroku się nie odwołał, jest prawomocny. Sama Potocka w rozmowie z „GW” tak go skomentowała: „Nie popadajmy w tony kafkowskie. Nie sąd, tylko jedna sędzia. Młoda i niedoświadczona, która uległa współczuciu wobec życiowo pokrzywdzonej kobiety. To wyrok na podstawie ustnych informacji jednej osoby”. I dalej: „Podjęłam się rzeczy bardzo trudnej, bo równolegle miałam prowadzić dwie duże instytucje, remontowany Bunkier i MOCAK. Udało się nie zawieść w obu miejscach. I kiedy wszystko się udało, pojawił się ten niesprawiedliwy wyrok, za którym stała urażona ambicja kuratorska i ogromna niewdzięczność”.

Nike już bez Potockiej

Gala wręczenia Literackiej Nagrody Nike (niedziela 6 października) to kolejny wątek tej sprawy – Masza Potocka, bo tak jest nazywana w środowisku, zasiadała do niedawna w jury. Właśnie oświadczyła, znów na łamach „GW”, iż ustępuje, bo nie chce, żeby jej sprawa jakkolwiek szkodziła nagrodzie.

Kadencje w jury są trzyletnie, gremium zróżnicowane, chodzi o to, żeby werdykt był efektem zderzenia różnych perspektyw. Potocka też jest zresztą pisarką, choć prócz publikacji o sztuce ma w dorobku dość kontrowersyjny manifest antyfeministyczny (po szczegóły znów odsyłam do tekstu Agaty Czarnackiej). Dla jury to nie kłopot, przy wyborze laureata czy laureatki literackiej nagrody prywatne poglądy nie mają (lub nie powinny mieć) znaczenia. Ale mobbing już ma. Zaproszenie do jury jest (na ogół) rodzajem uznania, nobilitacją, prestiżem. Nie bez powodu przy okazji afery w Komitecie Noblowskim nagrodę za literaturę wręczono potem z rocznym opóźnieniem. W przypadku Nike stało się inaczej. Potockiej na gali nie było, ale była obecna duchem. Mowę w jej obronie wygłosił sam Adam Michnik, zestawiając jej dorobek z osiągnięciami naprawdę wybitnych literaturoznawców (Maria Janion, Jan Błoński), a jej sądową batalię – z prześladowaniami Zygmunta Baumana. Powiedzieć, iż mowa przyćmiła literackie święto, to nic nie powiedzieć. O proporcjach nie wspominając.

Słuchało się tego z niesmakiem, a podobne odczucia budzi list w obronie Potockiej, opublikowany na łamach „Gazety Wyborczej”, podpisany przez takie postaci kultury jak Krystyna Janda, Maja Komorowska, Krystian Lupa, Anda Rottenberg, Krzysztof Warlikowski czy Magda Umer (wymieniam alfabetycznie). Są w tym gronie też Jacek Majchrowski (co akurat nie dziwi) i Róża Thun. W sumie 78 znanych nazwisk. Czytamy: „Wobec takich zasług usunięcie Maszy Potockiej wydaje się rozrzutnością kulturową. Tym większą, iż powodem jest wyrok sądu pierwszej instancji, wobec którego nie dano jej szans obrony, bo jako świadek nie mogła się odwołać. Miasto i dyrektorka Bunkra Sztuki odmówili złożenia odwołania”. Owa „rozrzutność kulturowa” stała się już memem w sieci.

Cóż, jako świadek Potocka udzieliła przypuszczalnie rzeczowych argumentów na swoją obronę, ale sądu („jednej młodej sędzi”) nie przekonała. Niespecjalnie też – co wynika z wywiadu i jej oświadczeń – swoją winę zauważa i uznaje. Powołuje się przy tym na audyt w MOCAK-u. Jak twierdzi, wypadła w nim korzystnie. Wyniki będą znane pod koniec października. Ale prawa do sądu z byłą pracownicą nikt Potockiej zasadniczo nie pozbawia.

„W obronie ofiar Maszy Potockiej”

Rozczarowujące, iż po latach batalii o „wolne sądy” dziś w pewnym sensie (Potocka czyni to całkiem wprost) znieważa się je i umniejsza. Umniejsza się zarazem krzywdę poszkodowanych i ich naprawdę liczne świadectwa. Zażalenia kwituje się hasłami wydmuszkami: „cancel culture”, „kultura wykluczenia”, „za naszych czasów nikt się nie skarżył” i uzasadnia całą aferę ogólnym przewrażliwieniem.

Tak, Potocka tworzyła krakowski MOCAK. Nie, to nie usprawiedliwia, nie łagodzi ani choćby – niestety – nie wyklucza przemocy. „Tak jakby zasługi dla świata kultury miały usprawiedliwiać mobbing. Jakby prawo pracy i kultura zarządzania dotyczyły tylko jednostek przeciętnych, a tym wybitnym wolno było wszystko”, pisze Angelina Pitoń, autorka serii reportaży o nadużyciach w MOCAK-u, opublikowanych na łamach tej samej „Gazety Wyborczej”. W świecie kultury podział na geniuszy (ładnie ktoś to ujął na Facebooku: wizjonerów), którym wolno więcej, i oraczy, którzy wykonują pracę bez szemrania (na ogół też za mniejsze pieniądze), zwykle prowadzi do katastrof. Sprawa Maszy pokazuje, iż ta epoka już przemija. Powoli, ale jednak. Jakość sztuki weryfikuje czas i nie ma tu nic do rzeczy.

PS 410 osób ze świata kultury właśnie podpisało list „w obronie ofiar Maszy Potockiej”. Czytamy:

„Opublikowany 7 października 2024 przez »Gazetę Wyborczą« list uznanych ludzi kultury w obronie Marii Anny Potockiej wzbudził naszą konsternację i głęboki sprzeciw.

W sprawie mobbingu w podległej Miastu Kraków Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, pod ówczesną dyrekcją Marii Anny Potockiej, zapadł wyrok sądowy. Ponieważ żadna ze stron nie wniosła apelacji, wyrok jest prawomocny.

Dzięki trwającej od kilku lat dyskusji na temat przemocy mamy coraz więcej narzędzi, by rozumieć, czym jest przemoc i jak identyfikować jej mechanizmy. W społeczeństwie nie ma już takiego przyzwolenia na mobbing, jakie było jeszcze dekadę temu. To, iż ktoś jest postacią zasłużoną dla kultury, nie oznacza, iż ma prawo zachowywać się przemocowo i pogardliwie względem swoich podwładnych.

Jesteśmy zbulwersowani bagatelizowaniem prawomocnego wyroku niezawisłego sądu oraz listem poparcia ludzi kultury dla Marii Anny Potockiej. Wyrok został wydany na podstawie faktów, które ustalono w przebiegu rozprawy. Środowiskowe zależności nie mają i nigdy nie powinny mieć w tej kwestii żadnego znaczenia.

Decyzję Prezydenta Miasta Krakowa o odwołaniu ze stanowiska Marii Anny Potockiej uważamy za słuszną. Osoba, której przemocowe zachowanie doprowadziło do wydania wyroku sądowego przeciwko kierowanej przez nią instytucji, nie powinna dalej zarządzać ludźmi”.

Idź do oryginalnego materiału