Łona, Kacper Krupa i Andrzej Konieczny – Taxi – recenzja płyty

popkulturowcy.pl 11 miesięcy temu

Łona, Kacper Krupa i Andrzej Konieczny – niecodzienne trio wydało album. Taxi to pierwszy album Łony bez udziału Webbera w ciągu ich ponad 20-letniej wspólnej kariery. I jest to zdecydowanie udany eksperyment. Być może choćby najlepszy album szczecinianina od czasu Cztery i pół.

Nowy Łona to niemal święto, zwracając uwagę, iż wydaje on album raz na, mniej więcej, 3 lata. Ostatnim materiałem Łony, jeszcze w duecie z Webberem, jest epka Śpiewnik domowy z 2020 roku. Była ona dobra, ale nieco słabsza od Insertu z 2008 roku. Nie wróżyło to najlepiej, bo poprzednie LP z 2016 pt. Nawiasem mówiąc również uważałem za średniaka jak na standardy Adama. Nie zrozumcie mnie źle – ten duet złej płyty nie wydał, ale czekałem na kolejną bombę a’la Cztery i pół, które ma u mnie status klasyka. A każdy album Łony i Webbera od 2001 do 2011 zdecydowanie jest bombą. Dowody na streamingach.

No i tak się cudownie składa, iż Taxi to plecak wypełniony C4 aż po brzegi. Przemyślana, eksperymentalna (jak na Łonę, oczywiście, nie spodziewajcie się zbyt dalekich odlotów) i przede wszystkim bardzo dobra. Zacznę od warstwy muzycznej, która jest dość eklektyczna, ale jednocześnie nie jest wyzwaniem, z którym Łona by sobie nie poradził jako MC. Od połamanej rytmiki w pierwszym numerze, aż do baunsującego Biegnij, które tempem przypomina hitowy Błąd. Oczywiście, komuś może tu brakować webberowych syntezatorów, ale jednak albumów Łony słucha się głównie dla tekstów. Z całym szacunkiem do świetnego producenta, jakim jest Webber. Krupa i Konieczny wykonali kawał dobrej roboty.

Przechodząc do samego Łony – nie zawiódł. Mimo nowego kierunku, jaki szczecinianin obrał na tej płycie, to wciąż jest ten sam stary, dobry Łona, ale z twistem. Zieliński, jak na niego przystało, celnie opisuje zachowania ludzkie, przywary naszego społeczeństwa i bawi się językiem. W pierwszym kawałku, Bym poszedł, Łona wciela się w rolę taksówkarza, rapując z charakterystycznym doborem słownictwa. Uwierzcie mi, posłuchajcie tego utworu, a następnie porównajcie ze sposobem wypowiedzi przeciętnego faceta w wieku około 60 lat. Tak brzmi Łona w tym tekście i wychodzi mu to znakomicie.

W drugim utworze, Jedziesz, Łona dla odmiany zwraca się do taksówkarza, wracając do roli samego siebie. Piosenka traktuje o rutynie tej pracy i (z racji otoczki nocnego życia w dużym mieście) raperem, który mi od razu przyszedł na myśl podczas odsłuchu, jest Taco Hemingway. Album jest przeplatany krótkimi przerywnikami, w których taksówkarze opowiadają o swoim zawodzie. Gdy słuchałem Taxi ze znajomymi, to podzielali oni moje skojarzenia. Nie wiem, na ile Łona zainspirował się młodszym kolegą, ale chyba mogę powiedzieć, iż porównując tegoroczne krążki obydwu panów, Taco wypada nieco słabiej. Warto też zaznaczyć, iż album konceptualny z wmieszanymi w całość tematycznymi skitami to nic nowego. To samo zrobili chłopaki z Trzeciego Wymiaru na Złodziejach czasu, więc gdyby ktoś chciał zarzucić komukolwiek jakieś tam kopiowanie itd., to radzę (eufemistycznie ujmując) puknąć się w czoło.

Łona nie zgubił jednego ze swoich największych atutów, czyli humoru. Kocyk oraz Biegnij to przyjemne kawałki, podszyte typową dla Zielińskiego lekką ironią. Zwłaszcza ten drugi to standardowy, zabawny Łona, choćby z czasów Koniec żartów, tylko oczywiście dojrzalszy i może nie aż tak optymistyczny jak w 2001 roku. Ba, następna na trackliście jest Godzina wilka, w którym padło nawiązanie do Taksówkarza Martina Scorsese, a także do zmywania brudu z ulic. Nie trzeba być taryfiarzem, żeby czuć się podobnie jak w tym utworze, wystarczy wyjść na miasto w piątkową noc. Ponownie – celne wersy.

Kimaj znów dotyka tematu rutyny zawodowej, swego rodzaju samotności. Trochę na zasadzie nikt nie pyta taryfiarza, co u niego. Mimo iż ten track opowiada stricte o pracy taksiarza, to tak naprawdę można dopasować go do każdego innego zawodu. Zresztą, każdy człowiek pracujący odnajdzie siebie na tym albumie, jeżeli podejdzie z otwartą głową. Dalej mamy dwa troszkę mniej interesujące dla mnie kawałki, ale wciąż świetne.

Kiedyś to było jest, według mnie, najsłabszym utworem ze względu na tematykę. Lubię nostalgiczne teksty, jednak ten jest pisany z perspektywy starszego mężczyzny, który kocha wspominać PRL. To nie dla mnie, ale czysto literacko Łona poradził sobie dobrze. Kolęda natomiast jest storytellingiem o dwójce pasażerów. Nie będzie spoilerów, ale powiem tylko, iż jest to dobry numer. Jednakże, Łonę stać na więcej.

I tutaj pojawia się 10 pytań, które opowiada o kierowcy Ubera pochodzącym z Ukrainy. Łona ma tutaj krótką, ale treściwą zwrotkę. Byłoby fajnie, gdyby ludzie jadący po Ukraińcach posłuchali tego i pomyśleli o nich po prostu jak o zwykłych ludziach. No ale tak raczej nie będzie. Doskonały, prosty tekst, a progresywny bit dodaje mocy. Dalej jest Pan Darek, dużo lżejszy kawałek z perspektywy zmęczonego pasażera. Taryfiarz jest przedstawiony wpierw jako gburowaty typ, a następnie jako miły człowiek z pasją, którą jest wędkowanie.

A to dlatego, iż Pan Darek nie umie w small talk, ale spytaj go o ryby, staje się Garcia Lorcą. Łona operuje tutaj nowoczesną polszczyzną (choćby taką, jak w tym cytacie) i po raz kolejny udowadnia, iż ma po prostu słuch językowy. Co do treści, to powiem to młodzieżowo – rel. Bo gdyby zamienić łowienie ryb na muzykę, to idealnie podpiąłbym się pod ten kawałek. Ostatnim numerem jest Żeby nie skłamać. Bardzo fajne outro, spinające klamrą cały album, nic dodać, nic ująć.

Właściwie to Taxi nie ma żadnych minusów. Całości słucha się jak słuchowiska z podziałem na role. Łona zebrał tyle zwrotów i składni zdań dla kilku grupek społecznych, iż samym językiem rozgraniczył te role bez większego wysiłku. Zupełnie jakby gadał tak na co dzień, nieważne czy chodzi o cierpa pamiętającego PRL czy o pijanego młodzieńca. Wrzuć tę płytę do auta wieczorem i uważaj na siebie, bo mróz idzie, proszę ja Ciebie.

Źródło obrazka wyróżniającego: Def Jam Recordings Poland / materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału