LOL: Kto się śmieje ostatni, sezon 3 – recenzja programu

popkulturowcy.pl 1 dzień temu

Założyłem Popkulturowców, napisałem niezliczoną ilość tekstów, zwerbowałem znakomitą większość członków tej redakcji i mentorowałem im na dziennikarskiej ścieżce. Ale i tak jakby ktoś ich zapytał, z czym im się kojarzę w pierwszej kolejności, to prawdopodobnie odpowiedzieliby: to jedyna znana mi osoba, która lubi LOL-a i czeka z wypiekami na twarzy na każdy kolejny sezon.

To prawda, jestem ogromnym fanem programu LOL: Kto się śmieje ostatni. Przy premierze 1 sezonu, pokazałem go jakimś dwóm tuzinom znajomych. Przez to też znam odcinki na pamięć – nie przeszkadza mi to jednak w okazjonalnych rewatchach. Ataki Woronowicza na Kuleszę i Adamską, występ Meyera jako Profesor czy w końcu tych kilka pociesznych, nieoczywistych tekstów Gajdy – wciąż mnie to wszystko niemiłosiernie śmieszy. Drugi sezon miał zdecydowanie więcej cringu, chyba ze względu na utrzymanie się dłużej w programie kilku młodszych uczestników, ale przez cały czas trzymał naprawdę przyzwoity poziom. Jak wypada sezon trzeci?

Zaskakująco dobrze! Miałem pewne obawy co do obsady (a konkretniej jednej, skromnej i cichej uczestniczki) i wypalenia formatu, a koniec końców wydaje mi się, iż pośród wszystkich trzech sezonów, właśnie w tym była największa chemia między uczestnikami. Dzięki temu, ten sezon ogląda się jakby w LOL-a grała paczka znajomych, a nie celebryci i gwiazdy z różnych światów czy gałęzi popkultury. Przekłada się to też na bardzo równy, dobry poziom odcinków. W poprzednich odsłonach często mieliśmy do czynienia z sinusoidami. Wiecie, dwa odcinki dobre, dwa średnie i znowu dwa dobre. Tutaj adekwatnie nie ma żadnych peaków i spadków – każdy odcinek trzyma stały, naprawdę dobry poziom. Warto przy tym jednak zaznaczyć, iż zabrakło występów na miarę wspomnianego profesora Meyera czy yogi według Sonii Bohosiewicz, które wymagały ogromu wysiłku od uczestników, aby nie wybuchnąć śmiechem. Najbliżej był chyba Igor Kwiatkowski, ale sami zresztą zobaczycie, jak się potoczyła ta historia…

Co mi się podoba w LOL: Kto się śmieje ostatni, to właśnie różnorodność uczestników, a co za tym idzie cała paleta różnych stylów i typów komedii. Od gier słownych, poprzez parodie i skecze z odgrywaniem ról, na prymitywnych żartach o seksie i kupie kończąc. No i tu często można mieć problem z – powiedzmy – oceną danego występu czy żartu. Często spotykałem się z komentarzami po niektórych występach, iż nieśmieszne, żenujące i tak dalej. Najważniejsze to mieć otwarty umysł, wiecie o co chodzi? Jednych będzie śmieszył papież i twórczość Walaszka, innych chłop przebrany za babę, a jeszcze innych suchary i puszczanie gazów. W LOL-u każdy powinien znaleźć coś dla siebie, ale jednocześnie uważam, żeby nie być zbyt surowy w ocenie dla występów, które nam nie podeszły czy nas nie rozśmieszyły, a spojrzeć na nie z szerszej perspektywy – chociażby kreatywności żartu lub perspektywy uczestnika.

Nie wiem, co musi śmieszyć ludzi, których nie bawi LOL. W tym programie naprawdę znajdziemy niemal każdy rodzaj komedii w mniejszych lub większych dawkach. To absolutny hit i nie dziwię się, iż możemy oglądać już jego trzeci sezon – obyśmy nie musieli długo czekać na czwarty! Dziwię się natomiast, iż USA jeszcze nie podłapało tego formatu. Może po zapowiedzianej jakiś czas temu wersji UK (spokojnie, nie znajdziecie tam żadnego znanego nazwiska) i bardzo udanej kanadyjskiej, Jankesi zdecydują się w końcu na swoją rodzimą edycję. Przy założeniu, iż cancel culture i woke culture są i będą w odwrocie, byłby to przepis na istny, światowy przebój. Tymczasem jednak, cieszmy się polską edycją – to kawał dobrej rozrywki, na którą warto czekać!

Idź do oryginalnego materiału