Little Simz – Lotus

nowamuzyka.pl 1 dzień temu

Ulepiona ze zwątpień, samotności i niepewności.

Rzadki to przypadek w świecie muzycznym nam się ziścił. Oto artystka, która z każdą płytą przeskakuje samą siebie. O każdym następnym krążku można powiedzieć „najlepsza w dorobku” i tym wyświechtanym frazesem zamknąć dyskusję choćby jej nie zaczynając i zaoszczędzając czas oddać się słuchaniu bez końca. Moja opinia o najnowszym krążku „Lotus” obejdzie się bez tego frazesu, co nie zmienia faktu, iż jest on prawdziwy. Little Simz od początku swojej kariery robi wszystko, aby nie dać się zaszufladkować. Nowa płyta jej w tym pomoże i to bardzo.

„Lotus” wydaje się mniej obciążony konceptem niż „Sometimes I Might Be Introvert”. Można próbować doszukiwać się tu kontynuacji „No Thank You”, ale mnie wydaje się, iż „Lotus” jest zwiewniejszy, bardziej różnorodny. Na szóstym albumie Simz realizuje swoje marzenia muzyczne, nabiera odwagi by pójść w stronę stylistyki nieoczywistej, musicalowej choćby („Hollow”). W „Young” porzuca ponurość na rzecz kompletnej beztroski. Grime serwuje się tu podany ze złośliwą liryką skierowaną w stronę konsumpcjonizmu (stylistycznie The Streets się kłania).

Muzycznie jesteśmy zasadniczo na terenie mocno brytyjskim. Przywołany wyżej przykład o tym świadczy, ale także utwór „Enough” mocno w stylu LCD Soundsystem. Także utwory bujające, grzejące soulem spod znaku Sault – znakomity „Only” z wokalem Lydii Kitto oraz „Free” będący w istocie klasycznym utworem Simz pełnym niepohamowanej szczerości i kilkoma znakomitymi linijkami do zapamiętania. Potem znów zmiana i trafiamy do sypialni, gdzie towarzyszy nam jedynie gitara akustyczna oraz Moses Sumney („Peace”).

Jednym z najmocniejszych momentów płyty jest mocno pulsujący „Flood” z gościnnym udziałem Obongjayara i Moonchild Sanelly. Być może to najbardziej złożony utwór z afrykańskimi wpływami na tej błyskotliwej płycie. „Thief” porywa połączeniem napięcia rodem z thrillerów, spiralnymi syntezatorami i wyciem. „Blood” z kolei ma w sobie nerwowość, a nade wszystko siostrzano-braterską rozmowę o terapeutycznej mocy. „Lion” silnie inspirowany twórczością Herbiego Hancocka z partią saksofonu. W utworze tytułowym gości Michael Kiwanuka, ale ważniejsze, iż jest tam także Yussef Dayes perkusją swą wprowadzający nerwowość.

Innymi słowy gości nie brakuje, ale nikt nie przytłacza mistrzyni ceremonii. Więcej, wszyscy wydają się dobrze dobrani i pomagają uwypuklać atuty bohaterki bardziej skupionej niż zazwyczaj. Artystka nie miała problemów ze szczerością w tekstach. Raczej opuszczała mury obronne dając nam przyjrzeć się jej wnętrzu. Tym razem jest podobnie choćby w „Lonely” ulepionym ze zwątpień, samotności i niepewności. Pewnie byłby to dobry koniec, ale utwór „Blue” jest lepszy. Jest w nim także Sampha. Jest w nim także niepodrabialny styl raperki ułożony na oszczędnym podkładzie. Jest znakomity tekst i ta linijka: „Everybody’s on autopilot”.

Awal | 2025


Spotify
FB: https://www.facebook.com/LittleSimz


Idź do oryginalnego materiału