Po wielu, wielu latach udało mi się wreszcie zobaczyć słynne „Listy do M.”, które – z tego, co pamiętam – były wielkim hitem w 2011 roku (sic!). Wg filmwebu zarobiły $26 923 513, co jest spektakularnym wyczynem. Nic więc dziwnego, iż co jakiś czas Polacy otrzymują kolejne filmy z tejże serii i mówi się, iż to taka podróbka Bridget Jones czy innych świątecznych filmów. No właśnie – podróbka. To moje słowa, może trochę niesprawiedliwe względem jedynki „Listów do M.”, ale jestem pewna, iż sprawiedliwe względem reszty.
Zresztą – ja mam do filmu mieszane uczucia. Z jednej strony mamy tu słodkie historie, które naprawdę mogą podnieść na duchu, a z drugiej strony stylistyka komediowa zabija „Listy do M.”. Dlaczego? Pewno dlatego, iż po wielu, wielu latach humor ukazany w filmie jest mocno tandetny i suchy, więc praktycznie mnie nie śmieszył. Moooże raz czy dwa razy się uśmiechnęłam, ale nijak nie był to seans, w którym moje serce zaznało jakiś głębszych wrażeń. Co więcej, byłam bliska oderwania się od tego hitu, ale ku mojemu zdziwieniu seans dość gwałtownie płynął, więc postanowiłam dokończyć.
A co my tu w ogóle mamy?
Oto Wigilia, więc ostatnie przygotowania do świąt. Kilka osób styka się ze sobą w ten, czy inny sposób. Tosia (Julia Wróblewska) wpada na genialny plan złapania jakiegoś frajera i wciśnięcia się na wigilię do jego chaty. Pada na Wojtka (Wojciech Malajkat), który ma żonę, co poroniła i jest zimną, wyrachowaną suką w radiu Zet, co szefuje innym. Jako szefowa Małgorzata (Agnieszka Wagner) każe Mikołajowi (Maciej Stuhr) zostać na noc wigilijną w radiu. Temu to w niesmak, bo ma syna, Kostka (Jakub Jankiewicz), który koniecznie chce dostarczyć tacie dziewczynę…
I tak dalej, i tak dalej. Widzimy lekkie konflikty, slapstic oraz scenariusz, który naprawdę mógłby zrobić na kimś wrażenie, gdyby nie ta komedia. Film się zestarzał i chociaż może się jeszcze podobać, tak trochę mi smutno, iż nie poszło to w inną stronę. Nie mniej, seria jest na tyle popularna, iż w tym roku w kinach możemy obczaić szóstą część – „Listy do M. Pożegnania i powroty”. Ze względu na to, jak części 2-5 są rantowane w internetach, raczej nie mam odwagi sięgnąć po całość. Ale Wy bawcie się dobrze .
PS.: Nikt Wam nie powie, ale w filmie jest wątek LGBT i szczerze? Zapomniałam o nim przy recenzji, bo on był wpleciony w fabułę bardzo naturalnie i w zasadzie miło się na to patrzyło .