Lewandowski postawił sobie pomnik. Szczęsny nie gryzł się w język. "Robert ma spore ego"

pomponik.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: pomponik.tv


W ubiegłym roku do streamingu trafił film dokumentalny o jednym z najlepszym piłkarzy świata, a tak się składa, iż i Polaku - Robercie Lewandowskim. Co oczywiste, oczekiwania były ogromne, ale efekt finalny o dziwo mało kogo zadowolił. Wokół produkcji pojawiło się sporo kontrowersji i zarzutów, a wiele osób narzekało na dość bezbarwny wizerunek piłkarza ukazany na ekranie. Wśród krytyków nie zabrakło bardzo znanych nazwisk...



Powstał dokument o Robercie Lewandowskim. Oczekiwania były ogromne


Kiedy w lipcu 2021 roku media obiegła informacja o rozpoczęciu prac nad filmem dokumentalnym o Robercie Lewandowskim, w sieci zawrzało. Nazwisko napastnika działa jak magnes, a opowieścią o gwiazdorze futbolu z miejsca zainteresowali się nie tylko miłośnicy tej dziedziny sportu, na co zresztą liczyć sam bohater scenariusza.
"Pomysł na ten film jest nieoczywisty, dlatego zdecydowałem się na jego realizację. To będzie historia wzlotów i upadków, momentów siły, ale i chwil słabości. Bez upiększania - tak, jak było naprawdę. Film przedstawi wiele nieopowiedzianych wcześniej historii z mojej kariery, które z pewnością zainteresują fanów piłki nożnej. Mam jednak nadzieję, iż widzowie, którzy nie śledzą rozgrywek piłkarskich również z zainteresowaniem obejrzą ten film. Chciałbym, żeby ten dokument stał się inspiracją dla dzieciaków, które marzą o osiągnięciu czegoś wielkiego, ale nie do końca w siebie wierzą" - zachęcał do seansu celebryta.Reklama


"Lewandowski - Nieznany" Macieja Kowalczuka miał swoją premierę pod koniec marca 2023 roku. Na uroczystym wydarzeniu pojawili się m.in. menedżer piłkarza, prezes FC Barcelony, ale i Sławomir Peszko, Krzysztof Hołowczyc czy Andrzej Wrona. Niestety gwałtownie okazało się, iż biografia 36-latka nie jest do końca zadowalająca, a przytoczone wyżej obietnice jej bohatera wcale nie zostały spełnione.





Dokument o Lewandowskim zawiódł wszystkich. Nie tego się spodziewano


Dzięki prywatnym nagraniom widzimy, iż Lewandowski od małego skupiony był na swoim celu: osiągnięciu perfekcji i wspinaniu się na kolejne szczyty w świecie piłki nożnej. Wypowiedzi osób z jego otoczenia, które na różnych etapach towarzyszyły mu w jego karierze, nie składają się jednak na pogłębiony wizerunek gwiazdora. W recenzjach krytyków i widzów powracały zarzuty o przezroczystości bohatera, który na ekranie wygląda zupełnie nieinteresująco.
Słabo wypadła też relacja Anny i Roberta. Wydawało się, iż celebryci, którzy sami w sobie są marką, nie potrafią wyjść poza publiczne role, do których przyzwyczaili cały świat, ale i... samych siebie. W efekcie powstał dość lukrowany portert, w którym nie znalazło się miejsce na trudne czy choćby niewygodne tematy.

Wielcy nieobecni w filmie o Lewandowskim. Byli kolegami z boiska


Powszechnie zwracano uwagę, iż w produkcji zabrakło wypowiedzi wielu istotnych osób, m.in. jednego z najważniejszych kolegów z boiska, Łukasza Piszczka. To on wraz z Lewandowskim stanowił trzon reprezentacji Polski, a później też Borussi Dortmund.
"Siedziałem choćby (...) na boisku i odpowiadałem na pytania, ale widocznie nie było tyle miejsca i minut filmu dla mojej osoby" - wyjawił Mateuszowi Borkowi niedługo po pojawieniu się filmu na VOD.
Jeszcze większym nieobecnym był bez wątpienia Kuba Błaszczykowski. Podobnie jak wspomniany Piszczek towarzyszył on Robertowi na tych samych etapach kariery, a przed długi czas panowie mieli dość bliskie relacje. Natomiast od pewnego momentu w ogóle nie utrzymują ze sobą kontaktów.
"Robert jest na tyle ciekawym człowiekiem i ma tak dużo do zaoferowania, iż można było wyciągnąć z tego filmu więcej" - ocenił dyplomatycznie były napastnik Wisły Kraków, którego nazwisko ani razu nie jest choćby wspomniane na ekranie.

Tomasz Raczek nie przebierał w słowach. "Do kitu"


Jednym z najgłośniejszych sceptyków, jeżeli chodzi o dokument o Lewandowskim, był Tomasz Raczek. Recenzent nie gryzł się w język, komentując film.
"Wyłagodzone wszystkie kanty, wszystkie niewygodne sytuacje dla Lewandowskiego. To jest tak naprawdę (...) film, który chce swojego bohatera pokazać tylko od najlepszej strony. Tyle iż robi to mało udanie (...). Zwątpiłem w to, iż on jest ciekawym człowiekiem, bo (...) [ten film mówi - przyp. aut.] jedno: od małego chciał zwyciężać, chciał być najlepszy. To wszystko" - utyskiwał znawca kina.
Szczególnie ubodła go nieobecność wspomnianego Błaszczykowskiego, "który go [Lewandowskiego] wszystkiego nauczył" w niemieckim klubie. "Do kitu" - podsumował gorzko, podkreślając, iż wszystkie osoby wypowiadające się na planie wydają się nieszczere i sztuczne, jak gdyby mówiły tylko to, na co dostały zgodę.

Lewandowski postawił sobie pomnik. Szczęsny nie gryzł się w język. "Robert ma spore ego"


Zgadzałoby się to z tym, co wyjawił Wojciech Szczęsny, który wkrótce, bo w przyszłym roku, sam doczeka się filmu o sobie. Odpowiadać będzie za niego ta sama ekipa, która stworzyła produkcje na temat Błaszczykowskiego i Lewandowskiego. Bramkarz, który dopiero co dołączył do Roberta w FC Barcelonie, mówił wprost o jego podejściu do tego projektu.
"Moim zdaniem [dokument] był okej, ale troszkę za słodki, za bardzo był laurką dla Roberta. Jest to spowodowane tym, iż Robert jest wyjątkowym perfekcjonistą i nie pozwoliłby sobie na to, żeby jego wizerunek, który jest prawdziwy, był inny niż idealny. Robert, którego widziałeś w filmie, to jest Robert. To nie jest fałszywe. (...) On jest idealny. Z dystansem ma problem, ale z poczuciem humoru raczej nie. Trudno jest powiedzieć Robertowi żart o Robercie i nie oczekiwać riposty. Robert ma spore ego. Każda gwiazda ma bardzo duże ego" - mówił w podcaście "WojewódzkiKędzierski" w lipcu tego roku.
Zobacz też:


Dopiero potwierdzono transfer Szczęsnego, a tu takie wieści. Piłkarz oficjalnie zdecydował
Idź do oryginalnego materiału