Lektury dla graczy

pixelpost.pl 10 godzin temu

Wakacje. Okres, kiedy choć na chwilę możemy zapomnieć o obowiązkach i powinnościach, znaleźć czas na słodkie lenistwo i kultywowanie swoich hobby. W przypadku wielu Graczy oznacza to jeszcze więcej godzin spędzonych przed monitorem.
I niby nic w tym złego – dobrze jest się zrelaksować po całorocznych trudach przy paru dobrych gierkach (ja na przykład dorwałem w końcu Sacred i jestem zachwycony). Wakacje są też jednak czasem na zmiany – miejsca pobytu, towarzystwa, rutyny. Może by więc dla odmiany porobić coś innego? Choćby – poczytać…
Stosunek Graczy do książek jest równie zróżnicowany, jak sami Gracze. Jedni z euforią oddają się magii słowa pisanego, inni kojarzą je głównie z nudami, jakie wbijano im do głów w czasach szkolnych. Niektórzy przedkładają lekturę nad granie, innych żadną knigą od kompa nie odciągniesz. Wiadomo, iż przekonanych przekonywać nie trzeba, a zatwardziałych przeciwników nie zjedna się łatwo. W związku z tym niniejszy felieton nie ma na celu nawracania Mas Grających na Czytelnictwo, a jedynie zaciekawienie tematem (i, przy okazji, uprawomocnienie słowa „kulturalnie” w nazwie cyklu).
Gdyby się zacząć zastanawiać, co interesującego może przeciętny Gracz odnaleźć w książkach, można by dojść do wniosku, iż nic. Fascynujące fabuły? Proszę bardzo – od Homeworlda po Final Fantasy. Ciekawych bohaterów, z którymi można się identyfikować? Duke Nukem to może dość niefortunny przykład… O, proszę, nasz komputerowy Wiedźmin. Albo postacie z ukochanego przez redakcję (niestety w tym wypadku muszę robić za całą redakcję – Kradziej) Chrono Triggera. Poruszające idee, ważkie pytania o ludzkość, treści dotykające duszy człowieka? A grał kto w Planescape: Torment albo Sanitarium? Pożywka dla wyobraźni? Polecam Silent Hilla, choć wiele starych, pozbawionych znakomitej grafiki gier też pozostawia Graczowi sporo miejsca do wypełnienia (choćby opisywany przeze mnie King of Dragon Pass albo seria erotycznych przygodówek Leisure Suit Larry). Zdobywanie wiedzy o świecie? A wiecie, ile się można dowiedzieć, pykając choćby w strategię z serii Europa Universalis?
Więc co, książki są Graczom niepotrzebne? Ależ nie! Choć zaspokajają z grubsze te same potrzeby, robią to w inny sposób. Fan sensacyjnych fabuł i teorii spiskowych może, jeżeli ma ochotę na sprawdzenie refleksu i umiejętności kombinowania „na szybko”, odpalić sobie Splinter Cella albo Metal Gear Solid. Ma swój ulubiony typ opowieści plus absorbujący gameplay.

Ale co, jeżeli nie ma akurat ochoty wcielać się w wyszkolonego agenta? Może frustruje go poziom trudności jakiegoś fragmentu, jest troszkę zaspany i nie ma dostatecznego refleksu albo po prostu woli poobserwować historię z perspektywy sztabu, poanalizować plany i wydarzenia zamiast brać w nich udział. Wtedy wystarczy otworzyć odpowiednią książkę – Toma Clancy’ego czy choćby Bogusława Wołoszańskiego – i voila. (Oczywiście, jeżeli nasz delikwent ma ochotę całkowicie się odmóżdzyć, może zawsze obejrzeć jakiś film sensacyjny tudzież serial „24 godziny”. My jednak na razie skupmy się na mniej drastycznych rozwiązaniach.) Oczywiście, nie istnieje prawo stwierdzające jednoznacznie, iż lektury Gracza muszą być utrzymane w tym samym klimacie, co jego ulubione gierki. Byłoby to zresztą dość trudne w przypadku choćby fanów FIFY (choć fabularyzowane biografie i autobiografie piłkarzy powinny ich zaciekawić), Lemingów (acz Muminki tudzież Bromba i inni mogłyby przypasować) lub Tetrisa (no dobra, tu się poddaję). Tym niemniej śmiem twierdzić, iż aby przekonać przeciwnego książkom fana gier wideo do szlachetnej sztuki czytania, należy mu podsunąć coś z jego działki. I odwrotnie – bibliofil dostający odruchu wymiotnego na dźwięk słów „konsola”, „frag” i „joystick” może zostać nawrócony odpowiednio dobraną gierką.
Jeśli zastanawiamy się nad związkami literatury z grami, na myśl przychodzą gry na motywach książek i książki na motywach gier. Ostrożnie jednak! O ile te pierwsze potrafią trzymać całkiem niezły poziom (vide seria Dune, Wiedźmin, gry o Sherlocku Holmesie czy pokręcona adaptacja Alicji w Krainie Czarów, czekamy na sequel), o tyle z upowieściowieniami serii z małego/średniego ekranu nie zawsze bywa tak różowo. Po pierwsze, jest ich mało. Po drugie, bywają naprawdę ZŁE. Przykład? Wrota Baldura. Wszystkie części. Omijać z daleka. Serio. Są też ponoć próby bardziej udane – książki na podstawie słynnej przygodówkowej serii Myst czy równie słynnej serii Diablo zbierają już znacznie lepsze recenzje – wciąż jednak doradzałbym ostrożność.
Osobny akapit należy się chyba seriom książek i gier, których akcja rozgrywa się w rozmaitych fantastycznych światach. Warhammer, Forgotten Realms, Star Wars – to marki znane jak świat rozrywek wszelakich długi i szeroki. Czy warto jednak interesować się ich książkowym aspektem? To zależy od oczekiwań i tolerancji czytelnika. Z wyjątkiem może powieści gwiezdnowojennych (myślę tu zwłaszcza o moim ukochanym Zdrajcy Matthew Stovera), w tego typu pozycjach rzadko napotkamy skomplikowane problemy natury moralnej, pogłębioną psychologię postaci, trudne pytania. A kiedy już takie się trafią, to nie każdego przekonają – rozważania o Jasnej i Ciemnej stronie mocy i słuszności przemocy w walce ze złem dla jednego będą ciekawą metaforą kwestii rozważanej od wieków przez filozofów, a dla innego – nerdowskim bełkotem. O ile jednak pewna płytkość intelektualna „Warhamców” i „Forgotenów” nie powinna stanowić bardzo dużego problemu – każdemu przyda się czasem lekkie czytadło – o tyle miałkość fabuły i stylu, jaką prezentują niektórzy autorzy, może być już nie do strawienia. Odradzam zwłaszcza (z bólem serca, jako fanatyk Planescape) trylogię Wojen Krwi J. Roberta Kinga. Dziwna konstrukcja postaci, irytujący styl, nie zawsze sensowna (choć mająca przebłyski) fabuła… Drugi tom, Wojownicy Otchłani, to jedna z niewielu książek, które porzuciłem w połowie lektury. Inna sprawa, iż sądząc po raczej przychylnych recenzjach na amazon.com, moje zniesmaczenie może mieć związek ze zmorą taśmowych serii fantasy – fatalnym tłumaczeniem. I znów Star Wars wybija się tu zdecydowanie (może to kwestia wydawnictwa?), oferując sensowne (nawet, jeżeli czasem ze sobą kolidujące – X-Wingi czy X-Skrzydłowce?) tłumaczenia przyjemnych, ciekawych i dobrze napisanych powieści.

Miejsce przeznaczone na felieton powoli się kończy, a ja chciałbym jeszcze dodać akcent wakacyjny – listę kilku ciekawych pozycji książkowych z ufnalowym atestem „Warto Sprawdzić”:

  1. Raymond Chandler, Wysokie Okno (choć równie dobrze mogłaby tu być Tajemnica Jeziora, Długie Pożegnanie, Playback czy cokolwiek innego, co popełnił Mistrz) – perełka czarnego kryminału. Opowiada o Philipie Marlowe, ostatnim człowieku honoru (a przy tym niepoprawnym cyniku, zwolenniku whiskey, szachów i niebezpiecznych kobiet) w pozbawionym jakichkolwiek zasad moralnych światku bogaczy Kaliforni lat trzydziestych, czterdziestych i pięćdziesiątych. Niezwykły, dekadencki i zblazowany, przepełniony czarnym humorem klimat w połączeniu z charakterystycznym językiem to znak firmowy Chandlera, uważanego za ojca kryminału noir. Do historii przeszły tzw. chandleryzmy – „W tym pokoju tylko zegar mógł chodzić swobodnie”, „Ściana była tak brudna, iż brzydziłem się na nią narzygać” czy „Martwi ludzie są ciężsi niż złamane serca”. W połączeniu ze świetną fabułą i ciekawymi (jeśli kogoś ciekawią skurczybyki, dranie, osoby psychicznie okaleczone i przestępcy wszelkiego sortu) bohaterami daje to mieszankę wciągającą lepiej niż odkurzacz Zelmera.
    Ufnal Kulturalnie #5 – …a może poczytać?
  2. Mariusz Szczygieł, Gottland – obsypana nagrodami mieszanka reportażu, książki historycznej i zbioru anegdot, opowiadająca o naszych południowych sąsiadach, Czechach. Autor, prywatnie reporter „Wyborczej” i, do niedawna, wykładowca UW, z zamiłowania zaś czechofil, wtajemnicza nas w losy najważniejszych postaci XX-wiecznej historii kraju Husa i Szwejka. Przy okazji stykamy się z niezwykłą czeską mentalnością, łączącą w sobie skrajny fatalizm i dziwny, uparty optymizm podlane sporą dawką tak charakterystycznego dla Słowian ponurego, sarkastycznego humoru. Niektóre z opisywanych tu zdarzeń zdają się być dziełem inwencji panów z Monty Pythona, inne – koszmarnym snem. Charakterystyczny styl Szczygła znakomicie współgra z tymi tragikomicznymi opowieściami. jeżeli ktoś chciałby wiedzieć, kim adekwatnie są ludzie, którzy na Terminatora mówili „Elektrycny Mordulec” a na Batmana „Netoperek” – szczerze polecam.
  3. Jacek Dukaj, Lód – propozycja dla ambitnych. Wymagająca objętościowo (1000 stron z górką) i treściowo. Opowieść o Benedykcie Gierosławskim i jego wyprawie na Syberię w alternatywnej rzeczywistości roku 1924, w której meteoryt tunguski przyniósł światu zamrażający Historię Lód, to nie tylko znakomita fabuła fantastyczna. To także pretekst do niezwykłych rozważań o Bogu, Prawdzie i Historii. Rozważań wcale nie wymęczonych i przefilozofowanych. Dla głównego bohatera, uwikłanego w skomplikowane intrygi syberyjskich frakcji, konflikty czczących lub zwalczających Lód sekt prawosławnych i mającego w rękach klucz do zmiany biegu dziejów, są one kwestią życia i śmierci. Lód mniej wytrwałego czytelnika pewnie zmęczy, ale jeżeli ktoś nie boi się wyzwań, czeka go kilka wakacyjnych tygodni intelektualnego orgazmu (albo walenia głową w mur, jeżeli książka jednak nie trafi w gusta. Cóż, jest ryzyko, jest zabawa).
    I tym optymistycznym akcentem zakończmy dzisiejszą odsłonę Ufnal Kulturalnie.
Idź do oryginalnego materiału