A znowuż Anna Brzezińska wróciła w powieści „Mgła” do świata fantasy w quasi-włoskim średniowieczu z cyklu opowiadań „Wody głębokie jak niebo”. Mam z takim rodzajem fantastyki pewien problem – jako mniej lub bardziej, ale jednak racjonalista chciałbym zakładać, iż gdy inkwizycja pali na stosie czarownice, to jest to prześladowanie niewinnych kobiet w imię zabobonu. Kiedy autor sugeruje, iż czarownice są naprawdę niebezpieczne, inkwizytor staje się postacią pozytywną.
W „Mgle” ten problem rozwiązano przy pomocy kunsztownej gry literackiej. Tę historię na zmianę opowiada nam dwóch narratorów, zasadniczo bezimiennych. Będę ich na użytek notki nazywać „synem młynarza” i „synem flaczarki”. „Syn młynarza” ma przydomek „Draco”, gdyż lubi opowiadać tym, co go częstują winem historię, którą ten drugi narrator pogardliwie podsumowuje jako „bajędę o smoku”.
Połowa książki to rzeczona bajęda. Druga połowa to opowieść, którą „syn flaczarki” snuje kilka(dziesiąt?) lat później, gdy sam jest żebrakiem. Czy możemy mu wierzyć? Przecież on sam wielokrotnie szydził z „syna młynarza”, iż ten zmyślał byle co, żeby mu tylko polali wina. Gdy sam jest w tej sytuacji, to naturalne, iż stosuje te same sztuczki.
Wyguglałem negatywną recenzję, której autor narzekał, iż czytając „Mgłę” miał „wrażenie, iż słucha blubrania jakiegoś pijaczka, który urżnął się totalnie i teraz zanudza towarzystwo słowotokiem”. Bardzo słusznie! Obie narracje są „blubraniem pijaczków”.
Rzeczywiście, nie jest to klasyczne fantasy, iż Bohater Wyrusza na Quest. Przyjemność lektury polega na samodzielnej rozkminie: CO TAK NAPRAWDĘ ZASZŁO? Obaj narratorzy są, jako się rzekło, niewiarygodni – w dodatku obaj sobie przeczą w jednych detalach, ale są zaskakująco zgodni w innych.
To sytuacja, z którą często styka się historyk, a choćby autor popularnych książek o historii. Związane z Kopernikiem źródła często sobie przeczą, często też nie wiadomo na ile można wierzyć komuś, kto był politycznym przeciwnikiem astronoma. Takie rozkminy to podstawa przyjemności obcowania z Historią.
W książkach historycznych (non-fiction) spotykamy czasem lakoniczne zdania typu „w 1125 roku wojska cesarskie obróciły miasto w perzynę”. Takie zdanie ukrywa tysiące makabrycznych historii o mordzie, gwałcie, torturach, grabieży – zwykle nieopowiedzianych.
Tutaj zagładę przetrwało kilka osób, a razem z nimi ocalały dwie opowieści. Z nimi z kolei ocalała legenda o smoku mieszkającym jakoby w alpejskich (?) szczytach górujących nad Citta di Sant’Angelo. „Mgła” pozwala nam się pobawić w historyka, setki lat później próbującego wysmażyć publikacyję o tej legendzie. Ile w tym prawdy?
Możliwa jest interpretacja całkowicie realistyczna. Żadnego smoka nigdy nie było, ani w ogóle żadnej magii. Po prostu obaj „blubrający pijaczkowie” pozmyślali pikantne szczegóły widząc znudzenie na twarzach sponsorów popijawy.
Historia często używana jest do opowiadania o współczesności. Nie jestem tu bez winy, napisałem od grzmota felietonów i blogonotek niby to o republice weimarskiej, a tak naprawdę o 3RP. W „Mgle” też dostrzeżemy Współczesność, bo przecież w Dzisiejszych Czasach nie sposób nie myśleć o Zagładzie, a temu często towarzyszy pytanie: jakie opowieści po nas zostaną, gdy nasze miasta zostaną „obrócone w perzynę”? Ale byłoby śmiesznie, gdyby przyszły historyk próbował sobie wyobrazić nasze czasy na podstawie cudem zachowanego archiwum tego blogaska (z komciami). Wtedy już by naprawdę bronili doktoraty z awalologii!
Historyk chrześcijański zinterpretowałby legendę o smoku jako metaforę Grzechu, za sprawą którego Citta di Sant’Angelo upadło, trawione przez Upadek Moralny. Historyk marksistowski zauważyłby wątek klasowy – miasto upadło, bo jego włodarzom nie udało się zbudować podstawowej spójności społecznej (więc kiedy pod mury podeszły wojska cesarskie okazało się, iż nie wszyscy chcą walczyć za kasztelana). Smok wtedy jest metaforą Walki Klas.
Użyję więc historycznej fantasy do interpretacji Współczesności. jeżeli upadnie nasze Citta di Sant’Angelo, to z podobnych przyczyn. Nie udało nam się sprawić, żeby każdy „syn flaczarki” identyfikował się z naszym Miastem. Część jest gotowa otworzyć bramę wrogim wojskom po prostu z nienawiści do kasztelana. Racjonalne tłumaczenia, iż na dalszą metę sami sobie tym wyrządzą krzywdę, mają ograniczoną skuteczność.
Czyja to wina? Jak to u Brzezińskiej, nie mamy wyraźnego podziału na „dobro” i „zło”. Obaj narratorzy to obiektywnie Źli Ludzie, w pełni zasługujący na wszelkie nieszczęścia jakich zaznali. Z ich opowieści wynika, iż w Citta di Sant’Angelo istniały mechanizmy awansu klasowego, ale narratorzy porzucili je po prostu z powodu łączącej ich obu pogardy dla uczciwej pracy.
Z drugiej strony, z tych opowieści wynika też, iż te mechanizmy za ich życia stopniowo się zamykały. Obaj opisują zachodzącą w mieście oligarchizację: biedni są coraz biedniejsi i liczniejsi, bogaci odwrotnie.
Częściowo wynikać to mogło z powodu obiektywnych procesów, które zachodziły także w naszym wszechświecie – a wtedy nikt ich nie rozumiał, bo nie istniała jeszcze ekonomia jako nauka. Ale częściowo, jak sugeruje zwłaszcza „syn flaczarki”, mogło po prostu chodzić o chciwość oligarchów, którzy również woleli raczej osłabić obronny potencjał miasta, niż zrezygnować z pomnażania majątku. Im też – jak wiemy z naszego świata – nie da się racjonalnie wytłumaczyć, iż na dalszą metę sami sobie tym wyrządzą krzywdę. Za bardzo podobają im się „blubrający ketaminiści” i ich bajędy o schronach odpornych na smoka.
Ja więc – jak widać – odczytuję „Mgłę” marksistowsko i lewacko, jako opowieść o katastrofie klimatycznej, Peterze Thielu, golfistach i alt-right („syn flaczarki” jest średniowiecznym groypersem!). Smok jest dla mnie metaforą Kapitalizmu, pchającego naszą cywilizację ku samozagładzie.
Można go też odczytywać na inne sposoby (np. jako metaforę Grzechu), albo wprost. „Historię syna młynarza” możemy odczytać jako klasyczne fantasy o Smoku, Miłości, Zdradzie, Klątwie i Królewnie Na Wieży, a choćby o Psiogłowcach. Ale osobiście w Annie Brzezińskiej bardzo cenię właśnie to, iż nie pisze takiej po prostu zwykłej, banalnej fantasy, której wystarczająco dużo już nastukano.