To pierwszy milion, który padł przy twoim udziale. Przy pytaniu za pół miliona Bartosz skorzystał z twojej pomocy. Jak się z tym czujesz?
- Można powiedzieć, iż wziąłem udział w grze przy jednym pytaniu. Super się z tym czuję, podwójnie dobrze, aczkolwiek nie przeceniałbym tego, bo mi się raz może udać, raz nie, natomiast zawodnikowi musi się udać dwanaście razy.
Jesteś bardzo skromny a przecież to pytanie było szczególne. Bartosz przyznał, iż było jednym z dwóch, które sprawiły mu problem. Bardzo ci dziękował za pomoc.Reklama
- Bartosz był bardzo był miły w tym, jak ocenił mój udział, to było sympatyczne, ale wiadomo - jest z wykształcenia dyplomatą. (śmiech).
- Szczerze mówiąc naprawdę nie czuję, iż się szczególnie przyczyniłem do tej wygranej... Jest bardzo wiele czynników, z którymi muszą sobie poradzić nasi zawodnicy, mnóstwo stresujących momentów, które trzeba przezwyciężyć, żeby w ogóle poradzić sobie w "Milionerach". Zawodnicy powinni być wdzięczni sami sobie za jakąkolwiek wygraną, bo to naprawdę nie jest proste zadanie. Oprócz tego, iż to jest program rozrywkowy to jest po prostu bardzo trudne.
Jeśli chodzi o "Milionerów" jesteś największym ekspertem. Co myślałeś, kiedy obserwowałeś grę Bartosza?
- Wydawało mi się, iż z tej mąki może być chleb, bo zawodnik miał wiedzę, opanowanie, widział program całościowo. To ważne, żeby umieć strategicznie rozłożyć swoje siły i wiedzieć, iż się gra na długi dystans, a nie na przykład do pięćdziesięciu tysięcy. Było widać, iż on patrzy długofalowo, ma "wzrok na piłce". Był powściągliwy w reakcjach, zresztą podobnie jak jego partnerka Asia, która obserwowała grę z widowni. Nie szarżował. Miałem wrażenie, iż rzeczywiście przy pytaniu o 500 000 tysięcy był zestresowany i potem chyba sporo nerwów go kosztowało pytanie za milion, mimo, iż znał odpowiedź, więc się czuł pewnie. Ale kiedy zaznaczasz odpowiedź za milion, to choćby jak masz własne nazwisko zaznaczyć, też się rodzą wątpliwości.
Czy Bartosz czymś wyróżniał się spośród innych graczy?
- Nie. Dobrze rokował, aczkolwiek moje bardzo bogate, ponad 25-letnie doświadczenie, nauczyło mnie, żeby nie oceniać książki po okładce. Tyle razy zdarzało się, także mnie osobiście, po cichu, obstawiać kogoś, iż to będzie pewniak, a było odwrotnie. Czasami miałem rację, czasami nie. To jest tak zaskakujący program, iż dosłownie w ciągu 3-4 minut wszystko się może obrócić do góry nogami.
Kiedy pada milion, ty jako prowadzący tak zwyczajnie cieszysz się?
- Może nie mam takiej euforycznej radości, bo jestem trochę po drugiej - produkcyjnej - stronie. Natomiast mam satysfakcję, choćby dumę, iż robimy adekwatny program. Trzeba wyraźnie powiedzieć, iż "Milionerzy", oprócz tego, iż są sami w sobie świetnym formatem, to jego paliwem są pieniądze. Bez tego paliwa, bez dużych wygranych, to będzie tylko taki ping-pong. Oprócz tego, iż poszczególne rozgrywki są ciekawe, to w całym sezonie muszą padać wysokie wygrane, bo w przeciwnym razie pojawi się u widza wątpliwość, czy ten program się powinien nazywać "Milionerzy".
Od września, kiedy "Milionerzy" wystartowali w Polsacie do dziś, zawodnicy wygrali już w tym programie 3 266 000 złotych nie licząc miliona Bartosza Radziejewskiego.
- Trzeba o tym mówić, bo często ludzie pytają mnie "No kiedy wreszcie ten milion padnie?. Odpowiadam wtedy - może jeszcze nie padł, ale w międzyczasie padło raz pół miliona, pięć razy ćwierć miliona, szesnaście razy pięćdziesiąt tysięcy, i tak dalej. Realne, duże pieniądze.
Jednak taka wygrana jak milion to w programie święto?
- Oczywiście i my się tym chwalimy. To święto na różnych poziomach. Trzeba konfetti posprzątać z podłogi w studio, co zajmuje dużo czasu i wtedy jest dobry moment, żeby ochłonąć i sobie uświadomić, iż ta kasa naprawdę poszła (śmiech).
To, co oglądamy w telewizji jest zmontowane - gra musi mieć swoja dynamikę. Do legendy przeszła już pani, która ostatnio powiedziała, iż się będzie zastanawiać tyle, ile chce, bo pozwala jej na to regulamin. Czy gra Bartosza przebiegała tak wartko jak widzieliśmy to w telewizji?
- Takie sytuacje jak z tą panią zdarzają się niezwykle rzadko. Natomiast nasz program się dobrze ogląda na żywo w studio. Czasami trzeba coś tam przyspieszyć, ale generalnie można oglądać całą grę jeden do jednego, siedząc tam na widowni.
Czyli w realu Bartosz też szedł jak burza.
- Tak! Mało tego, przerwy reklamowe realizowane są u nas 20 sekund, a nie 10 minut. I przejście z odcinka na odcinek to jest kwestia przerwy na obiad, na przebranie się.
Gratulowałeś już Bartoszowi w studio, może chciałbyś cos do tego dodać?
- Życzę mu, żeby ten schemat zwycięstwa powtarzał w innych sytuacjach w życiu. Jest młodym facetem, mam nadzieję, iż to doświadczenie mu się przyda. A poza tym mogę mu powiedzieć, iż jak się trochę cieplej zrobi, to chętnie przenocuję w hamaku w lesie, tak, jak on to robi w wolnym czasie. Absolutnie się z nim zgadzam, iż to jest super pomysł na odstresowanie się i złapanie innej perspektywy. Zwłaszcza w Polsce, która jest bardzo bezpiecznym krajem jeżeli chodzi o dziką przyrodę.
Zobacz też: Padł milion! Oto pytanie o najwyższą wygraną w "Milionerach"













