Legendarny golfista znowu w grze. Powrót po latach był dobrym pomysłem?

film.interia.pl 5 dni temu
Zdjęcie: materiały prasowe


Z perspektywy czasu wiemy, iż rok 1996 był najważniejszy dla kariery Adama Sandlera. Choć aktor miał już na koncie kilka ról, to właśnie wtedy na ekrany kin wszedł "Farciarz Gilmore". Film nie tylko stał się zaskakującym hitem kinowym, który przyniósł ponad 41 milionów zysku, ale także zwrócił uwagę świata na tego lekko szalonego, ekspresyjnego i jednocześnie dość uroczego komika. Teraz, po 29 latach, gwiazdor powrócił do głośnej roli, która wyniosła go na wyżyny sławy. Jednak czy sama kontynuacja wnosi coś więcej prócz nostalgii?


Kiedy dowiedziałam się, iż w planach jest realizacja drugiej części "Farciarza Gilmore'a", ze sporą ekscytacją śledziłam wszelkie wieści na jej temat. Doskonale pamiętam niedzielne emisje pierwszej odsłony w telewizji, które zwykle przyciągały przed ekran całą moją rodzinę. Grany przez Sandlera niespełniony hokeista nie pozwalał oderwać się od ekranu przez swoją groteskowość, nieokiełznanie i przede wszystkim ujmującą sympatyczność. Jak było tym razem?


"Farciarz Gilmore 2": Adam Sandler wraca na pole golfowe. Jak mu poszło?


W życiu Happy'ego Gilmore'a od wydarzeń, które obserwowaliśmy w pierwszej części, zaszło wiele zmian. Przede wszystkim został ojcem piątki dzieci i w wyniku wypadku, którego był winowajcą, pożegnał na wieki miłość swojego życia. Po tej dość niefortunnej tragedii legenda golfa stoczyła się na dno, zostając bez majątku i dawnego szacunku kibiców. Gilmore stał się rozbity, zmęczony życiem, pozbawiony iskry, która była jego znakiem rozpoznawczym. Sam Adam Sandler również wydaje się, iż ową iskrę stracił; choć miewał w filmie dobre momenty, dość często zdarzało mi się kwestionować jego wiarygodność i zaangażowanie w rolę. Reklama


Problemem okazało się również to, iż nowy "Farciarz" za bardzo stara się dopasować do współczesności i zaciekawić młodszą widownię. Choć od 1996 roku rzeczywistość uległa znaczącym zmianom, świat przedstawiony w filmie jest pełen przerysowań. Najlepszym tego przykładem jest kojarząca się z kreskówkami rywalizacja z drużyną MaxiGolfa, na którego czele stoi karykaturalny złoczyńca Frank Manatee (Benny Safdie).


Zaskoczeniem było dla mnie również nagromadzenie żartów, które w pewnym momencie, zamiast bawić, wywoływały raczej przytłoczenie. Wiadomo, humor jest indywidualną kwestią u każdego widza, jednak wydaje mi się, iż większość osób przyzna, iż co za dużo to niezdrowo. Przez ten natłok różnych pomysłów wiele filmowych gagów po prostu nie miało szansy, by w pełni wybrzmieć.
Nie uważam jednak, iż film poległ na wszystkich poziomach. Fani pierwszej odsłony z pewnością będą czerpać przyjemność z gościnnych występów, których było naprawdę mnóstwo. Na ekranie pojawili się m.in. cenieni aktorzy komediowi (w tym Jon Lovitz, Ben Stiller i Rob Schneider), uwielbiani muzycy czy gwiazdy sportu. Nie brakowało także mrugnięć okiem nawiązujących do innych popkulturowych hitów. Przykładowo, w scenach, gdy Happy stara się wrócić do formy, trudno nie zauważyć odniesień do pamiętnych treningów Rocky'ego. W dalszej części pojawiło się też dość oczywiste odwołanie do amerykańskiego "The Office" poprzez kultowe zdanie "That's what she said!", które jeden z bohaterów filmu uporczywie powtarza, choćby jeżeli nie ma to żadnego sensu.


Chwila nostalgii, śmiechu i... nic więcej


"Farciarz Gilmore 2" niewątpliwie jest laurką do pierwowzoru - powróciły dobrze znane postacie, w fabułę wpleciono wiele scen retrospekcji, które nie pozwalały zapomnieć o wydarzeniach z pierwszej odsłony. Choć miło było zobaczyć, jak potoczyły się losy tytułowego bohatera, to w samym scenariuszu brakowało świeżości i pomysłu.
Czy można więc uznać to za udany powrót? Trudno powiedzieć. W paru momentach bawiłam się dobrze, szczególnie w pierwszej połowie produkcji. Z czasem jednak coraz trudniej było mi utrzymać uwagę, a wielość żartów, często nietrafionych, nie pomagała sytuacji. "Farciarz Gilmore 2" z pewnością przywołuje nostalgiczne wspomnienia, ale jest to jedna z niewielu jego mocnych stron. Niestety, w przeciwieństwie do pierwszej odsłony raczej nie będzie to film, który zostaje z widzem na dłużej.


6/10


Zobacz też:
Kultowa komedia wraca po latach! Poznaliśmy już tytuł
Idź do oryginalnego materiału