Leczenie promieniotwórczym radem? Kiedyś to była moda

tarnow.ikc.pl 6 godzin temu

W dzisiejszych czasach, kiedy na tabletce ziołowej znajdziesz trzy ostrzeżenia i numer do toksykologa, trudno uwierzyć, iż kiedyś rad – tak, ten radioaktywny pierwiastek – był reklamowany jako remedium na wszystko. Od migren, przez reumatyzm, aż po „cierpienia stawów”.

W archiwalnym numerze Ilustrowanego Kuriera Codziennego z 1935 roku znaleźliśmy ogłoszenie, które z dzisiejszej perspektywy brzmi jak zapowiedź thrillera medycznego:
„Rad stosuje się przy reumatyzmie, ischiasie, migrenie…” – i tak dalej, i tak dalej. Firma Radiumchema oferowała specjalne „suche okłady radowe”, które można było stosować w domu. Z dumą zaznaczali, iż ich produkt pochodzi z Jachymowa (Joachimsthal) w ówczesnej Czechosłowacji – miejsca, które rzeczywiście słynęło z wydobycia rudy uranowej.

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1935, nr 149 (31 V)

Jak się dziś domyślamy, cudowny „okład” promieniował nie tylko dobrym samopoczuciem, ale i… jonizującym promieniowaniem gamma. A skutki długotrwałej kuracji mogły być równie spektakularne, co ostateczne.

Gdy promieniotwórczość była modna

W latach 20. i 30. XX wieku rad był niemal celebrytą wśród pierwiastków – dodawano go do past do zębów, kosmetyków, a choćby napojów energetycznych. Wierzono, iż „promienność” przekłada się na zdrowie, energię i młodość. I chociaż na efekty rzeczywiście nie trzeba było długo czekać, to niekoniecznie były one z tej kategorii, na jaką liczyli pacjenci.

„Prawdziwe okłady radowe 'Radiumchema’ zaopatrzone są w godło państwowe Czechosłowacji” – głosi ogłoszenie. Czyli jeżeli miałeś umrzeć, to przynajmniej z gwarancją jakości

Radowe dziewczyny

Jednak jego największą „ofiarą PR-ową” stały się „radowe dziewczyny” – pracownice amerykańskich fabryk, które malowały wskazówki zegarków i instrumenty wojskowe fluorescencyjną, radioaktywną farbą.

Nakładanie jej ustami było standardem – uczono je, by „zaostrzały pędzle” językiem. Przez lata ich ciała wchłaniały rad, który gromadził się w kościach i… świecił. Dosłownie. Dziewczyny żartowały, iż ich zęby świecą w nocy. Później zaczęły chorować. Cierpiały na rozpad kości, martwicę szczęk, nowotwory. Niektóre zmarły w młodym wieku w potwornych męczarniach.

Ich historia – dziś znana jako tragedia Radium Girls – wywołała jeden z pierwszych masowych procesów o prawa pracownicze i doprowadziła do poważnych zmian w przepisach dotyczących bezpieczeństwa pracy i ochrony przed promieniowaniem.

1922, Domena Publiczna

Radiumchema – legalny horror do użytku domowego

W Polsce nikt nie ostrzegał. Radiumchema, dumnie reklamowana jako produkt państwowy z Czechosłowacji, miała własne opakowania, broszury, a choćby adres kontaktowy w Warszawie. „Unikajcie falsyfikatów!” – ostrzega ogłoszenie. Autentyczność była ważniejsza niż bezpieczeństwo.

Dziś to nie reklama medyczna, ale ponure świadectwo czasów, w których fascynacja nauką wyprzedzała jej zrozumienie.

Nie róbcie tego w domu (ani nigdzie indziej)

Dziś „leczenie radem” to już tylko mroczna ciekawostka z kart historii medycyny i reklamy. Ale pokazuje doskonale, jak bardzo zmieniło się nasze podejście do zdrowia, nauki i… rozsądku.

Idź do oryginalnego materiału