Smak wody wśród chmur
Znajomi potrafią zabrać ze sobą na szczyt małą kawiarkę. Sama bym pewnie nie miała siły, żeby ją dźwigać (i jeszcze mały palnik), ale to fakt, iż łyk wody, kawy, herbaty z termosu i gryz bułki z kawałkiem sera, pomidora, jagodzianka!, jabłko, nigdzie i nigdy nie smakują tak dobrze, jak na grzbiecie góry, po wędrówce leśnymi kniejami magicznych dolin.
Nigdzie zmęczenie fizyczne nie pozwala tak bardzo wypocząć umysłowi i duszy. Kiedy koncentrujesz się na kroku (a musisz, bo kamień może być śliski, chybotliwy), zapominasz o miejskiej gonitwie za honorarium na opłacenie rachunków, szkole, pracy, domu, tramwaju, który uciekł ci sprzed nosa i korku w Alejach Trzech Wieszczów lub Ujazdowskich. Tego nie ma. Jest krok. Jest oddech. I to one są najważniejsze. Cel jest jasny. Zasapana/y, zlana/y potem, z rumieńcem na twarzy wygrywasz chwilę szczęścia. I nie musisz być alpinist(k)ą, wspinać się po ścianie, z linami, uprzężami, profesjonalnymi karabinkami (to inny level, też wspaniały, dla mnie nieznany), żeby tej energii zaznać.Reklama
Paolo Cognetti też nie jest alpinistą, ale od lat razem ze swoim psim przyjacielem Lakim przemierza bajeczne szlaki. Wśród zbocz, piargu, głazów, lodowców i dolin odnajduje swoje szczęście. W schroniskach położonych hen, wysoko, "ponad chmurami" albo tuż pod nimi, spotyka też ludzi - pięknych, czułych, wrażliwych, pracowitych. Pisze o tym książki - wśród nich tę najgłośniejszą: "Osiem gór". Na ich (jej) podstawie powstają rozchwytywane przez festiwale i ludzi gór filmy. Teraz sam stanął przed i za kamerą - jako bohater-narrator i reżyser dokumentu "Kwiat ośmiu gór".
Wybierzmy się na tę wyprawę razem
Jak góry wpływają na człowieka? I jak człowiek wpływa na góry? Czy góry nas przetrwają? Czy je zniszczymy, zadepczemy? Jak wygląda życie, gdy budzisz się wśród zapierających dech w piersi widoków (albo chmur, mgły, deszczu i wiatru)? I dlaczego się na to w ogóle decydujesz? Co pociąga cię w samotności? Cognetti zadaje te i podobne pytania grupie swoich przyjaciół i znajomych, druhów górskich przygód, ludzi, którzy prowadzą górskie schroniska (niektórzy sami je wybudowali, własnymi rękoma) i spędzają w nich długie miesiące, przyjmując gościnnie tułaczy. Pomiędzy fascynującymi rozmowami o sprawach prostych (a zatem najtrudniejszych) pojawia się codzienność bez cywilizacyjnych luksusów (jak na tej wysokości prać?), bez hałasu ulicy, traktów kolejowych.
Przed widzem wyłania się krajobraz filmowy, przypominający najwybitniejsze dzieła dokumentalne Wernera Herzoga, w tym "Spotkania na krańcach świata". Cognetti choćby zdaje się troszkę Herzoga przypominać, to zbliżona wrażliwość, zaciekawienie, to ten sam słuch - pilnie wyłapujący każdą nutę w głosie rozmówcy i w brzmieniu przyrody, ta sama troska o świat. Z ekranu nie padają jakieś wielkie deklaracje, zaskakujące obserwacje, ale w ich "zwykłości" i prostocie tkwi całkiem niezwykła siła.
I jeszcze te zdjęcia (Rubena Impensa), połączone z muzyką (Vasco Brondiego)! Nie ma w nich pocztówkowego kiczu, jest za to majestatyczne piękno. I jest czas, żeby rozejrzeć się dookoła. "Rubenowi dałem tylko kilka wskazówek: chciałem, żeby krajobraz był żywy, to znaczy, żeby zawsze coś się poruszało: woda, chmury, liście na wietrze, i aby postacie były jego częścią, stapiały się z nim, aż do momentu zniknięcia" - powiedział mi reżyser w trakcie naszej rozmowy o "Kwiecie ośmiu gór". Człowiek, widz, mały punkt na tle gór, które są świadkami naszych narodzin, naszych porażek, naszego upadku. realizowane są ze spokojem godnym tylko tytanów. Po tym seansie bardzo, bardzo za nimi zatęsknicie. Zatęsknicie za swoim ukochanym szlakiem i za swoją ukochaną górską łąką, schroniskiem, sekretnym miejscem, z dala nie tylko od Krupówek, ale i od Murowańca i Morskiego Oka w szczycie sezonu. W Tatrach. Bieszczadach. Górach Stołowych. A może nieopodal Monte Rosa w Alpach, gdzie zajrzeć pozwala Cognetti.
Nie każdy film ma taką moc.
7/10
"Kwiat ośmiu gór" (Fiore mio), reż. Paolo Cognetti, Włochy, Belgia 2024, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 1 sierpnia 2025 roku.