Czytaj też: „Jurassic World” i inne dinozaury, czyli weekend z prehistorią
Superman, wróg ludzkości?
Wszyscy wiemy, kim jest Superman. A James Gunn wie, iż wiemy. Nie potrzebuje zbędnych wprowadzeń, długiej ekspozycji, wyjaśnień. Wystarczy kilka zdań prologu i widzowie zostają od razu wrzuceni w środek wydarzeń: Superman (David Corenswet) od kilku lat mieszka w Metropolis, jako Clark Kent pracuje w gazecie „Daily Planet”, ma romans z redakcyjną koleżanką Lois Lane (Rachel Brosnahan), która zna już jego sekretną tożsamość. I od dawna jest celem ataków Lexa Luthora (Nicholas Hoult), geniusza i miliardera, od którego choćby Elon Musk mógłby się uczyć, jak być obrzydliwie bogatym i moralnie zepsutym człowiekiem.
Jednak w pierwszej scenie Supermana poznajemy z niecodziennej strony: właśnie dostał największe manto w życiu od nieznanego wcześniej wroga Borawskiego Młota. To zemsta za ingerencję Supermana w wojnę między Borawią i Dżarhanpurem: co z tego, iż heros zadziałał w słusznej sprawie, skoro stało się to zarzewiem międzynarodowego konfliktu?