Kultowe seriale, które prawie skasowano po 1. sezonie

Fani amerykańskiej wersji serialu "Biuro" doskonale wiedzą, iż pierwszy sezon produkcji znacząco różni się od pozostałych. Stacja NBC zaryzykowała, przenosząc format z Wielkiej Brytanii na rodzimy rynek. Debiutanckie sześć odcinków wykorzystywało te same żarty, dokładnie odtwarzając klimat oryginały napisanego przez Ricky’ego Gervaisa i Stephena Merchanta. Za oceanem ten typ humoru nie przyjął się zbyt dobrze, a wyniki oglądalności niemal szorowały po dnie. Nic dziwnego, iż telewizja zastanawiała się nad skasowaniem nieudanego tytułu. Pewnie stałoby się tak, gdyby produkcji nie uratowała jej największa gwiazda. W sierpniu 2005 roku na ekrany kin trafiła komedia "40-letni prawiczek". Film w reżyserii Judda Apatowa zdobył wielką popularność i okazał się przepustką do wielkiej kariery jego głównego aktora – Steve’a Carella. NBC zdecydowało, iż "Biuro" ma potencjał na kontynuację, a kolejne sezony – tworzone z większą scenariuszową swobodą – zaświadczyły o wartości serialu, dziś kultowej produkcji.

Opera mydlana "Sąsiedzi" to dziś stały element programu australijskiej telewizji. Powstały w 1985 roku serial ma już 40 sezonów i jest pod tym względem rekordową produkcją. Jednak początki emisji nie zwiastowały spektakularnego sukcesu. Stacja Seven Network rozpoczęła nadawanie odcinków w marcu 1985, a w lipcu, po serii frekwencyjnych porażek, uznała, iż nie chce kontynuować serialu. "Sąsiedzi" spędzili na bruku zaledwie kilka tygodni. Prawa do tytułu zakupiła stacja Network Ten i od początku kolejnego roku zaczęła nadawać kolejne odcinki. Te zyskały swoich fanów na drugim końcu świata, gdy BBC włączyło debiutancki sezon do swojej ramówki na 1986 rok. Przez lata produkcja zasłużyła się dla światowego przemysłu filmowego, ponieważ swoje aktorskie pierwsze kroki stawiało tam wiele gwiazd: m.in. Margot Robbie, Russell Crowe, Guy Pearce czy Chris Hemsworth.

Brakowało naprawdę niewiele, aby dzisiejsza popkultura byłaby biedniejsza o obraz Davida Hasselhoffa, który w spowolnionym tempie biegnie po złocistej plaży. Sytuacja serialu "Słoneczny patrol" po ledwie jednym sezonie zapowiadała porażkę, a nie fenomen wykraczający daleko poza późniejsze wyniki oglądalności. Na początku nadawania niewielu widzów wybierało serial o ratownikach wodnych – serial trafił do ósmej dziesiątki rankingu najpopularniejszych produkcji sezonu. NBC oficjalnie skasowało kontynuację, ale wtedy na ratunek pośpieszył sam Hasselhoff. Gwiazdor skrzyknął twórców i producentów, którzy wstawili się za wspólnym dziełem i razem rozpoczęli realizację kolejnych sezonów. Słońce ponownie zaświeciło na horyzoncie, gdy kolejne odcinki "Patrolu" stały się najchętniej oglądanymi na całym świecie.

Po sukcesie "Biura" mockument stał się wziętym gatunkiem telewizyjnym. Tym razem bohaterami serialu zostali pracownicy tytułowego departamentu w urzędzie miasta Pawnee. Gdy został pokazywany w regularnej dystrybucji telewizyjnej, liczba jego fanów nie była choćby zbliżona do ułamka tych, którzy kochają go dzisiaj. Reakcje widzów i krytyki były najwyżej przeciętne, a takiemu odbiorowi wtórowała coraz mniejsza cotygodniowa liczba widzów. "Parks and Recreation" zbliżało się do momentu, w którym jedyną rozsądną decyzją było zakończenie produkcji. Jednak porównania do swojego popularnego kuzyna zakończyły się wraz z emisją nowej serii odcinków. Scenarzyści znaleźli swój ton, nadający serialowi unikalnego charakteru. Leslie Knope i spółka dostali kolejną szansę i ją wykorzystali, ale popularność wzrosła dopiero gdy serial trafił na platformy streamingowe.

Serial "Pozostawieni" powstał na motywach bestsellerowej książki Toma Perrotty. Opowiada historię mieszkańców małego miasteczka, które zostało dotknięte przez światową tajemniczą tragedię – 2% populacji Ziemi z dnia na dzień po prostu zniknęło. Pozostali muszą żyć z pytaniem o losy swoich najbliższych i odnaleźć nowy sens w obecnej sytuacji. Po emisji pierwszego sezonu twórca serialu Damon Lindelof stanął przed wyborem: albo spróbuje rozwinąć opowieść, albo opuści produkcję, która zakończyłaby się po pierwszy sezonie. Dylemat rozwiązał się, gdy razem z autorem książkowego oryginału przeanalizowali możliwe ścieżki rozwoju historii. Sezon drugi powstał, ale po jego zakończeniu HBO nie podjęło decyzji, czy chciałoby wyłożyć pieniądze na kolejną serię odcinków. Wtedy do akcji wkroczyli oddani fani, którzy zorganizowali pikietę pod biurami stacji. Presja podziałała, a "Pozostawieni" zakończyli się po trzecim sezonie.

Film Roberta Altmana z 1970 roku okazał się sporym hitem, którego kontynuację postanowiła przygotować telewizja CBS. Serial "M*A*S*H" wymienił obsadę na telewizyjnych aktorów. Emisja rozpoczęła się dwa lata po debiucie oryginału w kinach, ale nie zebrała równie entuzjastycznych recenzji. Można powiedzieć, iż losy personelu szpitala polowego podczas wojny w Korei były niemal przesądzone. Widzowie czuli, iż scenarzyści nie znaleźli jeszcze balansu między komedią a dramatem wojny. Pomimo rozczarowujących wyników oglądalności, CBS dało produkcji jeszcze jedną szansę. Serial wykorzystał sprzyjający los, za pomocą którego udało mu się wyprodukować aż 11 sezonu przygód z drugiej linii frontu. Wyłączając z grona kolejne edycje Super Bowl, do dziś wyemitowany w 1983 roku finałowy odcinek "M*A*S*H" jest najchętniej oglądaną transmisją w historii amerykańskiej telewizji.

"Teoria wielkiego podrywu" była nowością w ramówce stacji CBS na 2007 rok. Bohaterami pierwszego sezonu byli zdolni fizycy Leonard i Sheldon, którzy mieli kłopot z relacjami damsko-męskimi. Musieli skonfrontować się ze swoimi słabościami, gdy do mieszkania naprzeciwko wprowadziła się piękna Penny. Start na antenie nie napawał optymizmem, a w dodatku emisja odcinków zatrzymała się na ósmym epizodzie. Plany pokrzyżował związek scenarzystów (WGA), który rozpoczął swój strajk. Nie można było więc pokazać kolejnych części nowego sitcomu. Póki co telewizja nie widziała, aby serial się spodobał, więc kontynuacja "Teorii wielkiego podrywu" oddalała się z każdym dniem. Gdy rynek filmowy stanął w miejscu, stacja pokazywała powtórki pierwszych odcinków. Efekt? Widownia cieplej patrzyła na produkcję, a słupki popularności po powrocie na antenę zaczęły rosnąć. Serial skończył się po swoim 12 sezonie, w 2019 roku. Został też podstawą dwóch spin-offów, a kolejne są już w planach twórców.

Ponownie cofamy się do XX wieku, aby przypomnieć losy jednego z najsłynniejszych seriali sci-fi w historii telewizji. Uniwersum "Star Treka" dokonało błyskawicznej ekspansji na różne kanały medialne i weszło do popkulturowej klasyki. Jednak wszystko nie mogłoby się udać bez sukcesu oryginalnego serialu, emitowanego w latach 1966-1969. Produkcja przez całość swojego trwania nie miała zbyt wielu widzów. Po sezonie pierwszym przeczuwano, iż niedługo gwiezdna saga doczeka swojego przedwczesnego końca. Pomimo kosztów stacja przebadała grupę docelową, w której "Star Trek" miażdżył konkurencję. To wystarczyło, aby utrzymać produkcję na antenie jeszcze przez dwa sezony. Serial powstawał najpierw za sprawą wytwórni Desilu Productions, która w tym samym czasie tworzyła już równie kosztowną produkcję szpiegowską "Mission: Impossible". Jej właściciele, aktorka Lucille Ball i jej mąż Desi Arnaz, zdecydowali się ponieść koszty obu seriali, które zmieniły się potem w zarabiające steki milionów franczyzy.

Sitcom "Kroniki Seinfelda" zyskał popularność, której nie powstydziłby się żaden inny serial. Droga od nieznanej produkcji do finału oglądanego przez 76 milionów Amerykanów była bardzo kręta i wyboista. Wystarczy spojrzeć na początki. Zamówiony przez stację NBC pilot został wyemitowany w maju 1989. Recenzje nie stawiały na produkcji krzyżyka, ale niespecjalnie zachęcały do oglądania. Tu mogła skończyć się przygoda serialu pisanego przez Jerry’ego Seinfelda i Larry’ego Davida. Ale jeden z producentów stacji postanowił dać twórcom pieniądze na jeszcze cztery odcinki. Ponowny debiut nastąpił rok później. Okazało się, iż lekcja została odrobiona, a zamiast jedynie poprawnej komedii na ekranie pojawiła się naprawdę przebojowa opowieść. "Kroniki Seinfelda" można ustawić w jednym rzędzie z "Przyjaciółmi" jako sitcomy definiujące ostatnią dekadę XX wieku.

Kolejny sitcom na tej liście jest jedynym, który wciąż oficjalnie się nie zakończył. Zamiast aż 16 sezonów, przygoda grupki znajomych spędzających czas w irlandzkim pubie Paddy's Pub mogła potrwać zaledwie siedem odcinków. Tak jak w przypadku innych seriali, zagrożenie przyniosła niska oglądalność. Zamiast skoku wiary i wyłożenie pieniędzy na drugi sezon projektu, stacja FX szukała sposobu na zwiększenie popularności tytułu. Serial nie miał pieniędzy na rozległy marketing, ale darmową prasę zapewniłoby dodanie do obsady rozpoznawalnego nazwiska. Poszukiwania doprowadziły do znanego z filmów "Powrót Batmana" czy "Lot nad kukułczym gniazdem" Danny’ego DeVito. Aktor zgodził się na występ w kolejnym sezonie i na stałe dołączył do obsady otoczonego kultem serialu.