Rami Malek znów wciela się w genialnego informatyka, który tym razem nie pracuje dla hakerów (choć hakuje tutaj każdy możliwy system), ale dla CIA. Gdy w zamachu terrorystycznym w Londynie ginie jego ukochana żona Sarah (Rachel Brosnahan), Charlie pragnie zemsty. Tyle iż jego przełożeni w CIA (jak to ludzie z demonicznego CIA w kinie akcji) nie kwapią się do złapania zamachowców. Mają swoje sekretne powody. Cóż, Holt McCallany urodził się, by grać cynicznych biurokratów. Charlie, klasyczny nerd przyklejony do wirtualnego świata, wykorzystuje swoje hakerskie zdolności i szantażuje przełożonych, zmuszając ich by pozwolili mu dorwać morderców żony. Reklama
Tyle iż Charlie nie jest Bondem i Bournem i nigdy nie pracował w terenie. Bierze go więc na trening tajemniczy Henderson grany przez Laurence’a Fishburne’a, który od czasu roli Morfeusza już zawsze będzie chyba mentorem zabijaków. Czy przemieni informatyka w mordercę? Po co, skoro Charlie może eliminować wrogów hakerskimi zdolnościami, a nie spluwą. Intrygujące. Szkoda, iż słabo wykonane.
Już raz książka Roberta Littela z 1981 roku była zekranizowana. Rolę Charliego zagrał wówczas Johna Savage. Nie znam tego filmu, więc porównania do roli Maleka nie mam. Niemniej jednak rola zdobywcy Oscara za "Bohemian Rhapsody" oraz arcyłotra z ostatniego Bonda "Nie czas umierać" jest najjaśniejszym punktem tego pełnego dziur logicznych thrillera. Reżyser John Hawes kręcił odcinki takich seriali jak "Czarne lustro", "Kulawe konie" czy "Snowpiercer" i jest też reżyserem solidnego historycznego dramatu "Jedno życie" z Anthonym Hopkinsem. Fach więc w ręku ma, co widać w poszczególnych scenach vendetty Charliego. Kto wie, czy pomysłowe wykończenie czarnego charakteru w podwieszanym między drapaczem chmur basenie nie wejdzie do klasyki gatunku? Scena, w której Charlie dowiaduje się o śmierci żony oraz wątek wiecznie samotnych ludzi wywiadu (odsyłam też do interesującego serialu "Agencja", który to rozwija) mogą choćby poruszyć. Co jednak z tego, skoro w ostatecznym rozrachunku cała historia wygląda jakby była nieprzemyślaną sklejką różnych pomysłów. Niewiarygodne twisty akcji i głupie wybory bohaterów sprawdzają się przy Jasonie Stathamie, ale nie w thrillerze mającym ambicje być czymś więcej niż kolejną historią owdowiałego mściciela. Sorry Malek, ale Charlesem Bronsonem nie jesteś.
Charlie raz jest zimnym i bezwzględnym mścicielem, by zaraz mieć moralne obiekcje, ubrane w wyświechtane dialogi. Charlie jest geniuszem, który jak dzieci wyprowadza w pole stare wygi z CIA, by za chwile dać się pojmać jak pierwszy lepszy żółtodziób. Postać grana przez Fishburne’a również jest niekonsekwentna. Na pewnym etapie historii w stylu "Jason Bourne zamienia się w nerda", Henderson ściga Charliego. Robi to tak, jakby nie chciał go złapać, ale ich relacja nie jest na tyle rozwinięta, byśmy uwierzyli w ich dziwną personalną grę. Nie rozumiem zupełnie cameo Jona Bernthala, który pojawia się niczym deux ex machina i nie wnosi absolutnie nic do akcji. Poza swoją zawsze magnetyczną osobowością. Tak samo jest z Michaelem Stuhlbargiem, który ma charyzmę, by choćby w malutkim epizodzie stworzyć interesującego łajdaka. Tutaj, swoją drogą na łajbie na Bałtyku, ogranicza się do wypowiedzenia paru nudnych banałów.
"Amator" jest banalnym thrillerem, którego twórcy latający od Paryża, przez Londyn do Stambułu, powinni przez napisaniem scenariusza pooglądać filmy akcji maestro Tony’ego Scotta albo przynajmniej odpalić nową wersję "Szakala". Pocztówki z całego świata są tam ładniejsze i piekielnie inteligentny zabójca jest o wiele bardziej wiarygodny. I nie potrzebuje choćby treningu Morfeusza.
Ocena: 5/10
"Amator" (Amateur): reż. James Hawes, USA,2025, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 11 kwietnia 2025 roku.