Magda Gessler jest niekwestionowaną ikoną w dziedzinie gastronomii. Prowadzi własne restauracje i cukiernię. Oprócz tego, iż jest gospodynią "Kuchennych rewolucji", które doczekały się 30 sezonów. 20 marca na antenie TVN wyemitowano nowy odcinek programu. Tym razem restauratorka odwiedziła lokal o nazwie "Bistro Zalewajka". Już na początku pojawiły się spore problemy. Była w stanie pomóc?
REKLAMA
Zobacz wideo Dlaczego restauracje po "Kuchennych rewolucjach" upadają? Gessler wyjaśnia
"Kuchenne rewolucje". To nie smak był problemem. "Pojawili się panowie z walizkami"
Już na samym początku Magda Gessler pozytywnie wypowiedziała się na temat dań. Zachwycił ją smalec, który dostała na samym początku, a także pierogi. Restauratorka miała małą uwagę do flaków i devolaya. Cepeliny, czyli kluski, w teście smaku także wypadły pozytywnie. Restauratorka rzadko kiedy pierwszego dnia rewolucji zagląda do kuchni. Tym razem postąpiła inaczej i przywitała się z kucharkami. - To miejsce jest poczciwe i smaczne. Na pozór wszystko tu gra, więc po co tu ja - oceniła.
Kolejnego dnia Magda Gessler dowiedziała się o problemach restauracji. Blanka i Kamil postanowili spełnić marzenie o własnym biznesie i zainwestowali w nie około 100 tysięcy. Mogli liczyć na wsparcie mamy mężczyzny, która jest szefową kuchni. W rozmowie z Magdą Gessler wyjawili, iż mieli trafić na nieuczciwego właściciela obiektu. - Osoba, z którą podpisywaliśmy umowę okazało się, iż tak naprawdę nie jest do końca właścicielem tego wszystkiego - zaczął Kamil.
Po trzech miesiącach pojawili się panowie z walizkami, weszli tutaj. Ja mówię: Przepraszam, ale o co chodzi? A panowie do mnie: No ale proszę pani, przecież ten budynek, to wszystko idzie w upadłość, to wszystko jest na sprzedaż. Ja mówię: Na jakie sprzedaż? Jak my dopiero trzy miesiące temu wynajęliśmy lokal na pięć lat
- dodała Blanka. - Najgorsze, iż nie wiecie, ile macie czasu w to, aby się umocnić - oceniła Magda Gessler.
Po tym przeszła do oceny czystości w kuchni i tym razem nie miała się do czego przyczepić. Obyło się bez rzucania jedzeniem i talerzami. Pomieszczenie wyglądało na schludne i uporządkowane. - Trzeba wynająć lokal w miejscu, w którym ludzie się zatrzymają, gwałtownie zjedzą. Żeby mieć drugą nogę, w razie czego, żeby się przenieść - zasugerowała restauratorka i dodała, iż smakowo "jest majstersztyk", nie szczędząc miłych słów w stronę kucharek. - Tu będzie wszystko związane z kartoflem - wymyśliła Magda Gessler i zaproponowała nową nazwę "Pyza w sosie przy szosie". Po metamorfozie w lokalu zawisły zdjęcia kucharek, przy ladach pojawiły się świeże chleby, a w pomieszczeniu zrobiło się przytulnie i domowo. - Ta restauracja była dla mnie prawdziwą niespodzianką - dodała Magda Gessler.
"Kuchenne rewolucje". Magda Gessler po powrocie zwróciła uwagę na jedno
Po czterech tygodniach restauratorka wróciła do Sierpowa i zastała pełny lokal. "Pyza w sosie przy szosie" zdały egzamin? Po ocenie potraw, Magda Gessler nie ukrywała, iż ich smak wypadł kapitalnie. Zwróciła uwagę na wielkość porcji. - Placki ziemniaczane jedne z lepszych, jakie jadłam w życiu - dodała gwiazda, ale zwróciła też uwagę na "drobny i zasadniczy problem", który dotyczył ciasta do cepelinów i leniwych. Dopytała również o sytuację z syndykiem. - Dalej jest wszystko do sprzedaży. Rozmawiałem z osobą, która jest zainteresowana zakupem całej tej nieruchomości i powiedział, iż o ile się zdecyduje, to będziemy mogli zostać w tym miejscu - wyjawił właściciel. Na koniec cała ekipa "Pyzy w sosie przy szosie" podziękowała Magdzie Gessler za pomoc wręczając jej bukiet kwiatów.