Kubuś Puchatek to był tylko początek. Z tych bajkowych postaci też zrobią morderców

natemat.pl 9 godzin temu
Myśleliście, iż "Puchatek: Krew i miód" oraz jego kontynuacja to pojedyncze wynaturzenia kinematografii? Horrorów opartych na historiach dla dzieci jest znacznie więcej, a w najbliższym czasie jeszcze ich przybędzie.


Kubuś Puchatek zabija w Stumilowym Lesie


Fabuła filmu "Puchatek: Krew i miód" brzmi tak niedorzecznie, iż aż intrygująco. Znany i lubiany bohater z kart powieści A.A. Milne’ego oraz licznych adaptacji Disneya w wersji reżysera Rhysa Frake’a-Waterfielda przepoczwarzył się z miłego misia w żądnego zemsty na Krzysiu psychopatycznego mordercę, który grasuje w Stumilowym Lesie wraz z Prosiaczkiem.

Brzmi jak niezła farsa, ale wyszedł istny dramat. Poza pomysłem wyjściowym trzeba by się naprawdę natrudzić, żeby wskazać chociaż jeden dodatkowy atut filmu. Czasami slashery obywają się bez dobrego scenariusza, ale w filmie Waterfielda leżało wszystko: aktorstwo, zdjęcia, efekty specjalne, oświetlenie, a choćby tak podstawowa rzecz, jak montaż.

"Jedynym plusem tej kompletnej aberracji, od której A.A. Milne pewnie przewraca się w grobie, jest to, iż trwa jedynie 84 minuty – choć to i tak o 84 minuty za dużo" – pisałam w swojej recenzji filmu, który powstał w ramach cyklu Koneserka Złego Kina.

"To było boleśnie złe, okrutne i niepotrzebne. Dawno nie byłem tak nieszczęśliwy, oglądając horror" – niezwykle trafnie podsumował film jeden z krytyków na portalu Rotten Tomatoes.

"Puchatek: Krew i miód" wyglądał jak totalna amatorszczyzna i słusznie oberwał pięcioma Złotymi Malinami. Pomimo tego odniósł jednak dość spektakularny sukces w box office. Z budżetem opiewającym na "obłędną" kwotę 100 tys. dolarów zarobił niemal 5 mln dolarów na całym świecie. Twórcy dostali zielone światło na realizację kolejnej odsłony, która weszła do kin już rok później.



Złośliwi twierdzą, iż w porównaniu z paździerzem, jakim była jedynka, każdy film mógłby leżeć blisko arcydzieła. "Puchatkowi: Krew i miód 2" przez cały czas baaardzo daleko do ideału, ale to całkiem przyzwoity slasher z paroma niezłymi scenami i w miarę intrygującą zagadką w tle.

Twórcy poszli po rozum do głowy i zmienili ton na dużo bardziej komediowy, dzięki czemu produkcja nabrała brakującej jedynce lekkości. Nikt już nie przekonuje widzów na siłę, iż mordercy ze Stumilowego Lasu mogą kogoś przestraszyć na serio.

Za udany można też uznać pomysł "odcięcia się" od fatalnej pierwszej części. "Puchatek: Krew i miód" istnieje w uniwersum sequela jako pełen przekłamań gniot inspirowany tym, co wydarzyło się Krzysiowi naprawdę. Szkoda, iż narracja z meta-poziomu nie doczekała się rozwinięcia, a wykorzystano ją jedynie do zamiecenia trupa pod dywan.

Większe pieniądze włożone w produkcję znalazły odzwierciedlenie w jakości realizacji (chociaż oświetlenie przez cały czas leży i kwiczy jak Prosiaczek). Efekty specjalne i maski bohaterów nie wywołują już spazmów zażenowania, a sam film nie wygląda jak nakręcony tą samą kamerą, co "Trudne sprawy".

Sequelowi nie udało się aż tak spektakularnie przebić budżetu, jak jedynce, ale zarobił parę milionów więcej. Jak sugeruje zakończenie, to jeszcze nie koniec "Poohniverse", a twórcy oficjalnie potwierdzili, iż podobnych filmów niedługo zobaczymy więcej.

Krwawa Myszka Mickey i mściwy Bambi


"Jeszcze przed premierą sequela 'Puchatka'…" odpowiedzialne za oba filmy Jagged Edge Productions zapowiedziało powstanie The Twisted Childhood Universe (pol. Pokręcone Dziecięce Uniwersum – tłumaczenie własne), czyli nowej horrorowej franczyzy opartej na koncepcie przemieniania poczciwych bohaterów znanych bajek w krwiożercze kreatury.

Poza dwoma inicjującymi slasherami o Kubusiu Puchatku w jej ramach wypuszczono w lutym tego roku "Peter Pan's Neverland Nightmare", luźno inspirowany klasyczną książką dla dzieci "Piotruś Pan i Wendy" Jamesa Matthew Barriego.

Co więcej, tylko na ten rok zapowiedziano premiery kolejnych filmów: "Poohniverse: Monsters Assemble" (kontynuacja przygód morderców ze Stumilowego Lasu), "Pinocchio: Unstrung" (krwawa wersja klasycznej baśni o drewnianym chłopcu) oraz "Bambi: Reckoning" (historia zemsty ze słynnym jelonkiem w roli głównej).

"(...) niesamowicie mroczny retelling historii z 1928 roku, którą wszyscy znamy i kochamy. Zainspirowany estetyką z 'Rytuału' Netfliksa, Bambi będzie czającą się w dziczy okrutną maszyną do zabijania" - takimi słowami reklamuje ten ostatni producent filmu.

Wariacja na temat "Bambiego" wydaje się szczególnie zabawna w kontekście tego, iż parę lat temu komicy z Saturday Night Live wpadli na niemal identyczny pomysł, po tym jak Disney taśmowo zaczął kręcić fabularne wersje swoich najsłynniejszy animacji.

Wypuścili wówczas skecz-trailer fikcyjnego filmu akcji, w którym Dwayne "The Rock" Johnson wcielał się w poszukującego zemsty Bambiego. Zakrawa na ironię, iż to, co jeszcze parę lat temu funkcjonowało jedynie jako dowcip z chciwej korporacji, niedługo stanie się rzeczywistością.



Studio na tym nie kończy makabrycznej wyliczanki i już zapowiedziało kolejne odsłony "siekanego" kina opartego na "Alicji w Krainie Czarów" Lewisa Carolla, "Śpiącej Królewnie", "Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach" oraz Mary Poppins Pameli L. Travers.

Inne niszowe studia wyspecjalizowane w groszowych horrorach zaczynają podłapywać ten trend. Ekipa odpowiedzialna za "Terrifiera" właśnie wprowadza na ekrany (polska premiera 2 kwietnia) "Screamboat. Krwawą mysz", czyli horrorowy remake "Parowca Willie" (ang. "Steamboat Willie"), jednego z pierwszych dźwiękowych filmów animowanych produkcji Walta Disneya, który rozsławił Myszkę Mickey.

W tej wersji pasażerowie nocnego promu do Nowego Jorku będą się musieli zmierzyć z żądnym mordu myszopodobnym stworem. Chociaż ujawniony w trailerach design mordercy prezentuje się kuriozalnie i nijak się ma do oryginału, gratką dla fanów slashera, a w szczególności wspomnianego "Terrifiera" może być fakt, iż w mysz wcieli się odtwórca roli klauna Arta, czyli David Howard Thornton, rosnący na ikonę tego podgatunku horroru.



Bajki dla dorosłych to nic nowego


Choć mogłoby się wydawać, iż postaci z bajek w filmach dla dorosłych to jakaś nowa horrorowa moda, nic bardziej mylnego. Już pod koniec ubiegłego stulecia twórcy chętnie przerabiali klasyczne baśnie dla dzieci na historie dla dorosłych, z czego najsłynniejszym tytułem była "Śnieżka dla dorosłych" z Sigourney Weaver ("Obcy", "Awatar") w roli Złej Królowej.

Wersji dla dojrzalszej widowni doczekał się wówczas także Pinokio ("Syndrom Pinokia" z 1986 roku) oraz Czerwony kapturek ("Spojrzenie mordercy" z 1996 roku z Reese Witherspoon oraz Kieferem Sutherlandem).

Z kolei w ostatnich latach Osgood Perkins ("Kod zła", "Małpa") pokazał nam swoją surrealistyczną i mroczniejszą interpretację "Małgosi i Jasia" (2020), a polska reżyserka Agnieszka Smoczyńska zadebiutowała "Córkami dancingu", czyli psychoseksualną i krwawą wariacją na temat "Małej Syrenki" Hansa Christiana Andersena.

Novum w przypadku filmów, takich jak "Puchatek" i "Screamboat" wydaje się strategia nie tyle oparta na czerpaniu inspiracji z opowieści oryginalnie przeznaczonych dla dzieci, a na dosłownym zapożyczaniu wizerunków poszczególnych postaci z ich słynnych adaptacji.

Nie jest przypadkiem, iż gros takich produkcji zaczęto kręcić właśnie teraz – w ostatnim czasie wiele klasycznych opowieści dla dzieci trafiło do domeny publicznej, co oznacza, iż można z nich korzystać za darmo do woli.

W ostatnich latach retellingi (za Wikipedią: "opowiedzenie na nowo rozpoznawalnej w kulturze historii, np. baśni, mitu lub legendy (...)") w ogóle cieszą się sporym zainteresowaniem, a początku tego trendu chyba należy dopatrywać się w literaturze i sukcesie m.in. takich autorek, jak Sarah J. Maas ("Dwór cierni i róż"), czy Madeline Miller ("Kirke"). Producentów do sięgnięcia po bajki pewnie skusiło to, iż widzów do kin zasadniczo przyciągają znani i lubiani bohaterowie.

Postacie z bajek działają jako straszak w horrorze na podobnej zasadzie, co dzieci poprzez zestawienie niewinnego wyglądu z brutalnym zachowaniem, a więc nie tylko wywołują lęk, ale intrygują poprzez dysonans. W przypadku "Puchatka" zainteresowanie fanów gatunku mogło też wzbudzić pojawienie się zamaskowanych morderców, których w ostatnim czasie w kinie grozy jak na lekarstwo. Kto by jednak przypuszczał, iż przyjdzie im zabijać z poczciwym uśmiechem Kubusia Puchatka na twarzy.

Idź do oryginalnego materiału