Rozstrzygnięcie nastąpi na początku tego miesiąca, bowiem delegaci Międzynarodowego Stowarzyszenia Astronautycznego będą wizytować miasta kandydujące i podejmą ostateczną decyzję.
Rzecz wydaje się bezdyskusyjna: wielkie wydarzenie to Poznań we wszystkich światowych serwisach informacyjnych; kilka tysięcy uczestników kongresu to bezpośredni zysk dla miasta i przedsiębiorców; to też szansa na zwiększenie popularności Poznania i Wielkopolski jako kierunku turystycznych podróży. Warto mimo wszystko zadać sobie kilka pytań.
Zyski
Chociaż za stanięciem w szranki, by zdobyć prawo do goszczenia kongresu, stała światowa ranga i wielkość imprezy dająca nadzieję na rozgłos i zyski, temat stanowił prawdopodobnie poboczną kwestię, a zasługuje na pierwszorzędne zainteresowanie.
Plany rozwoju różnego rodzaju programów kosmicznych nie są nowe. Stoją za nimi nie tylko odwieczne marzenia o poznaniu tego, co najdalsze.
Dzisiaj przestrzeń kosmiczna to nadzieja na odkrycie bogatych złóż surowców do napędzania ziemskiej gospodarki bądź – jak w ambitnych planach Elona Muska – przestrzeń kolonizacji.
Zupełnie praktyczne interesy przenoszą z naszego ziemskiego tutaj w przestrzeń kosmicznego tam wszystkie towarzyszące im problemy i wątpliwości. Szczególnie istotna jest relacja tych projektów do coraz głośniej rozbrzmiewających dzwonków alarmowych zwracających uwagę na stan samej Ziemi.
Gospodarka nastawiona na wąsko, finansowo rozumiany zysk, perspektywę niewykraczającą daleko poza krótki wycinek czasu, za nic mająca rozleglejsze niż ewentualny spadek rentowności konsekwencje podejmowanych działań, wyczerpała niemalże ziemskie zasoby i doprowadziła do licznych kryzysów, z których klimatyczny jest najbardziej dostrzegalny.
rys. Maciej Kijko
W tej optyce równowaga ekologiczna, bioróżnorodność, kolejne pokolenia ludzkich i nieludzkich stworzeń i to co zastaną, na jakiej Ziemi przyjdzie im żyć – po prostu się nie mieszczą. Jest odpowiedzialność za roczny bilans, rachunek zysków i strat, ale nie za innych ludzi, inne stworzenia, całą planetę.
Konsekwencją tego jest zwiększający się rozziew pomiędzy tymi, którzy mają wiele, a tymi, którzy nie mają nic; pomiędzy tym, co zastaliśmy i eksploatujemy, a tym, co pozostawimy. Odmowa dostrzeżenia tego splotu okoliczności i zmiany sposobu działania znajduje swoje odbicie w pozytywnym z pozoru projekcie rozwoju astronautyki.
Dominacja
Elon Musk, Jeff Bezos, jeżeli myślą o wyruszeniu poza Ziemię, to nie z altruistycznych pobudek. Maskują retoryką kolejnego wielkiego kroku ludzkości własne ambicje zwiększenia dominacji w świecie biznesu, zyskania jeszcze więcej. Przy tym plany kolonizacji kosmosu są jakby zgodą na to, iż tutaj, na Ziemi niedługo być może nie da się żyć i otwarciem drogi ucieczki.
Dla kogo jednak? Kto praktycznie będzie mógł wsiąść na taką arkę? Za jaką cenę? A co z resztą? Nie tylko ludzi, także wszystkich innych stworzeń.
Pobrzmiewa w tych planach obojętność na Ziemię. Hasło: wyciśnijmy jeszcze, ile się da, a później, fiuu – na Marsa. Po tym przystanku kolejna planeta i kolejna. Pozostawiając za sobą zgliszcza, w tym scenariuszu podróżować będziemy, pustosząc wszystkie światy udzielające nam gościny.
Ambicje
Podbój kosmosu (militarne słownictwo przywodzi na myśl to wszystko, co jest dominantą historii świata ostatnich pięciuset lat) nie jest tylko w planach prywatnych inwestorów. To ambicje kolejnych państw, by tak, jak została podzielona Ziemia, podzielić też inne planety, całą może przestrzeń kosmiczną.
To przeniesienie myślenia w kategoriach partykularnych interesów (a co za tym idzie – konfliktów między nimi) poza Ziemię, kiedy widać, iż trzeba zacząć myśleć inaczej, rozpatrując narodowe i państwowe dążenia w globalnej perspektywie.
rys. Maciej Kijko
Powstaje też pytanie, jak te państwowe i prywatne interesy byłyby rozegrane w momencie zetknięcia się z ewentualnymi mieszkańcami innych planet.
Taka możliwość to bardziej sfera fantastyki, ale odpowiedź na to pytanie ma charakter prognostyczny. Obawiam się, iż nastąpiłaby powtórka historii kolonialnego podboju z reprodukcją towarzyszącej jej retoryki o dzikości tych innych.
Praca organiczna czy prywata
Jak ma się to wszystko do Poznania jako miejsca organizacji Międzynarodowej Konferencji Astronautycznej?
Zyski przemawiają za wsparciem tych starań. Ale oprócz nich pozostało wielkopolska tradycja pracy organicznej. Przez jej dziewiętnastowiecznych promotorów była rozumiana jako wysiłki skierowane ku powiększaniu dobra wspólnoty, nie jednostek.
Rozwijając tę ideę w dzisiejszym kontekście, wspólnota, o której mowa, to nie tylko ludzie, to cała Ziemia, niebędąca sceną opuszczaną po skończonym spektaklu, a przestrzenią życia i umożliwiającą życie.
Przy tym wszystkim przedsięwzięcia takie jak wielki międzynarodowy kongres taki czy inny w swej formule są synekdochą porządku kapitalistycznego. Rozgrywa je kilka państw, wiele aspiruje, inne są zmuszone, by w nim uczestniczyć, bo inaczej pozostaną bez jakiegokolwiek wpływu na wypadki (choć go i tak nie posiadają).
Przy tym globalny turyzm jest także tego rodzaju przedsięwzięciem. Tworzy pozory rzeczywistości dla satysfakcji podróżników. Eksploatuje lokalność, wspólnotowe tradycje, by zyski osiągały przedsiębiorstwa prywatne.
W stolicy regionu o takich tradycjach organizacja przedsięwzięcia będącego swego rodzaju symbolem antropocentrycznego i egoistycznego przy tym rojenia razi jakąś sprzecznością.
Nieprzyzwoite wręcz jest myślenie o ekspansji ku gwiazdom, gdy tyle problemów na Ziemi jest niezałatwionych, niedostrzeganych, lekceważonych. Wyruszać w kosmos z takim bagażem jest nieodpowiedzialne. Żadna retoryka tego nie pokryje.
Trudno oczekiwać, by promotorzy tego przedsięwzięcia świadomie omijali tego rodzaju wątpliwości. Po prostu wciąż oczywista i narzucająca się jest perspektywa inna: zmuszająca do myślenia o ciągłym zwiększaniu zysku, rozwoju równoważnym z zawłaszczaniem kolejnych nisz, monetyzacja czego tylko się da.
Mimo wszystko zbliża się czas na zadawanie pytań sformułowanych odmiennie, każących spojrzeć na świat i naszą w nim obecność od innej strony.
Jeśli kongres się w Poznaniu wydarzy, może dobrze byłoby znaleźć sposób, by wszystkie te wątpliwości wyrazić. Jutro zawsze zaczyna się dzisiaj.