Kto miał zagrać te słynne role? Oto pierwsze wybory reżyserów

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


Nad największymi hollywoodzkimi filmami łącznie pracują choćby setki osób. Zanim gotowy produkt dotrze na ekrany, w samej ekipie często dochodzi do wielu zmian, o których nie słyszy przeciętny widz. Bez aktorów odgrywających szczególne role trudno wyobrazić sobie te najsłynniejsze tytuły. W tym rankingu dowiecie się, kogo niemal obsadzili twórcy popularnych filmów. Gdyby podjęto inną decyzję, być może te produkcje nie okazałyby się takimi hitami. Ostatecznie niektóre występy dołożyły cegiełkę do powstania dochodowych serii i nadały aktorom status gwiazd.

Ikoniczne role w innym wydaniu. Kto miał zagrać w tych filmach?



Jean-Claude Van Damme jako Predator ("Predator")



Getty Images © Axelle/Bauer-Griffin

Zanim świat poznał go jako specjalistę od sztuk walki z filmu "Krwawy sport", przepustką do Hollywood dla młodego aktora Jean-Claude’a Van Damme’a miała być rola w widowisku akcji. 26-letni Belg współpracował wcześniej z reżyserem Johnem McTiernanem, który w połowie lat 80. stanął za sterami filmu "Predator". Tytułowy kosmita, przeciwnik amerykańskich żołnierzy, miał budzić grozę; samym wyglądem pokazywać, iż jest w stanie rozprawić się z najlepiej wyszkolonymi oddziałami. W kostium został wciśnięty właśnie Van Damme, którego umiejętności jako nagradzanego zawodnika kickboxingu miały przydać się na ekranie. Jednak praca na planie obnażyła wizualne niedopasowanie aktora do granej postaci. Na tle Arnolda Schwarzeneggera i Carla Weathersa mierzący 177 cm człowiek w silikonowym przebraniu wyglądał po prostu niegroźnie. Po kilku dniach zdjęć produkcja zdecydowała się na przemodelowanie swoich planów, zmianę wyglądu kosmity i zwolnienie Van Damme’a. W jego miejsce zatrudniono wyższego o 40 cm Kevina Petera Halla.

Na skróty: "Predator"






Emily Blunt jak Czarna Wdowa ("Iron Man 2")



Getty Images © Pascal Le Segretain

Scarlett Johansson jako Czarna Wdowa w filmie "Czarna Wdowa"

W kinowym uniwersum superbohaterów to właśnie Czarna Wdowa przez lata była jedyną kobiecą postacią wybijającą się na pierwszy plan. kilka brakowało, aby żeńską twarzą MCU nie została wcale Scarlett Johansson, ale Emily Blunt. Obie aktorki startowały w castingu, ale to ostatecznie jedna z gwiazd filmu "Diabeł ubiera się u Prady" otrzymała angaż. Jednak przed podjęciem rozmów z producentami zobowiązała się już do zagrania w familijnej komedii "Podróże Guliwera 3D". Okresy zdjęć do obu produkcji nachodziły na siebie, a o rezygnacji z poprzedniego projektu nie było mowy. Blunt musiała odrzucić intratną propozycję, która trafiła do Johannson. Dzięki sukcesowi produkcji Marvela to właśnie odtwórczyni roli Natashy Romanoff nie ma sobie równych wśród innych aktorek – jej filmy zarobiły najwięcej w historii: prawie 14,5 miliarda dolarów. Blunt po latach żałowała rezygnacji z roli, zwłaszcza iż film, dla którego ją poświęciła, okazał się finansową klapą.

Sean Connery jako Gandalf ("Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia")



Getty Images © Ernesto Ruscio

Ian McKellen jako Gandalf w filmie "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia"

Szkocki gwiazdor nie mógł narzekać na swoją karierę. Był przecież Jamesem Bondem, pierwszym aktorem ze swojego kraju, który odebrał Oscara. Do jego legendy na pewno dodałyby role, których nie przyjął. Connery mógł pojawić się jako Albus Dumbledore w serii o Harrym Potterze albo jako Architekt z "Matrixa". Jednak te pominięte propozycje bledną przy skali sukcesu trylogii "Władcy Pierścieni". Ekranizacja cyklu w reżyserii Petera Jacksona miała być uświetniona występem aktora w roli Gandalfa. Connery był wówczas na dwa lata przed swoim (jak okazało się potem, ostatnim w karierze) występem w filmie przygodowym "Liga niezwykłych dżentelmenów". Przeczytał choćby scenariusz "Drużyny Pierścienia", ale przyznał, iż go nie zrozumiał. Decyzji o odmowie nie zmieniły choćby gigantyczne zarobki, których mógłby się spodziewać. Oferta miała wynieść 30 milionów dolarów i 15% przychodu filmów z kin. Biorąc pod uwagę sukces trylogii, kieszeń Connery’ego zostałaby wypełniona niebotycznymi 450 milionami. W czarodzieja wcielił się ostatecznie mniej znany Ian McKellen.

Al Pacino jako Han Solo ("Gwiezdne wojny: Część IV - Nowa nadzieja")



Getty Images © Cindy Ord

Harrison Ford jako Han Solo w filmie "Gwiezdne wojny: Część VI - Powrót Jedi"

Dziś trudno uwierzyć, iż przed premierą legendarnych "Gwiezdnych wojen" rola w przyszłym hicie wszechczasów była oferowana niemal każdemu. Sam Mark Hamill opowiadał, iż scenariusz filmu przed zdjęciami bez zainteresowania przeczytał prawie każdy znajomy aktora. Jednak Lucasfilm i Twentieth Century-Fox szukali rozpoznawalnych twarzy, które mogłyby zwiększyć wartość kosmicznego widowiska. Świeżym nazwiskiem, które dopiero podbiło serca widzów swoją rolą w "Ojcu chrzestnym", był Al Pacino. Dotarła do niego propozycja zagrania Hana Solo. Aktor o jego statusie mógł przebierać w ofertach i choć przeczytał scenariusz George’a Lucasa, nie zrozumiał jego koncepcji. Kandydatami do roli przystojnego przemytnika byli też Jack Nicholson, Robert De Niro, Burt Reynolds czy James Caan. Jak wiadomo, film nie potrzebował wielu gwiazd, aby zostać spektakularnym hitem, który wyniósł swoją obsadę do rangi najpopularniejszych twarzy w Hollywood.

Matt Damon jako Jake Sully ("Avatar")



Getty Images © Angela Weiss

Sam Worthington jako Jake Sully w filmie "Avatar"

Kilka lat po Jacksonie kolejne dochodowe widowisko przygotowywał James Cameron. Jego wizjonerski projekt o tytule "Avatar" miał pisany sukces, ale potrzebował jeszcze swojego głównego bohatera. Oczy reżysera skierowały się ku młodej gwieździe serii "Ocean’s" i filmu Martina Scorsesego "Infiltracja" – Matt Damon wydawał się idealnym kandydatem. Cameron zaczął kusić aktora dobrą pensją, a w końcu przedstawił mu propozycję nie do odrzucenia: 10% wpływów filmu z kin. Można domyślić się, iż w przypadku najlepiej zarabiającego tytułu w historii kina ta kwota musiała być zawrotna. Damon śmiał się po latach, iż zamiast zostać aktorem z największą pensją, został takim, który odrzucił największe pieniądze. Gwiazdor miał jednak dobry powód, żeby powiedzieć "nie". Właśnie rozpoczynał zdjęcia do "Ultimatum Bourne'a", kolejnej części cyklu. Prace nad "Avatarem" wymagałyby złamania kontraktu i opóźnienie produkcji, w którą był zaangażowany od dawna. Damon wybrał więc zobowiązanie kosztem lukratywnej propozycji. Nie był jednak jedynym, który mógł zagrać Jake’a Sully’ego. Jake Gyllenhaal wolał główną rolę w "Książę Persji: Piaski czasu", a Channing Tatum i Chris Evans dostali się do finału castingu. Cameron wybrał jednak szerzej nieznanego Sama Worthingtona.

Dougray Scott jako Wolverine (seria "X-Men")



Getty Images © Euan Cherry/BAFTA

Hugh Jackman jako Wolverine w filmie "Logan: Wolverine"

Historia superbohaterskiej sagi "X-Men" mogłaby potoczyć się nieco inaczej, gdyby w roli głównej pojawił się jednak pierwszy wybór producentów. Najpierw Russell Crowe odrzucił propozycję, a po kolejnych poszukiwaniach ofertę przyjął Dougray Scott. Aktor podpisał choćby umowę na kilka filmów i to od miał przez lata wcielać się w bohatera znanego z komiksów. Jednak niespodziewana pomoc dla serii nadeszła z rąk Toma Cruise’a, który zrekrutował Scotta do swojego "Mission: Impossible 2". W trakcie kręcenia widowiska Scott uległ wypadkowi i musiał leczyć kontuzje, więc podjął decyzję o odpuszczeniu kolejnej wymagającej pracy. Rozpoczęte już prace na planie uległy spowolnieniu, a w tym czasie produkcja szukała swojej gwiazdy. Wtedy uważniej przyjrzano się propozycji, którą wcześniej podsunął Crowe. W taki sposób rolę dostał niemal nieznany Hugh Jackman, który stał się uosobieniem postaci i gra ją od prawie 25 lat.

Stuart Townsend jako Aragorn ("Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia")



Getty Images © Timothy Hiatt

Viggo Mortensen jako Aragorn w filmie "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia"

To nazwisko rozpoznają jedynie bardzo doinformowani kinomani. Stuart Townsend nie zrobił bowiem wielkiej hollywoodzkiej kariery, choć ma na koncie występy w dużych produkcjach ("Królowa potępionych", "Liga niezwykłych dżentelmenów", "Æon Flux"). Być może przyszłość malowałaby się dla niego w innych barwach, gdyby pozostał na pokładzie trylogii "Władcy Pierścieni". Jego casting był samodzielną decyzją reżysera Petera Jacksona, który zdecydował, iż postawi na swojego kandydata wbrew woli producentów. Jednak musiał przełknąć gorycz porażki przyznać się do błędu, gdy na planie okazało się, iż bardzo młody aktor nie pasuje do roli doświadczonego wojownika. Aktora zastąpiono o 14 lat starszym Viggo Mortensenem.

Tom Selleck jako Indiana Jones ("Poszukiwacze zaginionej Arki")



Getty Images © Noam Galai

Harrison Ford jako Indiana Jones w filmie "Poszukiwacze zaginionej Arki"

Niewiele brakowało, aby kolejna ikoniczna rola Harrisona Forda trafiła do innego aktora. Był rok 1980, a George Lucas i Steven Spielberg szykowali swój nowy projekt, historię archeologa i poszukiwacza przygód Indiany Jonesa. Jako tytułowego bohatera panowie chcieli szerzej nieznanego aktora, który zobowiąże się do zagrania w całej trylogii filmów. Ich wyborem został Tom Selleck, znany dotąd głównie z podrzędnych westernów. W tym czasie zyskał on kolejne zatrudnienie – jako główny bohater w produkowanym dla CBS pilocie serialu "Magnum". Gdyby stacja postanowiła nie realizować produkcji, aktor mógłby od razu zacząć pracę nad "Poszukiwaczami zaginionej Arki". Twórcy filmowi poprosili o wczesne zwolnienie z kontraktu, aby przyśpieszyć proces, telewizja od razu wyczuła popyt na Sellecka. "Magnum" dostał zielone światło na pierwszy sezon, a chwilę później związek zawodowy aktorów (SAG) zarządził strajk w Hollywood. Pozwoliło to na znalezienie zastępstwa w postaci ulubieńca publiczności Harrisona Forda.

Frank Sinatra jako Harry Callahan ("Brudny Harry")



Getty Images © Paul Natkin

Clint Eastwood jako Harry Callahan w filmie "Brudny Harry"

Film Don Siegla opowiada o tytułowym policjancie z San Francisco, twardym i bezwzględnym gliniarzu, który za wszelką cenę będzie starał się złapać przestępców. Harry Callahan miał mieć jednak twarz popularnego piosenkarza Franka Sinatry, a nie ekranowego kowboja Clinta Eastwooda. Jak doszło do zmiany? Projekt miał kilku swoich reżyserów, a rolę przez dłuższy czas zajmował gwiazdor estrady, znany również z wielu udanych ról ekranowych. Jednak pół roku od angażu zrezygnował. Legenda głosi, iż scenarzysta John Milius pokazał mu ikoniczny rewolwer Smith & Wesson, którym miał posługiwać się policjant. Sinatra stwierdził jednak, iż broń nie mieści się w jego dłoni, boleśnie złamanej na planie "Przeżyliśmy wojnę", więc film został bez gwiazdy. Później Steve McQueen, Burt Lancaster i Paul Newman podziękowali za udział w produkcji. Eastwood przyjął propozycję i wystąpił łącznie w pięciu częściach serii.

Annette Bening jako Kobieta-Kot ("Powrót Batmana")



Getty Images © Michael Kovac

Michelle Pfeiffer jako Kobieta-Kot w filmie "Powrót Batmana"

Michelle Pfeiffer jako Kobieta-Kot zdobyła serca widzów filmu Tima Burtona "Powrót Batmana". Reżyser miał jednak inny pomysł na odtwórczynię tej ikonicznej bohaterki. Rolę przyjęła Annette Bening, która niebawem rozpoczęła przymiarki kostiumów i pracę nad swoją postacią. Nie minęło wiele czasu, a Burton musiał wrócić do swoich notatek i ponownie szukać swojej Seliny Kyle. Okazało się, iż aktorka zaszła w ciążę i nie mogła być częścią powstającego filmu. Zwolniła się gorąca posada, o którą walczyła większość młodych aktorek w Hollywood. Sean Young w zrobionym przez siebie kostiumie udała się do programu rozrywkowego i na spotkanie z Burtonem. Wybrana do roli Pfeiffer gwałtownie zabrała się do pracy: spędziła miesiące na sali treningowej, przygotowując się do akrobacji na ekranie. Treningi opłaciły się, a jej udana rola przeszła do historii kina superbohaterskiego.
Idź do oryginalnego materiału