Krzysztof Zalewski o nowej płycie i muzyce zaangażowanej. „Przestałem się cenzurować, wreszcie mówię wprost”

polityka.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: Max Gronowski


Chciałem się pokazać bez ozdób, makijażu i zbroi. Na zasadzie: patrzcie, oto moje miękkie podbrzusze, możecie mnie w nie dźgać – mówi Krzysztof Zalewski, jeden z najpopularniejszych polskich piosenkarzy, autor wydanego właśnie albumu „Zgłowy”. KRZYSZTOF NOWAK: – Przed chwilą skończyłeś 40 lat. Czy wierzysz jeszcze w moc piosenek?
KRZYSZTOF ZALEWSKI: – Gdybym nie wierzył, to przestałbym śpiewać. choćby na mnie piosenki oddziałują bardziej niż jakakolwiek inna forma sztuki. Warto to podkreślić, bo jestem poważnym kinomaniakiem, oglądającym niektóre sceny po 20 razy i zastanawiającym się, jak je zrobiono. Mimo to tylko muzyka może w sekundę zmienić mój nastrój. Tak było, gdy niedawno wróciłem do albumu „Grace” Jeffa Buckleya. Chociaż nie słyszałem go parę ładnych lat, to od razu zawładnęły mną melancholia i wzruszenie.

Nadal trudno mi uwierzyć, iż wierzysz.
Czemu?

Bo przecież nie ma cię w nowej wersji hymnu dla powodzian „Moja i twoja nadzieja”.
Nie mogłem się pojawić na nagraniu, ponieważ tego dnia kończyłem film. Wszystko zaplanowaliśmy pół roku wcześniej, więc z bólem serca musiałem odpuścić. Pewnie nie tylko ja tak zrobiłem – trudno znaleźć termin dogodny dla aż tylu osób.

Od premiery najnowszego albumu „Zgłowy” masz za to w dyskografii utwór „O deszczu”. Termin jego wydania był dość...
Przerażający?

Tak.
Też tak pomyślałem, gdy pojawiły się pierwsze wzmianki o powodzi. Nie miałem jednak nic złego na myśli. Napisałem go rok temu, bo lubię apokaliptyczne wizje, a ta jest szczególnie popularna. Chciałem puścić oczko do fanów Davida Bowiego. Myślę, iż od razu zauważą, do jakiej piosenki piję w tekście.

W piosence głos na wszystkich stacjach ostrzega, iż „nie przestanie padać” i iż „urośnie fala”. Może zmiana wymowy tekstu dzięki jakiejś akcji charytatywnej byłaby dobrym posunięciem?

Idź do oryginalnego materiału