Krzyk, który nie ucichł do dziś. Ten polski film wstrząśnie wami mocniej niż niejeden thriller

glamour.pl 7 godzin temu
Zdjęcie: Kadr z filmu „Żeby nie było śladów”, fot. mat. prasowe


Nie jest ani patetyczny, ani czarno-biały. „Żeby nie było śladów”, film Jana P. Matuszyńskiego z 2021 roku, to portret systemu, w którym nigdy więcej nie powinniśmy się znaleźć.

„Żeby nie było śladów” – fabuła, obsada i twórcy

Polska, rok 1983. Choć stan wojenny formalnie został zawieszony, kraj przez cały czas znajduje się pod kontrolą komunistycznej władzy. Grzegorz Przemyk, maturzysta i syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, zostaje zatrzymany przez milicję i brutalnie pobity. Po dwóch dniach umiera w szpitalu. Jedynego świadka zdarzenia, Jurka Popiela, przyjaciela Grzegorza, czeka nierówna walka z państwową machiną, która zamiast szukać sprawiedliwości, postanawia zatuszować sprawę i zdyskredytować świadków.

Na rozkaz generała Czesława Kiszczaka rusza operacja „Junior”, czyli skrupulatnie zaplanowana akcja inwigilacji, manipulacji i nacisków. Celem jest zmuszenie Jurka do milczenia i przerzucenie winy na sanitariuszy przy jednoczesnym zdyskredytowaniu matki ofiary. I oto mamy pełny obraz systemu, w którym państwo wykorzystuje wszystkie dostępne narzędzia, by kontrolować przekaz i stłumić opór bezbronnych obywateli.

Reżyser Jan P. Matuszyński, odpowiedzialny m.in. za świetną „Ostatnią rodzinę”, tym razem sięga po głośny reportaż Cezarego Łazarewicza. Tworzy kino oparte na faktach, mocne, polityczne, ale zarazem dramatycznie osobiste. W rolach głównych występują Tomasz Ziętek jako Jurek Popiel oraz Sandra Korzeniak (Barbara Sadowska). Na ekranie pojawiają się również m.in. Jacek Braciak, Robert Więckiewicz, Tomasz Kot i Aleksandra Konieczna.

Film zdobył uznanie na międzynarodowych festiwalach – w Wenecji otrzymał nominację do Złotego Lwa i nagrodę Bisato d’Oro. W Polsce zgarnął natomiast szereg nominacji do Orłów i wielu innych, prestiżowych nagród.

„Żeby nie było śladów” to nie jest (po prostu) kolejna opowieść o zgniłym komunizmie [recenzja]

Ten film nie jest zwykłą rekonstrukcją PRL-owskiej rzeczywistości. To opowieść o systemie, który zamiast chronić obywateli, używa swojej potęgi, by ich niszczyć. „Żeby nie było śladów” demaskuje precyzyjny i bezwzględny mechanizm państwowej przemocy. Pokazuje, iż wystarczy jedno świadectwo prawdy, by ci silniejsi ruszyli do kontrataku.

Matuszyński nie moralizuje. Nie robi z Jurka męczennika, a z Barbary Sadowskiej świętej. Pokazuje ludzi, którzy próbują przetrwać w świecie, gdzie uczciwość wcale nie jest cnotą. Tomasz Ziętek gra z ogromną powściągliwością, a mimo to jego strach niemal przenika przez ekran. (Poniekąd) partnerująca mu Sandra Korzeniak tworzy zaś rolę przejmującą, pozbawioną melodramatu, opartą na gniewie i bezsilności bohaterki.

„Żeby nie było śladów” to film, który zostaje w głowie na długo po seansie. Jego siła nie tkwi w ekspozycji przemocy, ale w pokazaniu jej zaplecza. W gabinetach, na naradach, w policyjnych notatkach i propagandowych przekazach. To historia nie tyle o jednej śmierci, co o mechanizmie, który może działać wszędzie tam, gdzie władza nie chce ujawnić prawdy, by nie zachwiać się w posadach.

„Żeby nie było śladów” – gdzie obejrzeć?

Film dostępny jest za darmo (z reklamami) na platformie TVP VOD. Można go także znaleźć w wybranych cyfrowych wypożyczalniach filmów, m.in. Player, Canal+ Premiery, czy Rakuten TV.

Idź do oryginalnego materiału