Krystyna Janda to ikona polskiego kina i teatru. Nie było jednak tajemnicą, iż do wyborów 15 października nie układały się jej relacje z ówczesną ekipą. Gwiazda lamentowała w mediach nad swym ciężkim losem, żaliła się na brak dotacji, a choćby opowiadała, iż z oszczędności... mrozi chleb.Reklama
Krystyna Janda przez cały czas prężnie działa zawodowo. Jej ostatni wyjazd wywołał jednak spore zamieszanie
Od jakiegoś czasu aktorka nie udziela już tego typu wywiadów, za które wszak przez niektóre środowiska była srogo krytykowana. Skupiła się za to na dalszym prowadzeniu swoich ukochanych teatrów: Teatru Polonia i Och Teatr. Wysoki poziom prezentowanych tam sztuk, ale też występy samej Jandy, która ani myśli o emeryturze, przyciągają do tych miejsc tłumy.
Janda bez wątpienia należy do osób niezwykle aktywnych w życiu. Kilka tygodni temu paparazzi przyłapali ją na warszawskim lotnisku, gdy opuszczała kraj. Doszło wówczas do dość nieprzyjemnej sytuacji. Jak relacjonował "Super Express", Krystyna pospieszyła ze swoim biletem prosto do bramki dla "VIP-ów", by nie stać w długiej kolejce.
Krystyna Janda zabrała głos ws. "afery lotniskowej". Sama do wszystkiego się przyznała
Niestety, nie mogła przejść dalej przez co zablokowała drogę innym, a na miejscu pojawili się pracownicy lotniska.
"Pani Krystyna nie mogła przejść przez bramkę dla VIP-ów, bo coś było nie tak z jej biletem. Próbowała dwukrotnie, ustawiła się za nią kolejka zniecierpliwionych pasażerów" - donosił "Super Express.
Sytuacja ta wywołała lawinę niemiłych komentarzy na temat aktorki, ale sama zainteresowana nie komentowała zamieszania. Teraz jednak pojawiła się w programie "Za kulisami" w Radiu ChilliZet, który prowadził Maks Behr.
Gdy dziennikarz zapytał ją, co naprawdę wydarzyło się na lotnisku, ta odparła:
"Nic nie było" - zżymała się na początku Krystyna. Potem jednak wyjaśniła, jak "zablokowała lotnisko". Otóż syn aktorki doradził jej ponoć, by jako emerytka poszła od razu do szybkiego przejścia dla VIP-ów, bo to jej się należy i nie musi kupować droższego biletu.
Tak też zrobiła i na miejscu poinformowała pracownika o tym, a ten poprosił ją o dokumenty zaświadczające o wieku emerytalnych, których Janda nie mogła znaleźć w torebce.
To Krystynę Jandę oburzyło najbardziej
Jak dodała, najbardziej rozbawiło ją to, iż funkcjonariusz nie "nie wierzył, iż jest już na emeryturze", a potem jeszcze obdarzył ją komplementem, iż "świetnie się Pani trzyma jak na swój wiek", gdy ta blokowała przejście.
Na koniec Janda wyznała, co tak naprawdę w całej rozdmuchanej przez tabloidy sprawie najbardziej ją rozzłościło. Otóż Krystyna leciała wraz z koleżanką, aktorką Katarzyną Gniewkowską, której nikt jednak nie rozpoznał, dlatego w gazetach i portalach miała zamazaną twarz.
"Stała tuż obok mnie, gramy razem bez przerwy, a ktoś zamazał jej twarz. To mnie najbardziej oburzyło" - dodała Janda.
Zobacz także:
Niewesoło w domu Jandy. Nowe doniesienia dotarły w ostatniej chwili, najgorsze są noce
Córkę Jandy i Seweryna wychowywały tłumy opiekunek. W dzieciństwie tęskniła za "zwykłą" mamą
Doniesienia zza zamkniętych drzwi domu Krystyny Jandy. Pierwszy raz opowiedziała o chorobie