- Krystyna Borowicz zrobiła jedną z najbardziej błyskotliwych aktorskich karier w PRL.
- Chociaż została prawdziwą gwiazdą, w rzeczywistości w ogóle nie planowała zdawać do szkoły aktorskiej.
- Osoby, które znały ją prywatnie, zachwycały się dobrocią oraz urokiem osobistym Borowicz.
Krystyna Borowicz urodziła się 25 stycznia 1923 roku. Miała już 16 lat, gdy do Polski wkroczyły wojska niemieckie, jednak szczęśliwie zdołała przetrwać wojenną zawieruchę. Mimo trudnych doświadczeń nie straciła życzliwości wobec innych, o czym dobitnie świadczą okoliczności, w których została aktorką.
Tak Krystyna Borowicz została aktorką. Niczego nie planowała!
Pierwotnie Krystyna Borowicz marzyła, iż zostanie nie aktorką, a – historyczką sztuki. Chciała jednak wesprzeć duchowo koleżankę, która marzyła o dostaniu się do szkoły teatralnej. Zaproponowała, iż nie tylko pójdzie z nią na egzamin, ale sama weźmie w nim udział!
Zobacz także: Tak Sława Przybylska odnajduje radość. „Cieszę się z tego, że…”
Komisja egzaminacyjna, przed którą stanęła wówczas Krystyna Borowicz, składała się m.in. z Leona Schillera. Gdy ten wybitny artysta i pedagog usłyszał, jak młoda i śliczna kobieta recytuje „Fortepian Chopina” Cypriana Kamila Norwida, zrozumiał, iż trafił na „perłę”. Niestety, sama koleżanka Borowicz nie miała tyle szczęścia i nie dostała się na wymarzone studia.
Jej urok i dobroć rozświetlały życia innych
Krystyna Borowicz zagrała w takich znanych filmach, jak m.in. „Podróż za jeden uśmiech”, „Milion za Laurę”, „Stawiam na Tolka Banana”. Pojawiła się także w serialach „Tulipan” oraz „Siedem życzeń”. Specjalizowała się w rolach charakterystycznych i zapadających w pamięć postaci epizodycznych.
Dla swoich znajomych i najbliższych Krystyna Borowicz była jednak kimś więcej niż tylko „znaną twarzą”. Przeciwnie, tych, którzy znali ją prywatnie, czarowała nie talentem, ale – dobrym sercem oraz urokiem osobistym.
Zapomniano, iż była wybitną aktorką, wspaniałą koleżanką i prawym, wartościowym człowiekiem. Kochała swój zawód, świat i ludzi. Kiedy wchodziła na scenę, wszystkim rozpromieniały się twarze… – wspominał koleżankę Witold Sadowy w wywiadzie dla magazynu „Życie Na Gorąco”.