Szykujcie się na kolejne przetasowanie w rankingu popularności serwisu Netflix. Polacy uwielbiają kryminały i dzieła o charakterze detektywistycznym. Tak się składa, iż na platformę giganta streamingu wjechał dziś długo wyczekiwany, zagadkowy film z Danielem Craigem ("Nie czas umierać"). Dwie poprzednie części z tej serii biły rekordy oglądalności. Pierwszy rozdział w ponad tydzień oglądano łącznie aż 209 mln godzin.
"Na noże 3" z Danielem Craigem już na Netflix. O czym jest film?
W kryminale "Żywy czy martwy. Film z serii Na noże" komediowy ton wciąż będzie obecny, a Rian Johnson ("Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi") nie ukrywa, iż momentów mrożących krew w żyłach i scen rodem z kryminału będzie jeszcze więcej. Ta część jest w końcu hołd dla twórczości mistrza grozy, Edgara Allana Poe, autora nowel "Zagłada domu Usherów" i "Czarny kot".
W tej odsłonie Benoit Blanc nie gra pierwszych skrzypiec. Na pierwszym planie ma towarzystwo. Reżyser sugerował wcześniej, iż miano protagonisty należy tutaj do księdza granego przez Josha O'Connora ("The Crown", "Challengers").
Detektyw Benoit Blanc tym razem uda się do miasteczka Chimney Rock w północnej części stanu Nowy Jork. W lokalnej katolickiej parafii dochodzi do starcia między ojcem Judem Duplenticym a prałatem Jeffersonem Wicksem. Pierwszy duchowny postrzega wiarę jako odkupieńczą, drugi za to kładzie w swych kazaniach nacisk na poczucie wstydu. W Wielki Piątek w nowoangielskiej mieścinie dochodzi do strasznego morderstwa.
W obsadzie u boku Craiga i O'Connora znaleźli się m.in. Josh Brolin ("To nie jest kraj dla starych ludzi"), Cailee Spaeny ("Obcy: Romulus"), Andrew Scott ("Fleabag"), Mila Kunis ("Czarny łabędź"), Jeremy Renner ("Avengers"), Glenn Close ("Fatalne zauroczenie") i Kerry Washington ("Skandal").
Na portalu Rotten Tomatoes film cieszy się 92 proc. pozytywnych recenzji krytyków (średnia z 236 artykułów). "To kusząco inteligentny i zabawny, niemal perfekcyjny w swej prostocie kryminał, który spełnia oczekiwania postawione widzom 6 lat temu przez pierwszą część" – napisał Owen Gleiberman na łamach amerykańskiego tygodnika rozrywkowego "Variety".
