Krótka historia o tym, jak Deep Purple napisali utwór po pijaku i… podbili listy przebojów

terazmuzyka.pl 1 dzień temu

Zespół, który gardził singlami, niechcący stworzył jeden z największych przebojów rocka, wracając z pubu „w nieco gorszym stanie”.

Na początku 1970 roku Deep Purple byli przekonani, iż „Deep Purple in Rock” w pełni definiuje ich nowe, ciężkie brzmienie. Album miał mówić wszystko: żadnych kompromisów, żadnych radiowych zagrywek. Gdy Harvest Records zażądało singla, muzycy westchnęli zbiorowo — singiel był dla „popowych”, nie dla tych, którzy ścigają się z głośnością startującego odrzutowca. Mimo wzbraniania wytwórnia i menedżment postawili sprawę jasno: utwór pod radio jest potrzebny.

Cały dzień w studio De Lane Lea okazał się kompletną klapą. Dopiero wieczorna wyprawa do Newton Arms zmieniła bieg historii. Roger Glover i Ritchie Blackmore wrócili „na lekkim rauszu” z riffem, który połączył inspiracje Jamesa Burtona z „Summertime” i tempem „On the Road Again” Canned Heat. W kilka minut reszta zespołu zaczęła jamować. Ian Gillan i Glover — równie wstawieni — napisali tekst, który sam Gillan później określił jako kompletnie bezsensowny.

WYDANIA SPECJALNE NA BLACK WEEK – KUP TERAZ

W trzy godziny powstało „Black Night”, które sami muzycy traktowali jak żart i kandydat na B-side. Ale menedżerowie uznali, iż to właśnie TEN singiel. Wydany równolegle z „In Rock” i celowo wyłączony z tracklisty albumu (co zmuszało fanów do kupienia obu), gwałtownie wyrósł na gigantyczny przebój. Wszedł do Top 50 w sierpniu 1970, w październiku był w pierwszej piątce, a ostatecznie dotarł do #2, zatrzymany jedynie przez „Band of Gold” Fredy Payne.

Przyniósł Deep Purple pierwsze występy w „Top of the Pops” i zapewnił medialną wszechobecność — jak wspominał Glover, „z Black Night byliśmy wszędzie”.

Choć ortodoksyjni rockowi wyjadacze widzieli w tym „sprzedaż duszy”, a „Black Night” ścierało się w chartach z „Paranoid” Black Sabbath, sukces singla udowodnił, iż ciężki rock i listy przebojów mogą iść w parze bez rozwadniania brzmienia.

Gillan podsumował ironię losu najprościej: nagrali hit tylko dlatego, iż „kazano im napisać singiel”. A historia dopisała puentę: czasem największe rzeczy rodzą się wtedy, gdy rzucasz wszystko, idziesz do pubu… i wracasz z riffem.

Idź do oryginalnego materiału