KRÓL SŁOŃCE. Muzyka z tego zespołu przenosi w inne niezbadane obszary. Recenzja albumu ,,Wschód Zachód”

strefamusicart.pl 16 godzin temu
Zdjęcie: ks1


Muzyka, która kryje się na zawartości tego albumu przeniosła mnie w jakieś inne, niezbadane obszary. Jednak miałem też wrażenie, iż niektórych z nich już dotykałem, bardziej lub mniej świadomie. Przyzwyczajony do ciężkich klimatów, zimnych przestrzeni czy post punkowych gitar nagle znalazłem się w świecie kolorów, nostalgii i pastelowych dźwięków. Bardzo mi się tutaj spodobało. I nie umiem wytłumaczyć sam sobie tej fascynacji, którą poczułem.

Album rozpoczyna ,,Wschód”. Bardzo delikatny, pastelowy i przypominający od pierwszego odsłuchu ścieżki dźwiękowe do filmów sprzed czterdziestu, pięćdziesięciu lat. Dodam, iż w moim mniemaniu były to bardzo dobre ścieżki. Mamy tutaj delikatny wstęp do tego, co zespół będzie prezentował w swoim stylu, czyli jazzowe klimaty. ,,Ostatnia Szansa” to kontynuacja stylistyczna poprzedniego numeru, choć miałem wrażenie, iż bardziej pozbawionego jazzowego zacięcia a skierowanego w stronę klimatu mocno przenoszącego w lata siedemdziesiąte, być może przez gitarowe wirtuozerie w stylu poczynań ówczesnych gitarzystów. ,,Zero Zero” to z kolei bardzo dynamicznie porywający numer. Być może za sprawą charakterystycznie odznaczającego się na pierwszym planie słyszalnego basu. Jest głęboki, energetyczny, zmysłowy. ,,Co by się działo”… Ten numer wyjątkowo mnie urzekł, bo dzieje się w nim ogromnie dużo. Od spokojnego nostalgicznego wstępu muzycy przeszli do nieoczywistej dynamiki zaskakując słuchacza ,,wrzucaniem” coraz to kolejnych elementów, znów w stylu filmowych motywów po interesujące gitarowe partie. ,,Znów oddychamy” to łagodniejszy, bardziej stonowany numer. Zresztą po wcześniej ilości kombinacji dźwięków słuchacz może złapać trochę oddechu i przenieść się w pewną transowość, bo taką ten kawałek niesie. Trochę zostawiając słuchacza w poczuciu ciekawości i nie wykładając na tacy moich odczuć skupię się jeszcze nad kawałkiem ,,Jupiter” bardzo mocno przebojowym. Jest to taki dobry numer oddający ducha, troche ery disco, ale tej z okresu lat 80-tych. I mocno stylistycznie nawiązujący do takich skojarzeń. Za to nostalgicznym i trochę sennym odniesieniem jest numer ,,Seans”. Dość długi, ponad ośmiominutowy pejzaż synthów i mglistego klimatu.
Król Słońce gra jak nikt inny. Poczułem się trochę jak dziecko. Radośnie, swobodnie. Muzyka tego zespołu to nawiązanie do najlepszych brzmień, jakie słyszałem w dzieciństwie w filmach, gdzie muzycy grali jazz i inne pokręcone dźwięki, okresu młodzieńczego gdzie po raz pierwszy usłyszałem Jima Morrisona i Janis Jopin, kolorowych występów Jamesa Browna. W tej muzyce dzieje się tak wiele, iż trudno o jednoznaczność. Mamy tutaj dużo synthów na których w zasadzie głównie osadza się muzyka, jednak stanowią one pewną bazę dla innych instrumentalnych pejzaży. Jest pociągająco melodyjna, dynamiczna i pełna energii. Za tym wszystkim stoi również bardzo interesujący głos wokalisty, który zmysłowo nadaje charakteru muzyce. Kipi zmysłowością i rozbudza. Piękne pastelowe dźwięki przenikają się z magią, jaki tworzył w muzyce klimat lat 70-tych. I powiem z pełną stanowczością. Nikt nie gra w tym kraju takiej muzy! Przynajmniej ja nie słyszałem a słucham bardzo dużo. Warto sięgnąć po ten album, bo wprowadza w bardzo oryginalną przestrzeń. Polecam.
Idź do oryginalnego materiału