Kresy macierzyństwa

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


Zaledwie kilka dni temu w kontekście "Małych miłości" (2024) Celii Rity Clavellino utyskiwałem na niedobór filmów o relacjach matek z córkami. Okazało się jednak, iż tę lukę w ostatnim czasie wypełnia nie tylko hiszpańska produkcja, ale również nowa propozycja od Apple TV+, "Kresy szczerości". O ile jednak "Małe miłości" skupiają się na drobnostkach i uszczypliwościach składających się na przykrą codzienność, o tyle film Michaela Pearce'a pokazuje dramaty większe niż życie.

"Kresy szczerości" zaczynają się obiecująco. Kate (Julianne Moore) prowadzi ranczo Echo Valley (tak też brzmi angielski tytuł filmu). Poza codziennym oporządzaniem gospodarstwa, zajmuje się uczeniem jazdy konnej. W pierwszych minutach widz przygląda się jej kolejnemu dniowi pracy. Zanim Kate uda się do stajni siada na łóżku, głęboko oddycha i strzepuje z siebie resztki snu. Patrzy na popękany i zwilgotniały sufit, przypominający o potrzebie remontu dachu (ujęcie to stanie się lejtmotywem filmu i metaforą stanu psychicznego bohaterki). Podczas przerzucania siana i karmienia zwierząt odsłuchuje wiadomości od swojej żony Patty (Kristina Valada-Viars). Kobiety poprzedniego wieczoru pokłóciły się, a teraz Kate czeka na powrót ukochanej i ma nadzieję na szybkie rozwiązanie konfliktu. Okazuje się jednak, iż początek z premedytacją wprowadza widza w błąd. Odtwarzane wiadomości są stare, a Patty tak naprawdę nie żyje od kilku miesięcy. Kate zatapia się w głosie z przeszłości, uciekając przed pełnym przeżyciem żałoby.

Sydney Sweeney
  • Apple TV+


Po tak rozpisanym prologu zaskakuje, iż to nie radzenie sobie ze stratą będzie głównym tematem filmu. Miejsca ustępuje jej macierzyństwo na skraju załamania nerwowego. Kate, zanim poznała Patty, żyła w związku z Richardem (Kyle MacLachlan), z którym ma już dorosłą, uzależniona od narkotyków córkę, Claire (Sydney Sweeney). Dziewczyna wpada w tarapaty i szuka pomocy u matki. Dalszy rozwój wydarzeń ma odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo naiwny bywa rodzic i do czego potrafi się posunąć, żeby ratować swoje dziecko.

Nazwiska twórców "Kresów szczerości" dawały nadzieję na interesujący arthouse'owy dramat. Pearce zdobył uznanie dzięki niezależnemu filmowi "Pod ciemnymi gwiazdami" (2017), a scenarzysta, Brad Ingelsby, napisał jedną z najbardziej docenionych miniserii kryminalnych ostatnich lat, "Mare z Easttown" (2021). Piętno obu autorów czuć w produkcji Apple'a, ale można odnieść wrażenie, iż ich twórcze temperamenty ciągną film w dwóch różnych kierunkach. Ingelsby nakreślił narkotykową intrygę, w którą wplątała się Claire, na wysokich, niemal histerycznych tonach. Postać Sweeney jawi się w tym kontekście jako nieudana podróbka Laury Palmer z "Miasteczka Twin Peaks" (1990-1991). Pearce stara się nasycić osuwające się z każdą minutą w stronę kina sensacyjnego "Kresy szczerości" (mamy tu choćby sekwencje rodem z subgatunku home invasion) odrobiną artystycznego sznytu. Wspomniany już prolog rodził przecież nadzieję na poetycki dramat. Jednak w dalszej części piękne, sielskie ujęcia na przyrodę, finezyjne przejścia i zbitki montażowe stają się zaledwie arabeską, która wygląda niczym próba zaprzeczenia postępującej ordynarności filmu.

Julianne Moore, Sydney Sweeney
  • Apple TV+


"Kresy szczerości" najlepiej działają, kiedy odsłaniają mięso relacji pomiędzy Kate a Claire. Bohaterka Moore, osamotniona po śmierci żony, chwyta się bliskości z córką niczym ostatniej deski ratunku. Chce być dla dziewczyny wsparciem, opoką. Zatraca jednak przy tym siebie, co doskonale wie i rozumie manipulująca nią Claire. Momenty, w których Kate uświadamia sobie, jak dalece została wykorzystana przez córkę, są bolesne nie tylko dla postaci, ale również dla widza. Film Pearce’a pokazuje drugą stronę medalu – zwykle w kinie obcujemy z niespełnionymi, raniącymi, narcystycznymi rodzicami, rzadziej z dziećmi, które sprawiły, iż matka lub ojciec czują się przegrani. Niestety nie dostajemy w "Kresach szczerości" wiele więcej niż same wydarzenia i gwałtowne kłótnie, przez co intensywny charakter relacji zostaje pozbawiony wystarczającej głębi. Tematem są tu tylko i aż przepychanki obu kobiet, dziejące się w filmowym tu i teraz.

Produkcja Apple'a jest bardzo nierówna, interesujące momenty i rozwiązania formalne przeplatają się w niej z banalnymi twistami kryminalnymi. Słabo wykorzystana zostaje gwiazdorska obsada. Przydałoby się więcej czasu ekranowego dla MacLachlana, który ledwie miga widzowi przed oczami w jeden ze scen. Pełni potencjału nie wykorzystuje również nieco zbyt ckliwa i rozdygotana Moore. Co rusz ze skrajności w skrajność wpada postać Sweeney, ciężko więc zawyrokować, czy jej kreacja jest warta uwagi czy wręcz kiczowata. Nie do końca sprawdza się Domhnall Gleeson w roli czarnego charakteru, za co winię scenariusz i niedbałą robotę operatorską, które wyjątkowo słabo budują napięcie w scenach, gdzie jego postać powinna budzić co najmniej dyskomfort. Najlepiej wypada Fiona Shaw jako sympatyczna, bezpretensjonalna, prostolinijna i bezkompromisowa przyjaciółka Kate.

Julianne Moore, Sydney Sweeney
  • Apple TV+


Interesująca wydaje się pointa filmu. Tkana jest w niej zgrabna metafora o oczyszczającym ogniu. Stare spłonęło, dzięki czemu nowe może zostać zbudowane w miejscu zgliszczy. Twórcy sygnalizują tym samym, iż bohaterka poradziła sobie z żałobą i przepracowała konflikt z córką.

Tak jak "Kresy szczerości" stoją w rozkroku pomiędzy artystycznym dramatem a banalnym kryminałem skupionym na zwrotach akcji i dość sztucznym pompowaniu emocji, tak też i ja nie umiem jednoznacznie ocenić filmu Pearce'a. Jest w nim jakiś cień prawdy o relacji rodzica z dzieckiem, jakiś zalążek szczerości, gdyby tylko odrzeć go z sensacyjności rodem z "Uprowadzonej" (2008). Pomimo tego produkcji Apple'a nie sposób uznać za spełnioną. Pozostawia głównie niedosyt. Być może pomysł na "Kresy szczerości" sprawdziłby się w serialu i tym samym otrzymalibyśmy coś na kształt "Mare z Easttown" lub "Ostrych przedmiotów" (2018)? Tego się już jednak nie dowiemy.
Idź do oryginalnego materiału