Kraven Łowca – recenzja filmu. Kto uratuje Sonyverse?

popkulturowcy.pl 2 godzin temu

Na potrzeby uchwycenia nastroju tego tekstu, trzeba cofnąć się pamięcią do 2002 roku i premiery Spidermana. Niewątpliwie kultowy film zawiera scenę, którą każdy dobrze pamięta – to ugryzienie pająka. Zwróciliście kiedyś uwagę, iż pająk bierze zamach? Zawsze mnie ten moment bawił, wydawał się lekko kiczowaty – ale wydarzył się w ikonicznym filmie sprzed dwudziestu lat. Cóż, gdyby Kraven Łowca też miał premierę na początku lat 2000., może miałby jakąś szansę…

Kolejna produkcja o bohaterze, do którego postaci prawa autorskie dzierży Sony, jest już na kinowych ekranach. Kraven Łowca ciągnął się niemożliwie wręcz długo, więc miałam czas na wynotowanie wszystkich objawów bezguścia, na które cierpi. Zacznijmy jednak po ludzku, od fabuły – z perspektywy komiksowego laika, który informacje czerpie z wprowadzenia bohatera w produkcji.

Podczas polowania na lwy, nastoletni Siergiej pada ofiarą lwa, którego drażni jego ojciec. Zwierzę porzuca chłopaka na odludziu, gdzie ten umiera. Do życia przywraca go lokalna dziewczyna, która godzinę wcześniej dostała od babki magiczny eliksir. Nikt nie zauważa, iż krew rannego lwa kapie na rany chłopaka. Kiedy Siergiej budzi się w samotności, częściowo przejmuje charakter bestii. Lata później, legendarny Kraven Łowca lata po świecie i zabija gangsterów.

Mam nadzieję, iż komiksy lepiej wprowadzają zarówno postać, jak i motywacje Kravena. Film bowiem od początku sprawia wrażenie, jakby na ekran trafiała co piąta scena. Retrospekcja trwa zaskakująco długo, ale wydarzenia sprawiają wrażenie niedopracowanych. Rzeczy dzieją się, bo muszą. Chłopak potrzebuje wrócić do życia, najlepiej z supermocami? Spokojnie, dajmy wcześniej szybką scenę z eliksirem. Dziewczyna musi znaleźć się gdzieś blisko niego, żeby podać eliksir? Nie musimy tego wyjaśniać, po prostu stanie obok ciała.

Tego typu ciągłość wydarzeń pojawia się nieustannie, przez co film jest toporny i nieelegancki. choćby nie oczekując nie wiadomo jakiego scenariusza po produkcji superhero, przydało by się jakiekolwiek podbudowanie scen. Ale nie – broń zawsze zmaterializuje się w dłoni bohatera znikąd, a sekretna tożsamość magicznie pojawi się wypisana na nagraniu z kamery z pełnym nazwiskiem i kryptonimem.

Co prawda, niektóre z tych głupot wyjaśniają się w trzecim akcie, ale po dwóch godzinach takiego seansu widza już to odkupienie w ogóle nie obchodzi. Zakładam, iż znajomość komiksów chociaż trochę pomaga przy niektórych wątkach, ale raz jeszcze – film powinien się obronić samodzielnie. Tym czasem o głównym przeciwniku otrzymujemy takie informacje: jest to człowiek, który jest nosorożcem – chyba iż nosi plecak, to wtedy nie następuje przemiana. I weź oglądaj to na poważnie.

Fot. Kadr z filmu

To niedopracowanie wyłazi też w innym, mniej oczywistym aspekcie produkcji. Kraven Łowca bardzo próbuje być cool. Nie wiem, na ile to świadomy zabieg, a na ile moja paranoja – ale przedstawiam grę pod tytułem „Kultowe bingo, w którym twórcy nie trafili w ani jeden numer”. Świecące oczy alfy. Walka wręcz z panterą śnieżną. Niepokojący śmiech czarnego charakteru. Galop na czterech kończynach po schodach w wykonaniu Kravena. manualne zatrzymywanie helikoptera z dachu budynku. Numer muzyczny w środku filmu. Litania jest naprawdę długa, a co jedna pozycja, to lepsza. Bez żartów – w pewnym momencie byłam przekonana, iż pantera śnieżna okaże się dziewczyną Kravena, skoro tak podkreślamy jego zwierzęcą naturę. Oto do czego doprowadził mnie seans.

Warto jeszcze wyróżnić właśnie tę podwójną naturę oraz jej pokazanie na ekranie. W dużej mierze przejawia się ona w scenach akcji, gdzie ruch Kravena jest stylizowany na „zwierzęcy”. Powiem tak – Zmierzch i Nastoletni Wilkołak. Czy naprawdę nie da się pokazać tego aspektu inaczej niż chodzenie na czworaka, dziwaczne wspinanie się po drzewach i nieustannie kucanie zamiast wyprostowanego homo sapiens? Bezguście.

Kraven Łowca nie jest zły tak po prostu. Jest zły, bo jest żenujący w tak wielu aspektach. Kiedy fabuła wreszcie nabiera tempa i potencjalnie może zainteresować, bo w końcu pojawia się jakiś konflikt, człowiek jest już umęczony seansem. Oczywiście Kraven Łowca jest kolejną postacią, która ma przewijać się w Sonyverse – i w teorii widzę, iż ten bohater mógłby jakoś działać. W praktyce jednak przeniesienie wizji na ekran kładzie kolejną produkcję tego uniwersum, a poprawy nie widać. Niby nie szorujemy po dnie – ale poprzeczka była ustawiona naprawdę nisko. Przynajmniej Aaron Taylor Johnson wygląda jak wygląda, bo więcej atrakcji film nam nie zapewni.

Fot. główna: Kadr z filmu.

Idź do oryginalnego materiału