Zach Cregger potrafi straszyć
Zach Cregger jest ambitnym reżyserem horroru i szuka nowych rozwiązań gry z widzem. Jego "Barbarzyńcy" (2022) o upiornym Airbnb miał ciekawą strukturę, kilka pomysłowych twistów i magnetyczny klimat. Niemniej jednak sama historia nic nowego do gatunku nie wnosiła choć tytuł i reszta marketingu wokół filmu obiecywała "narodziny nowego geniusza horroru". Ja u Creggera geniuszu nie dostrzegam, co nie znaczy, iż taki w nim nie rozbłyśnie. Póki co, daleko mu do błysku braci Phillippou ("Mów do mnie", "Oddaj ją"), którzy wtłoczyli w horror nową krew i jak najlepsi reżyserzy w tym gatunku, potrafią pod warstwą strachu opowiadać poruszającą psychologicznie albo społecznie historię. Cregger potrafi tylko i aż straszyć.Reklama
"Zniknięcia" to skomplikowana gra
Siedemnaścioro dzieci nie pojawia się w szkole. Znikają równo o 2:17 w nocy i nikt nie wie, co się z nimi dzieje. Domy, które są uzbrojone w kamery zarejestrowały tylko, iż każde z nich gdzieś pobiegło. W dziwnej pozie. Dokąd pobiegli? Dlaczego uciekli o tej samej godzinie? Na drugi dzień w klasie pojawia się tylko jeden chłopiec. Dlaczego tylko on? Czy coś wie? Podejrzenia rodziców padają od razu na wychowawczynię dzieci, Justine (Julia Garner), która od niedawna pracuje w lokalnej podstawówce. Szczególnie jeden z ojców o imieniu Archer (Josh Brolin) uważa, iż musi mieć ona coś wspólnego z zaginięciem jego syna. Dlaczego zaginęły dzieci tylko z jej klasy? Szokujące zniknięcie dzieci, dziwaczna nauczycielka z przeszłością, amerykańskie przedmieścia ze swoimi tajemnicami - wszystkie te elementy mogą być punktem wyjścia do każdego rodzaju kina grozy. Kto porwał dzieci? Seryjny morderca? Demon? Wiedźma? A może kosmici? Czy jednak jakaś sekta piorąca mózgi? A może to sami rodzice? A może to znów coś w stylu "Pozostawionych"?
Cregger obiecuje nam skomplikowaną grę i buduje narrację w stylu "Roshomona" Akira Kurosawy. Nie jest w tym oryginalny. Arcydzieło japońskiego mistrza inspirowało przecież najlepszych reżyserów od Briana De Palmy ("Oczy węża"), przez Quentina Tarantino ("Jackie Brown") aż po Davida Finchera ("Zaginiona dziewczyna"). W "Zniknięciach" oglądamy te same wydarzenia oczami Justine, Archera, ale też policjanta (Alden Ehrenreich), narkomana i drobnego złodziejaszka (Austin Abrams), dyrektora szkoły (Benedict Wong) i Alexa (Cary Christopher), czyli chłopca, który jako jedyny z klasy nie zniknął. To interesujący zabieg, który pozwala na solidne zbudowanie głównych postaci. Szczególnie rola zaglądającej do kieliszka Garner, ale też leczącego się z alkoholizmu gliniarza są intrygujące. Tak, jak interesujący jest uczuciowy związek między tymi postaciami, który ma wpływ na rozwój akcji.
Film wciąga aż do... finału
Cregger nie bez przyczyny obsadził akcję w miejscu bardzo amerykańskim. Na przedmieściach albo w małym miasteczku rozgrywać się mogłaby akcja horroru Stephena Kinga, ale też Steven Spielberg mógłby znów zaprosić do niego jakiegoś kosmitę. David Lynch też się świetnie czuł w mieścinie między bliźniaczymi wzgórzami. Reżyser sprytnie balansuje między różnymi gatunkami horroru, dając nam solidne jump scary, nawiedzony dom i upiory w lesie z uśmiechem Pennywise'a. Ba, w jednej (swoją drogą wyjątkowo kiczowatej) scenie można dopatrywać się choćby stanowiska ideologiczne, a może choćby politycznego. Tytuł oryginalny filmu to "Weapons", czyli broń. Broń i pusta klasa w szkole... Czujecie aluzję? gwałtownie jednak ten podtekst reżyser porzuca. Tak samo porzuca kolejne tropy gatunkowe, wprowadzając nas w kolejne zakamarki labiryntu. Brakuje tylko ganiającego dziecko z siekierą Jacka Torrance'a z "Lśnienia". Wszystko to gra do samego finału, który... no właśnie.
Finał filmu jest zdumiewający i pewnie podzieli publikę. Nie chcę robić żadnego spoilera, ale mnie jednak dosyć znacząca zmiana tonu całej opowieści lekko rozdrażniła. Nie dlatego, iż nie jestem fanem gatunkowych żonglerek. Wręcz przeciwnie. Lubię postmodernistyczne zabawy formą szczególnie w kinie grozy. Tyle, iż w tym przypadku miałem wrażenie, iż scenarzysta i reżyser w jednej osobie nie wiedział do końca, jak zamknąć historię zaginionych dzieci i postanowił wprawić widza w zdumienie, które ma zamaskować, iż "Zniknięcie" nie jest niczym innym niż... Urwę w tym miejscu, za co powinien mnie pochwalić sam reżyser. Bawiłem się dobrze, ale po tak naładowanej stylistycznie opowieści oczekiwałem czegoś bardziej ostrego. "Zniknięcia" to inteligentny horror, który sprytnie maskuje nie to, co nam przekazuje podprogowo, ale to, iż nic szczególnie istotnego nie ma nam do powiedzenia.
7/10
"Zniknięcia", reż. Zach Cregger, USA 2025, dystrybutor: Warner Bros., premiera kinowa: 8 sierpnia 2025 roku.
Zobacz też: Dramatyczna przeszłość aktorki. Nie boi się o tym mówić