O Festiwalu Ery Kosmicznej i o tym, dlaczego warto pracować w małym mieście, z Aleksandrą Wałaszek i Samem Stevensem z Formy Otwartej Oleśnica rozmawia Agnieszka Kowalska
Agnieszka Kowalska: Dlaczego Oleśnica? Jak się tu znaleźliście?
Aleksandra Wałaszek: Moja babcia, która pochodziła z okolic Lwowa, po II wojnie światowej przeniosła się najpierw do Wrocławia, a potem do Oleśnicy. Moja mama się tu wychowywała.
Ty również?
AW: Ja urodziłam się we Wrocławiu, ale nie mieszkaliśmy tam długo. Moi rodzice są artystami i marzyli o tym, żeby wyprowadzić się na wieś. Wielu ich znajomych, jeszcze na studiach, szukało czegoś w pobliżu Wrocławia. Znaleźli wieś Księżyce i zaczęli się tam przenosić. Kiedy moja babcia ich odwiedziła, złapała się za głowę, iż chcą żyć w takich ruinach. A dla nich to było wspaniałe, dla mnie zresztą też, chociaż do czasu. Odludna, nieprzejezdna wieś, szereg artystycznych domów, nieustające twórcze działania, zjazdy poetów. To była ogromna swoboda dla dzieciaków. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu w świeżym powietrzu. Dopiero w liceum zaczęło mi się to nudzić i przeniosłam się z powrotem do Wrocławia.
Rodzice przez cały czas mieszkają w Księżycach?
AW: Tak, i przez cały czas tworzą. Co prawda tata [Krzysztof Wałaszek] dojeżdża do pracy do Wrocławia, gdzie wykłada na ASP, ale mama [Elżbieta Janczak-Wałaszek] od czasu ukończenia Wydziału Szkła i Ceramiki nieprzerwanie prowadzi swoją pracownię ceramiczną na miejscu. O Księżycach powstało kilka publikacji i krótki reportaż dla telewizji, bo jak na tak małą miejscowość mieszka tu sporo artystów. Są malarze: Ula Wilk, Eugeniusz Minciel, Bogdan Szychowiak, poetka Mirka Szychowiak, projektantka Agata Danielak-Kujda, grafik Jacek Kujda. Ten krajobraz ulega oczywiście pewnym transformacjom, ale niezmiennie doceniam, iż mam tam swoją bazę.

Pomnik Ery Kosmicznej w Oleśnicy, fot. Katerina Kouzmitcheva
A kiedy w twoim życiu pojawiła się Oleśnica?
AW: Zamieszkaliśmy tu z moim partnerem Samem w mieszkaniu po mojej babci. Postanowiliśmy po kilku latach w ciągłej podróży trochę się zadomowić.
Jak się poznaliście?
AW: Na rezydencji artystycznej w Centrum Aktywności Twórczej w Ustce. To był 2017 rok.
Jak chłopak z Kansas City znalazł się w Ustce?
Sam Stevens: Moja mama miała mapkę narysowaną przez prapradziadka. Przedstawiała wieś Damnica niedaleko Słupska, z zaznaczonym ich domem. Dlatego gdy pojawiła się możliwość wyjazdu do Ustki, to musiałem z niej skorzystać. Wziąłem mapkę – a raczej jej skan, bo mama nie pozwoliła mi zabrać oryginału – i przyjechałem do Polski. Znalazłem ten dom i zrozumiałem, dlaczego prapradziadek stamtąd wyjechał. Potem poznałem Olę, która miała już zaplanowany kolejny wyjazd na rezydencję artystyczną do 18th Street Arts Center w Santa Monica. Dołączyłem do niej i tak zaczęły się nasze wspólne podróże i projekty.
AW: Rezydencja znajdowała się w dość nietypowym miejscu, znanym głównie z szerokich plaż i surfingu. 18th Street zajmowało postindustrialną przestrzeń z kilkoma budynkami, które w latach 80. zaadaptowano na pracownie artystyczne. W jednej z nich Judy Chicago budowała kiedyś swoją słynną feministyczną instalację The Dinner Party. Każdy rezydent miał zupełnie inną, dziwną przestrzeń. W naszej była pusta sypialnia, więc postanowiliśmy udostępnić ją odwiedzającym. Napisaliśmy ogłoszenie na Couchsurfingu, iż w ramach projektu artystycznego (Sun Effect) zapraszamy na maksimum trzy noce, żebyśmy pobyli razem i wymienili się doświadczeniami. W zamian za pobyt prosiliśmy o drobne pamiątki, które miały stać się częścią naszej (re)kolekcji – rzeczy znalezionych lub stworzonych na miejscu. W sumie przez nasz domek przewinęło się ok. 20 osób, z wieloma z nich do dziś mamy kontakt.

Wystawa Problem N Ciał w Formie Otwartej, praca Josepha i Sary Belknap, fot. Katerina Kouzmitcheva
Pracujecie z Samem w podobnych mediach? Jak się twórczo docieraliście?
AW: Połączyła nas idea budowania kolekcji z rzeczy codziennych i tworzenia relacji z przypadkowymi ludźmi. We Wrocławiu, jak już wróciliśmy, zrealizowaliśmy podobny projekt – Mobilne Muzeum. Wynikał z naszych podróży, w trakcie których zastanawialiśmy się, co ze sobą niesiemy, co chcemy zatrzymać. I z tego, jak wielu kolekcjonerów rzeczy codziennych spotkaliśmy w drodze. Zaproponowaliśmy bardzo prostą formułę opierającą się na wymianie przedmiotów nasyconych wartością sentymentalną. Zaczęliśmy od targu na Świebodzkim we Wrocławiu i, chcąc wpisać się w lokalny klimat, rozłożyliśmy wyselekcjonowane przedmioty na obrusie, na ziemi. Klienci targowiska nie do końca wiedzieli, co mają z tym zrobić. Ale już po pierwszej godzinie pytali, czy będziemy też za tydzień, bo mają coś specjalnego w domu i chcą się wymienić.
SS: Na potrzeby naszego Mobilnego Muzeum zacząłem konstruować perpetuum mobile, przy pomocy którego moglibyśmy te obiekty przemieszczać – i przemieszczać się z nimi. Zatrzymaliśmy się w BWA Tarnów, BWA Design we Wrocławiu, które wtedy miało Żyjnię. Wpisaliśmy się w nią z tym dziwacznym obiektem służącym do prezentowania żywej, rotującej kolekcji rzeczy. Pamiętam, jak w Kansas City kontynuowaliśmy te wymiany w różnych miejscach, zrobiliśmy pop-upową wystawę, a potem spakowaliśmy te przedmioty do skrzynki na narzędzia. I ktoś nam ją ukradł z tylnego siedzenia samochodu. Musiał się zdziwić, gdy ją otworzył i znalazł jakiś kawałek szkła, kamień…

Wernisaż w Formie Otwartej, fot. Katerina Kouzmitcheva
AW: Wiele z osób, które zapraszamy do Oleśnicy, poznaliśmy podczas tych podróży. Tak właśnie działamy, lubimy łączyć ze sobą ludzi. Korzystaliśmy z Couchsurfingu, barterowych wymian, a gdy skończyły nam się pieniądze, zaproponowałam, żebyśmy przyjechali do Oleśnicy i spróbowali jakoś sformatować nasze działania. Był rok 2019, Akademia we Wrocławiu uruchamiała akurat pilotażowy program studiów magisterskich w języku angielskim, co było idealne dla Sama. Na początku było trudno, bo w Oleśnicy nie znaliśmy prawie nikogo (oprócz mojej cioci, która jest teraz stałą bywalczynią Formy). W 2020 roku złożyliśmy projekt do Oleśnickiego Budżetu Obywatelskiego, aby w kolejnym roku rozpocząć działania Formy Otwartej.
Sam, jak to wyglądało z twojej perspektywy? Jak ty wsiąkłeś w Oleśnicę?
SS: Pomieszkiwaliśmy już w Norwegii, Los Angeles, Peru i Meksyku. Mogliśmy osiąść w każdym z tych miejsc. Ale pytanie: po co? Mną kierowała taka romantyczna wizja, iż życie i tworzenie w małym ośrodku może być bardziej swobodne, radykalne. Również z punktu widzenia ekologii duże miasto jest bardzo nieefektywne, marnuje mnóstwo zasobów. W Oleśnicy nie tylko wszędzie masz bliżej, ale masz też bliższy kontakt z ludźmi, z przyrodą, a dla mnie jest to niezwykle ważne. Mój przyjaciel z czasów amerykańskich studiów po powrocie do Francji zajął się kulturalną działalnością w swojej wiosce. Tak barwnie opisywał to na Facebooku, iż mnie tym zaraził. Oleśnica wciąż jest traktowana przez mieszkańców jak sypialnia, do pracy i na wydarzenia kulturalne jeździ się do Wrocławia. Jest nad czym pracować. No i mamy tu swobodę, działamy niezależnie, więc nie musimy organizować określonej liczby wystaw w roku, skupiać się na sprzedaży sztuki, robimy w zasadzie to, co chcemy i jak chcemy.
Formę Otwartą Oleśnica dzielimy z baskijskim architektem Enrique Sancho Peregiem i Tomkiem Czyżewskim, który od ponad dekady organizuje tu festiwal OFCA i prowadzi kultową knajpę Sputnik. Obaj poznali nas z Marcinem Mrowickim, malującym murale. Poeta Konrad Góra, który prowadzi wydawnictwo papierwdole i mieszka pięć kilometrów stąd, zaczął u nas organizować wieczory poetyckie. Na początku bardzo pomagało nam to, iż jesteśmy artystami, łatwiej nam było zarazić innych twórców naszymi pomysłami. Zorganizowaliśmy indywidualną wystawę Pawła Jarodzkiego Świat nie istnieje, kuratorowaną przez Krzysztofa Wałaszka, pokazywaliśmy prace Pablo Ramíreza Gonzáleza. Dwa lata temu, przy okazji wystawy Patricii Orpilli i Nory Aurrekoetxei After Dark, po raz pierwszy stwierdziliśmy, iż dobrze byłoby zaprosić też do udziału lokalnego muzyka – i tak pojawił się Gerard Lebik, który wykonał improwizację na saksofon.

Performans Tomasza Opani podczas Festiwalu Ery Kosmicznej w Oleśnicy, fot. Katerina Kouzmitcheva
Jak narodził się pomysł Festiwalu Ery Kosmicznej?
AW: Zainspirował nas Pomnik Ery Kosmicznej, stojący w centrum naszego miasta. Jego autorem jest Jerzy Boroń, artysta związany z wrocławską ASP. Wykonały go z aluminium kolejowe zakłady w Oleśnicy, dokładna data nie jest znana – raz podaje się rok 1969, czyli lądowania człowieka na Księżycu, a raz 1972. Mieszkańcy nazywają pomnik pieszczotliwie byczymi jajami, ale to naprawdę dobry przykład sztuki tego czasu. Abstrakcyjny, brutalistyczny, dość skromny. Wielokrotnie chciano go stąd usunąć, z myślą na przykład o parkingu, ale obok znajdują się zabytkowe miejskie mury. Zrobiłoby się z tego wielomiesięczne stanowisko archeologiczne. Moja ciocia i mama wspominają, iż jako dzieciaki zjeżdżały na sankach w tej niecce, uderzając przy tym w pomnik, który do dziś ma kilka wgnieceń.
SS: Na murze obok umieszczono napis: „Dnia 12.04.1961 r. z terenu Związku Radzieckiego wyruszył na zwycięski podbój przestworzy pierwszy człowiek Jurij Gagarin. Cześć i chwała bohaterskim zdobywcom kosmosu”. Pomnik, który traktuje kosmos jako metaforę jedności ludzkości wobec globalnych wyzwań, wydał nam się doskonałym punktem wyjścia do twórczego myślenia o przyszłości, o granicach i możliwościach technologii. Ponad rok temu zaczęliśmy współpracę z kuratorką Anią Mituś, która wydobyła sporo ciekawych historii związanych z pomnikiem i badaniami kosmosu na Dolnym Śląsku. Wcześniej pracowała we Wrocławiu, w BWA Awangarda, mieszka niedaleko, w Grędzinie. Rok temu zrobiliśmy wspólnie teaser festiwalu, wystawę Ćwiczenia naziemne, do której Ania zaprosiła dwoje artystów: Kamę Sokolnicką i Emanuela Geissera.

Performans Jarosława Słomskiego Współpraca kulturalna z obcą cywilizacją podczas Festiwalu Ery Kosmicznej w Oleśnicy, fot. Katerina Kouzmitcheva
AW: Chcemy wychodzić ze sztuką do ludzi, w miasto. Otoczenie pomnika – ta niecka, w której się znajduje, i bezpośrednie sąsiedztwo z osiedlem mieszkaniowym – powoduje, iż jest znakomitym miejscem na takie działania. Podczas festiwalu zorganizowaliśmy tu kilka performansów. Kiedy Alicja Paszkiel siedziała na pomniku w pozie chopinowskiej, sąsiedzi, którzy wyszli tylko na chwilę na balkon, żeby zapalić, znieśli sobie krzesła. Marcin Derda zrobił sztuczną satelitę na kilkumetrowej wędce i przeszedł się z nią po paraboli wokół pomnika. Tomek Opania dokonał syzyfowej pracy zbliżenia się do jego centrum przy pomocy autorskiego urządzenia. A Jarek Słomski posadził na ławce rzeźbę „obcego”, nawiązując do mody na pomniki-ławeczki. Siedział obok niego i prowadził nieco satyryczny dialog, negocjując umowę między „nami” a „nimi”. Pojawił się choćby pomysł, żeby kosmita został tu na dłużej.
Znaleźliście wyjątkowe miejsce na festiwalową wystawę. Opowiedzcie o starym kościele.
AW: Były kościół św. Jerzego jest bardzo interesujący architektonicznie, to w zasadzie sklejka z dwóch świątyń: już w XVI wieku były to dwa oddzielne gotyckie kościoły klasztorne. Dziś w jednej części funkcjonuje cerkiew prawosławna, a drugą, opuszczoną i dość zaniedbaną, przejęło miasto. Miejski Ośrodek Kultury organizuje w niej czasem koncerty, więc zapytaliśmy, czy możemy tu zrobić wystawę. To surowe wnętrze, ciemne i zimne, i we dwójkę oczyszczaliśmy kamienną podłogę, rozwieszaliśmy oświetlenie, budowaliśmy scenografię z kościelnych ławek. Ale to miejsce ma wyjątkowy klimat, trochę apokaliptyczny. Przypomina przestrzeń po katastrofie, jakimś tajemniczym wybuchu, zapełniającą się nowym rodzajem życia.

Wystawa Problem N Ciał w kościele św. Jerzego, na pierwszym planie praca Sophie Erlund, fot. Katerina Kouzmitcheva
Wystawa, którą pokazujemy w kościele i Formie Otwartej Oleśnica, nosi tytuł Problem N Ciał. Tytuł to pomysł Ani Mituś, zafascynowanej książką sci-fi Problem trzech ciał. Jej autor, chiński pisarz Cixin Liu, otrzymał w 2015 roku – rok po rosyjskiej inwazji na Krym – prestiżową Nagrodę Hugo. Z Anią sporo rozmawialiśmy o kosmosie i Oleśnicy, a zaczęło się kilka lat temu od Marii Cunitz, która w 1650 roku wydała tu własnym sumptem atlas astronomiczny Urania Propitia. Nikt wtedy nie przypuszczał, jak przełomowy stanie się ten traktat dla nauki.
SS: Ciekawi nas kosmos jako metafora ziemskiej sytuacji, czasów, w których żyjemy. Fascynują nas eskapizm, marzenie o innym świecie, i to pytanie: kim są „oni”, kto jest tym „innym”, czy postrzegamy go jako zagrożenie, czy potencjalne wybawienie. Kościelne wnętrze zapełniły hybrydowe ceramiczne istoty Sophie Erlund – duńskiej artystki mieszkającej w Berlinie, która swoją pracę zatytułowała Parlament bytów. Ożywia je dzięki animacji w technologii rozszerzonej rzeczywistości. Wrocławska artystka Dominika Łabądź parafrazuje w swojej pracy słynną sentencję guru amerykańskich hippisów Timothy’ego Leary’ego Włącz się, dostrój się, odpuść. Duet artystów z Chicago Joseph i Sarah Belknapowie w serii asamblaży Dokładność nauk pokazuje, iż nie tylko nauka, ale też sztuka może zajmować się eksploracją kosmosu. Neo Chung, który obok sztuki zajmuje się badaniem danych, stworzył trzy połączone ze sobą maszyny, imitujące działanie oka, skóry i ust na podstawie zebranych z przestrzeni kościoła informacji.

Wernisaż w Formie Otwartej, w tle praca Romeo Gómeza Lópeza, fot. Katerina Kouzmitcheva
Drugą część wystawy można oglądać w małym lokalu przy Rynku w Oleśnicy, który wynajmujecie od miasta. Nad wejściem wisi neon „forma”, który zrobiła dla was Kamila Mróz. Skąd wzięła się nazwa „Forma Otwarta”? Ma coś wspólnego z Hansenami?
SS: Wcześniej mieścił się tu Miejski Punkt Informacyjny. Nasz znajomy Enrique podczas pierwszych odwiedzin dla zabawy zakleił taśmą fragmenty dawnego napisu i z „Informacyjnego” została „forma”. Stwierdziliśmy, iż to całkiem dobra nazwa dla ludzi, którzy zajmują się sztuką. Od razu pojawiło się skojarzenie z Zofią i Oskarem Hansenami. Idea Formy Otwartej, zakładająca, iż architektura kształtowana jest nie tylko przez twórcę, ale też przez użytkowników, jest nam bardzo bliska.

Wernisaż w Formie Otwartej na oleśnickim rynku, fot. Katerina Kouzmitcheva
A jak jest z waszymi odbiorcami?
AW: To dosyć małe grono, ale wciąż się powiększa. Sztuka nowoczesna nie jest łatwym medium, do naszego miejsca zagląda niewielu przypadkowych przechodniów. Raczej są to stali bywalcy. Podczas wernisażu słyszeliśmy: „Tylu ciekawych międzynarodowych artystów tu pokazujecie. Gdybyście zrobili tę wystawę w Chicago czy Berlinie, to znacznie więcej osób mogłoby ją zobaczyć!”. Ale nie o to nam chodzi. Tam artysta nie spotka się chwilę później z odbiorcą swojej sztuki w knajpie Sputnik, żeby przegadać z nim pół nocy.

fot. Katerina Kouzmitcheva
ALEKSANDRA WAŁASZEK – interdyscyplinarna artystka, eksplorująca w swojej twórczości zagadnienia tożsamości, pamięci, historii splecione z geografią i językiem. Jej praktyka obejmuje tworzenie konceptualnych obiektów, wideo, instalacji oraz happeningów.
SAM STEVENS – artysta wizualny badający zależności między sztuką a designem. Jego twórczość opiera się na pracy z kontekstem miejsca i na eksperymentalnym podejściu do tworzenia, łącząc w sobie elementy rzemiosła, architektury oraz efemerycznych doświadczeń. Interesują go sprawczość przedmiotów oraz ich przestrzenne narracje.
Wspólnie założyli
, dzieląc swoje życie między Oleśnicę a Chicago. W tym roku zorganizowali w Oleśnicy pierwszy Festiwal Ery Kosmicznej. Jego główną wystawę Problem N Ciał można oglądać do 29 listopada 2025 roku w Formie Otwartej Oleśnica (Rynek 26) i kościele św. Jerzego (ul. Matejki 18) w każdą niedzielę w godzinach 12–16.















