KOSIARZ UMYSŁÓW 2. Nie da się zrobić dwa razy tak kultowego SCIENCE FICTION

film.org.pl 5 godzin temu

Nikt, kto kocha science fiction, nie ma chyba wątpliwości, iż Kosiarz umysłów Bretta Leonarda z pamiętnymi rolami Pierce’a Brosnana i Jeffa Faheya do dzisiaj jest filmem kultowym, prezentującym całą tę irracjonalną miłość do świata wirtualnego, jaka panowała w pierwszej połowie lat 90. Dzisiaj już kilka z niej zostało. Bardziej fascynującym tematem dla fantastyki jest AI. Niskobudżetowe filmy SF także wciąż powstają, ale podobnie jak i w latach 90. rzadko mają szansę stać się kultowe, a już z pewnością ich sequele nie osiągają takiego statusu. Podobnie stało się z Kosiarzem umysłów 2 Farhada Manna, chociaż same efekty specjalne miał o wiele lepsze niż pierwowzór. Zbyt jednak wprost z niego czerpał, nie tworząc przy tym żadnego unikalnego klimatu naukowej fantastyki, a jednocześnie idąc ku familijnemu kinu przygodowemu. Dla fanów jednak wciąż może być sentymentalnym powrotem do stylistyki SF z lat 90., dlatego warto go znać.

Fabuła jest bezpośrednią kontynuacją Kosiarza umysłów 1. Okazuje się, iż Jobe Smith (Matt Frewer) przeżył wybuch w laboratorium. Nie jest jednak sobą. Stracił nogi, mentalnie tkwi na wpół w rzeczywistości wirtualnej, w której tak naprawdę chce zostać i tam zbudować alternatywny świat. Nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby nie zupełny rozpad systemu moralnego Jobe’a. W pierwszej części historii był niepełnosprawnym intelektualnie chłopakiem, który kosił trawnik, dopóki nie poznał doktora Lawrence’a Angelo (Pierce Brosnan), który uczynił z niego geniusza. Moralność to jednak zupełnie co innego. Jej nie da się nauczyć, podłączając czyjś mózg do komputera. Wiedza nie kształtuje mądrości, co najwyżej chęć coraz większego posiadania, i tak się stało z Jobem. W momencie rozpoczęcia fabuły Kosiarza umysłów 2 jest on okaleczonym geniuszem, którego osobowość pozostała wciąż na etapie tego niepełnosprawnego intelektualnie młodzieńca, z takim zaangażowaniem koszącego niegdyś trawniki. Łatwo więc sobie wyobrazić, iż skoro przeżył, został uwięziony w wirtualnym świecie, w którym był wszechmocny, a na dodatek jedna z korporacji chciała go wykorzystać do zaprojektowania superprocesora, mógł poczuć się jak Bóg, który na swoim etapie rozwoju gardzi ułomną cielesnością.

Nim jednak mógłby wypełnić swój plan dominacji nad całym światem poprzez globalne zainfekowanie sobą sieci Internetowej, musiał współpracować z ludźmi, z korporacją, która zapewniała mu sprzęt do pracy nad procesorem, oraz byłym sąsiadem Peterem (Austin O’Brien), trochę bezdomnym, trochę hakerem, żyjącym na marginesie zrujnowanego technologią społeczeństwa przyszłości, który okazał się przydatnym łącznikiem z naukowcem doktorem Benjaminem Trace’em (Patrick Bergin). Fabuła jest tak zaprojektowana, iż Peter trafia na Jobe’a przypadkiem, serfując po wirtualnej rzeczywistości gdzieś w swojej dziupli, ukrytej na opuszczonej stacji metra. I tak zaczyna się ta dość przygodowo opowiedziana historia z elementami science fiction podanymi w stylu lat 90., czyli kolorowo, odważnie, zachłystując się dopiero raczkującymi możliwościami CGI i wizualizacji komputerowych światów. Wtedy prawdopodobnie twórcom wydawało się, iż wspinają się na szczyty techniki filmowej. Dzisiaj tak wyglądająca grafika może trafić co najwyżej do fanów retrogamingu, ale młodszego widza w ogóle nie ruszy, wręcz odwrotnie. Na plus trzeba zaliczyć produkcji jednak estetykę świata przedstawionego, tego realnego. Wiele tu przemyślanych rozwiązań scenograficznych, gry światłami, klisz żywcem wziętych z najsławniejszych tytułów science fiction. Sami oceńcie z jakich. Tego akurat wam nie podpowiem, gdyż chciałbym, żeby Kosiarz umysłów 2 nie zniknął z historii kina, bo chociaż odtwórczy, zrealizowany jest jak na kino niskobudżetowe z dbałością o szczegóły i ogromnym zaangażowaniem. Nie pomogło to jednak w uzyskaniu choćby przyzwoitego box office’u, gdyż szacuje się go na jakieś 2,5 miliona dolarów przy 15 milionach kosztów. W przypadku pierwszej części było to nieporównanie więcej – 150 milionów dolarów przy 10 milionach budżetu. Można więc powiedzieć, iż pierwsza część okazała się wielkim sukcesem, a jednak wciąż była produkcją niskobudżetową i miejscami mocno niedopracowaną. Niedopracowanie jednak nieraz ukrywa się w świetnym scenariuszu, wyrazistych kreacjach aktorskich oraz prawu pierwszeństwa, a Kosiarz umysłów 1 był w tym temacie rzeczywistości wirtualnej pierwszym tak obszernym filmem, włączającym ją w linię fabularną. Wszystko, co wydarzyło się potem w sequelu, nie miało już znaczenia, będąc wtórną interpretacją wzorca, więc jak widzowie mogli się poczuć zainteresowani fabułą w ten jedyny sposób – emocjonalnie kultowy.

Nie da się więc zrobić dwa razy tak legendarnej produkcji, która miała swoje miejsce w czasie rozwoju techniki komputerowej i która na dobre zagościła w domu każdego, choćby przeciętnie zamożnego użytkownika. Marzenia się spełniły, a dzisiaj są już normalnością. Cyberpunk staje się częścią naszej codzienności. Tym bardziej Kosiarzowi umysłów 2 będzie trudno się przebić do szerszej publiczności, niemniej nie zapominajcie o nim, kiedy w jakiś luźniejszy wieczór będziecie się zastanawiać, co obejrzeć.

Idź do oryginalnego materiału