Komponowanie to nie tylko zajmowanie się dźwiękiem

kulturaupodstaw.pl 2 lat temu
Zdjęcie: fot. Zachar Szerstobitow


Oskar Czapiewski: Co słychać w czasach post pandemii? Ucieszył cię powrót do grania dla publiczności na żywo?

Hubert Karmiński: Oczywiście, iż ucieszył! Co prawda ostatnio miewam obawy, czy jesteśmy w czasach post pandemii i planowanie rzeczy na koniec listopada jest bezpieczne, ale mam nadzieję, iż tak. Dostaję gęsiej skórki, gdy myślę o tym, iż może będziemy jeszcze wracać do wariantów wydarzeń streamingowych…

Ostatnimi czasy skupiam się na kilku projektach. Intensywnie działam z Dawidem Dąbrowskim, pracujemy nad tegoroczną, trzecią już edycją naszego festiwalu – Hiatus Festival, a także nad wariantem tego festiwalu w wersji dla najmłodszych – μHIATUS. Obydwa wydarzenia odbędą się w listopadzie w poznańskim CK Zamek.

Hubert Karmiński, fot. Zachar Szerstobitow

Jestem bardzo zadowolony z tego, jakich artystów udało nam się sprowadzić w tym roku i mam nadzieję, iż tegoroczny Hiatus wbije się do głowy nie tylko poznańskiej publiczności, ale również tej ogólnopolskiej.

Podczas tego festiwalu odbędzie się także poznańska premiera mojego nowego projektu, który tworzę z niesamowitymi muzykami jazzowymi – Irkiem Wojtczakiem i Kamilem Piotrowiczem. Wcześniej z tym projektem wystąpimy w Teatrze Boto w Sopocie. Możliwe też, iż uda się kooperacja z Toruńską Orkiestrą Improwizowaną w moim rodzinnym Toruniu, ale wiadomo – w Poznaniu zawsze gra się inaczej. Irek i Kamil wcześniej grali jako duet, teraz ja dołączam do nich ze swoją elektroniką.

Kolejną rzeczą, na którą czekam z niecierpliwością, jest wydanie debiutanckiego albumu punkowo-free-yassującego kwintetu Drogi Krajowe (Dawid Dąbrowski, Ostap Mańko, Michał Giżycki, Maciej Karmiński, Hubert Karmiński). Dwa lata temu w Monochrom Studio nagraliśmy album, który przeszedł długą drogę miksów u Szymona Szwarca i jest już gotowy do wydania. Chciałbym, żeby ukazał się jeszcze w tym roku, ale możliwe, iż będzie to dopiero początek 2023.

Dużo uwagi poświęcam projektowi o roboczej nazwie Kujaviak Goes Elx., który tworzę z poetką Julią Niedziejko. Projekt ten odpowiada na potrzebę przyjrzenia się, zbadania i zrozumienia zagadnień związanych z małą ojczyzną. Chcemy, by zaproponowane przez nas pieśni ludowe zaistniały w nowej odsłonie. Wyobrażamy sobie, iż nasza wizja współczesnej Polski i patriotyzmu jest otwarta na każdego, kto tych kategorii potrzebuje. W ten sposób próbujemy odzyskać zawłaszczony przez środowiska nacjonalistyczne patriotyzm.

Jest też jeszcze oczywiście projekt, który tworzę od prawie roku z interdyscyplinarną artystką Martyną Miller, w którym poruszamy tematy wykluczeń. Ten projekt akurat przechodzi różne transformacje, ale liczę, iż w przyszłym roku ujrzy światło dzienne.

Zatem planów i realizacji jest dość wiele, zawsze w swojej praktyce artystycznej staram się tworzyć kilka rzeczy równocześnie. Dzięki temu jakoś mi to wszystko się cały czas nie nudzi.

OCz: Jakiego rodzaju wykluczeniami się zajmujecie? Opowiesz więcej o tej współpracy?

HK: Tak. Z Martyną pracuję już od około roku. Początkowo chcieliśmy stworzyć album, ale myślę, iż finalnie praca będzie oscylować gdzieś na styku różnych dyscyplin.

Historia, którą opowiemy w „Jestem Życiem Prekarnym” to nasza historia, która jest wypychana na margines życia społecznego, na którą nie ma przestrzeni w debacie publicznej. Prekariat jest niedoreprezentowany. Uwielbiam pracę z Martyną, nasze wrażliwości i postrzeganie świata mocno się ze sobą spotykają.

O projekcie myśleliśmy również w kontekście osadzenia go w formie musicalu, a adekwatnie – antymusicalu. Byliśmy choćby w pierwszej trójce programu rezydencyjnego Sceny Roboczej – Nowa Generacja 2022, ale finalnie nie udało się tego tam zrealizować. Szkoda, bo tamta poszerzona wersja projektu poruszała wiele ważnych dla nas tematów.

OCz: Większość z tych planów realizujesz w Polsce. Dlatego zastanawia mnie, dlaczego zdecydowałeś się zrezygnować ze studiów na Akademii Muzycznej w Poznaniu na rzecz edukacji w Danii?

Hubert Karmiński, fot. Zachar Szerstobitow

HK: Przede wszystkim duńska edukacja jest nastawiona na studenta, a nie na prowadzącego.

Studiując w Polsce, czułem, iż uczelnia ma za zadanie spełniać chore ambicje wykładowców, a osoba studiująca jest tylko pionkiem, który przynosi pieniądze. W Danii na każdych zajęciach jestem pytany o to, czego to ja chcę się nauczyć. W zasadzie cały program jest dostosowany do moich potrzeb. W Polsce studiując kompozycję elektroakustyczną, czułem, iż przez resztę uczelni ten kierunek jest traktowany jak nieporozumienie. W Danii – przeciwnie, tam wiele osób było otwartych na moje pomysły, co więcej – aprobowano je.

Pozwoliło mi to mocno uwierzyć w siebie i rozwinąć skrzydła. Doświadczyłem prawdziwej wolności twórczej, nikt nie próbuje mnie tam wrzucać w jakieś ramy i pomysły na mnie. Zamiast tego prowadzący pomagają mi w rozwijaniu mojej własnej drogi artystycznej. To olbrzymia wartość.

Ostatnio czuję też pewną złość na Akademię Muzyczną w Poznaniu. Oczywiście doceniam to, czego się tam nauczyłem, szczególnie pod okiem profesora Rafała Zapały. Obserwując jednak to, co dzieje się z budynkiem Olimpia i to, w jaki sposób Amuz (Akademia Muzyczna im. Ignacego Paderewskiego w Poznaniu) rozprawia się z niechcianymi lokatorami (Scena Robocza, Miłość Krąży), czuję rosnącą niechęć do tej instytucji. Z tego powodu dużą ulgę sprawia mi myśl, iż dyplom będę bronił w Aarhus, a nie w Poznaniu.

OCz: Szumy, trzaski, zniekształcenia. Czy jeszcze inaczej – glitche w wersji audio? Często z nich korzystasz. Co chcesz uzyskać przez wykorzystanie tego typu efektów? Czy twoje kompozycje można zaliczyć do glitch-artowych?

HK: Lubię o swoim świecie dźwięków myśleć w kategorii dalekiego zapatrzenia na futuryzm. Nie powiedziałbym, iż moje kompozycje są glitch-artowe, z glitchów korzystam jako tylko jednego ze środków. Są obecne w moich pracach, bo lubię ich estetykę i to, iż może ona wyrazić o wiele więcej, niż moglibyśmy sobie o tym pomyśleć. Cały czas uczę się je wykorzystywać i znajdywać dla nich odpowiednie miejsce. Myślę, iż glitch powoli staje się dla mnie instrumentem, jest to jednak jedynie jeden z wielu instrumentów w mojej prywatnej orkiestrze.

Hubert Karmiński, fot. Zachar Szerstobitow

Wydaje mi się, iż świat, który tworzę, to cyfrowe otchłanie, które mogą w jakiś sposób reprezentować tkankę dźwiękową naszej aktualnej rzeczywistości. Lubię otaczać się różnymi cyfrowymi dźwiękami i tworzyć z nich pejzaże. Nowe dźwięki mocno mnie inspirują – niezależnie od tego, czy to błędy, czy nowe syntezatory mowy wszczepione w nasze telefony, dźwięki notyfikacji czy reklam na YouTube. Bardzo lubię eksplorować te terytoria.

OCz: Nierzadko udźwięczniasz wystawy artystyczne. Jak pracuje Ci się z twórcami operującymi innym medium?

HK: Rzeczywiście praca z ludźmi, którzy tworzą sztukę w innych mediach, zdarza mi się ostatnimi czasy coraz częściej. Zresztą sam coraz chętniej sięgam po niemuzyczne narzędzia. Mniej więcej rok temu zdałem sobie sprawę, iż komponowanie to nie tylko zajmowanie się dźwiękiem. Kompozycja to szeregowanie elementów w czasie. Niekoniecznie dźwiękowych. To spowodowało, iż stworzyłem kompozycję „Inner Voice”, w której przez prawie 10 minut nie pada żaden fizyczny dźwięk, a mimo to przez cały czas mamy do czynienia z muzyką.

W tym roku miałem okazję pracować podczas rezydencji RAR w Danii z dwójką malarzy z Islandii, łotewską choreografką i dwójką artystów wizualnych z Łotwy i Czech. Otworzyło to wiele połączeń w mojej głowie, pozwoliło też spojrzeć szerzej na różnego rodzaju dyscypliny artystyczne.

Oczywiście często zdarzały mi się współprace z okazji wystaw czy spektakli, ale ta rezydencja i intensywna praca z grupą bardzo różnorodnych artystów pozwoliła mi dojść do wniosku, iż tak naprawdę wśród ludzi zajmujących się zajęciami kreatywnymi nie ma wielkiej różnicy w podejściu do pracy. Różni nas jedynie medium, w którym jesteśmy wyspecjalizowani.

OCz: Słuchałem twojej kompozycji inspirowanej pełnią księżyca („Seamoon”). Często inspirują cię zjawiska występujące w naturze? Oczywiście mam na myśli tę pozaludzką naturę.

HK: Komponowanie to często proces poszukiwania pewnych zjawisk lub prawidłowości, które można przedstawić na swój sposób. W naturze tego typu zjawiska można względnie łatwo znaleźć i przetworzyć, więc co jakiś czas z niej czerpię. Utwór „Seamoon” ma ciekawą historię.

Jak nagrywałem do niego materiał bazowy (czyli dźwięk morza w trakcie szczytowego momentu pełni księżyca), wydarzały się różne interesujące sytuacje. Za pierwszym razem karta dźwiękowa w moim rekorderze się spaliła i po prostu przestała działać. Mogłem tylko słuchać dźwięku morza przez specjalny mikrofon stworzony do nagrywania pod wodą (tzw. hydrofon), ale nie mogłem ich rejestrować. Żeby było zabawniej – wszystko to wydarzyło się o trzeciej w nocy. Miesiąc później baterie rozgrzały się do czerwoności w trakcie nagrywania i ponownie – nie udało się zapisać dźwięku. Dopiero trzecia próba się powiodła.

Hubert Karmiński, fot. Zachar Szerstobitow

Mam duży szacunek do przyrody i zjawisk będących efektem jej działania. Pełnia księżyca wyjątkowo mnie fascynuje. Podczas nocy i poranków, które spędzałem na nagrywaniu dźwięków podczas pełni, odczuwałem, iż zwierzęta również zachowują się nieco inaczej – podchodziły znacznie bliżej. Moim zdaniem twórca musi być dobrym obserwatorem, bo czasem to właśnie przeniesienie pewnego zjawiska lub zainspirowanie się nim staje się celem samym w sobie.

OCz: Wspomniałeś w jednym z wywiadów, iż twoja muzyka ma wywoływać pewien rodzaj dziwnego skupienia. Wsłuchując się w nią, miałem wrażenie, iż wszystko wokół postrzegam niepokojąco inaczej. I to mnie zafascynowało. Bo to dość fenomenologiczne doświadczenie – jakbym widział świat, a nie tylko go wybiórczo przeoczał. I ten świat rzeczywiście wydawał się dziwny. Jak słuchacze reagują na twoją muzykę? Czy w ogóle liczysz się z ich opinią, komponując kolejne utwory?

HK: Zdaję sobie sprawę z tego, iż świat dźwięków, który tworzę, nie przyciągnie nigdy olbrzymiej rzeszy odbiorców. Bardzo zależy mi na tym, by móc to pielęgnować i jak najdłużej mieć możliwość realizacji swoich wizji bez chodzenia na kompromisy. Może zabrzmi to dość arogancko, ale taka wolność twórcza to wielki przywilej. Oczywiście granie dla rzeszy ludzi to jedna z przyjemniejszych rzeczy, jakie istnieją w życiu (przynajmniej dla mnie), dlatego staram się posiadać dość szeroki katalog projektów, w których występuję, przez co mogę pozwolić sobie na to, by w jednych projektach być bardziej związany z odbiorcą, a za to w innych – skupiony na swoim celu.

W Danii dzień po koncertach odbywających się na uczelni mają miejsce debaty na temat tego, co usłyszeliśmy. Pamiętam, iż po moim ostatnim koncercie rozgorzała długa dyskusja na temat tego, iż moja muzyka mocno wpływa na wyobraźnię, co bardzo mnie ucieszyło, bo taka była moja intencja.

Chciałbym, aby słuchanie mojej muzyki było doświadczeniem synestetycznym i cały czas pracuję nad językiem, który pozwalałby tego typu odczucia wydobyć.

Hubert Karmiński, fot. Zachar Szerstobitow

OCz: Jakie masz plany na przyszłość? Gdy o niej myślisz, to widzisz ją raczej w Polsce czy w Danii?

HK: Po prawie siedmiu latach życia w Poznaniu zdecydowałem się na wyprowadzkę do Warszawy. Będę kontynuował studia w Aarhus, do którego będę wyjeżdżał dość często w przeciągu tego roku, a może i jeszcze kilku lat, jeżeli zdecyduję się na kontynuację edukacji. Raczej nie myślę o wyprowadzce za granicę na stałe, choć staram się nigdy nie mówić, iż coś na pewno się nie wydarzy.

W przyszłości planuję bardziej zgłębić wiedzę na temat AI (Artificial Intelligence – sztuczna inteligencja) i możliwości, jakie daje machine learning (uczenie maszynowe) w połączeniu ze sztuką. Moja praca licencjacka będzie dotyczyła sztucznej inteligencji i myślę, iż od niej zacznę wnikliwą eksplorację tych terytoriów w praktyce artystycznej. Na ogół staram się jednak wielu rzeczy nie planować i nie wybiegać w przyszłość zbyt daleko. Chyba taka moja natura – lubię wchodzić w kooperacje z ludźmi, którzy mi coś znienacka zaproponują, lub po prostu mieszać się w sytuacje, które wcześniej nie gościły w mojej głowie.

OCz: Widziałem już obrazy stworzone przez algorytm (np. kontrowersyjny obraz „Théâtre d’ Opéra Spatial”, który wygrał konkurs sztuki cyfrowej, organizowany przy okazji targów sztuki w Kolorado), czytałem też poezję (np. projekt „booms” Piotra P. Płucienniczaka); muzyki w całości wykonanej przez AI jeszcze nie słyszałem. Polecisz coś?

HK: Jasne. Zasadniczo muzyki w całości wygenerowanej wyłącznie przez sztuczną inteligencję również nie słyszałem. Na ten moment wygląda to w ten sposób, iż algorytmy potrafią zharmonizować i zorkiestrować całe partie muzyczne. Po pierwsze trzeba je jednak odpowiednio „nakarmić” inspiracjami i stylami, w których to AI ma wykonywać muzykę. Czy to człowiek, czy maszyna jest w takim wypadku twórcą kompozycji? Odpowiedź na to jest zależna od podejścia.

Istnieją bardzo interesujące albumy Benoit Carré, który od wielu lat zajmuje się tworzeniem generowanej przez sztuczną inteligencję muzyki. Na przykład album „American Folk Songs”, który wydał pod aliasem SKYGGE. Słuchając tego albumu, miałem wrażenie, iż tylko niektóre sekwencje nie zostały skomponowane przez człowieka, iż brzmią nietypowo.

Prawdą jest to, iż utwory stworzone przez sztuczną inteligencję zostały nagrane przez ludzkich muzyków, więc tym bardziej mamy poczucie naturalności tych rozwiązań.
Mnie bardzo cieszy to, w jakim kierunku sztuczna inteligencja się rozwija i nie mam co do niej żadnych obaw. Mam za to wrażenie, iż na pewnym etapie rozwoju AI najbardziej kreatywny proces komponowania nie będzie już polegał na tym, co dotychczas, czyli pisaniu muzyki. Perspektywa tych zmian jest bardzo ciekawa.

What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0
Idź do oryginalnego materiału