Kompletnie nieznany – recenzja filmu

news.5v.pl 1 tydzień temu
foto. materiały prasowe

Wielu filmowców próbowało uchwycić fenomen Boba Dylana na dużym ekranie. I moim zdaniem – oprócz Martina Scorsesego, który poszedł w stronę dokumentu – większość z nich poniosła porażkę. Ten znakomity poeta, muzyk i laureat nagrody Nobla jest zbyt skomplikowaną i wymykającą się wszelkim schematom osobą, by pokazać jego życie w formie fabularnej. Sposób na niego znalazł James Mangold, twórca rewelacyjnego Spaceru po linie, poświęconego Johnny’emu Cashowi. Reżyser nie skupia się na całym życiu Dylana, tylko na jego fragmencie. A dokładniej na początkowym etapie kariery aż do dobrze znanego fanom koncertu muzyki folkowej w Newport w 1965 roku, kiedy to artysta wzbudził nie lada kontrowersje – zagrał na gitarze elektrycznej i złamał tym samym wszelkie reguły imprezy.

Gdy poznajemy Boba, jest młodym chłopakiem, który przybywa do wielkiego miasta, by spotkać się ze swoim idolem Woodym Guthriem (Scott McNairy) i zagrać mu jeden ze swoich utworów. W tym samym momencie wizytę przyjacielowi składa także Pete Seeger (Edward Norton), który dostrzega w chłopaku przyszłość muzyki folkowej – osobę, która może wznieść ją na wyższy poziom i zyskać zainteresowanie tłumu. I tak rozpoczyna się marsz Dylana ku sławie. Marsz okupiony cierpieniem i niezrozumieniem. Rola mesjasza muzyki folkowej wpycha go w pewne schematy, których przez całe życie starał się unikać. Nagle ludzie mają wobec niego wymagania i plany, co niekoniecznie pokrywa się z tym, czego chce Bob. Muzyk w pewnym momencie zaczyna się buntować. I to właśnie o tym jest film Jamesa Mangolda. O artyście, który manifestuje swoją wolność twórczą. O człowieku, który zmienił oblicze muzyki i dał nam wiele ponadczasowych utworów. O kimś, kto nie chciał być zakładnikiem piosenki Blowin’ In The Wind, granej do znudzenia na każdym z koncertów.

Kompletnie nieznany nie skupia się na romansach czy skandalach. To film o muzyce, o utworach, które mówią dużo więcej o życiu artysty niż on sam. Ale ta produkcja nie byłaby tak wciągająca i fascynująca, gdyby nie Timothée Chalamet. Aktor znakomicie portretuje Boba i perfekcyjnie wykonuje jego piosenki. Każdy utwór, który usłyszycie, jest wykonywany właśnie przez niego! To znakomity popis wszechstronnego talentu młodego Amerykanina. Moim zdaniem to też jedna z jego najlepszych kreacji – on nie gra Boba, on na potrzeby tego projektu się nim staje. Oczywiście pomocne było to, iż muzyk jest bardzo stonowany i rzadko (jeśli w ogóle) pokazuje emocje. To pozwoliło Chalametowi bardziej skupić się na muzyce niż na graniu Dylana.

Nie jest jednak tak, iż reszta obsady pozostała daleko w tyle. Wszyscy dostarczają nam wspaniałe kreacje. Widzimy, jaki wpływ na Dylana miał związek z dwoma partnerkami, Sylvią Russo (Elle Faning) i Joan Baez (Monica Barbaro). Obie kobiety symbolizują dwa zupełnie inne światy. Sylvia to zwykła dziewczyna, która nie jest związana z branżą muzyczną. Dylan traktuje ją trochę jak odskocznię – osobę, przy której może się wyciszyć i tworzyć. Joan natomiast to jego partnerka muzyczna, z którą występuje na scenie. To z myślą o niej pisze swoje teksty. To właśnie ona spowalnia jego rozwój, bo nie chce się zmieniać. Wie, iż publiczność przychodząca na koncert oprócz nowych utworów chce usłyszeć kilka dobrze znanych hitów. I iż to wszystko jest pewnego rodzaju sztuką kompromisu pomiędzy tym, czego chce artysta, a tym, czego chcą fani. Dylan nie zgadza się na żadne ustępstwa.

Świetnie wypada także Edward Norton jako Pete Seeger. Bohater z jednej strony kibicuje Bobowi, by ten się rozwijał i ulepszał świat swoją muzyką, a z drugiej nie chce go stracić. Obawia się tego, co to będzie oznaczało dla muzyki folkowej, która nareszcie wyszła z cienia popularniejszych nurtów. Norton świetnie ukazuje dualizm swojego bohatera.

Kompletnie nieznany to znakomita produkcja, która świetnie dopełnia się z poprzednim filmem Mangolda, czyli Spacerem po linie. Obie biografie ukazują walkę twórcy z własnymi demonami. Oczywiście życie Dylana nijak się ma do Casha, ale muzycy się znali i mieli na siebie wpływ. Zresztą wydarzenia w Newport były poniekąd wywołane przez Johnny’ego, który zachęcał Boba, by ten był sobą i nie godził się na kompromisy.

Twórca Logana po raz kolejny prezentuje nam film kompletny, który ukazuje walkę człowieka ze zmieniającym się światem. Obsadzenie Chalameta w głównej roli było genialnym posunięciem. Moim zdaniem ten aktor, podobnie jak Dylan, kroczy obraną przez siebie ścieżką i nie idzie na kompromisy, czego przykładem są wspaniałe role. Chłopak ma nosa do dobrych projektów, które pozwalają mu się rozwijać, ale nie zamykają go w żadnych szufladach.

Redaktor naczelny naEKRANIE.pl. Dziennikarz filmowy. Publikował między innymi w: Wprost, Rzeczpospolita, Przekrój, Machina, Maxim, PSX Extreme.
Fan twórczości Terry’ego Pratchetta. W wolnym czasie, którego za dużo nie mam, gram na PS4, czytam komiksy ze stajni Marvela i DC, a jak nadarzy się okazja to gram w piłkę.

Kompletnie nieznany

Idź do oryginalnego materiału