Koło czasu – recenzja 2 sezonu serialu. Koło splata wzór, jak chce

popkulturowcy.pl 1 rok temu

Kiedy debiutował pierwszy sezon Koła czasu, cierpiałam na niedobór dobrej i klimatycznej fantastyki na ekranie. Ta premiera zaskoczyła mnie więc w idealnym momencie i naturalnie nie mogłam się doczekać kontynuacji serialu. Po przeszło dwóch latach możemy wreszcie ocenić, czy warto było czekać.

Po wydarzeniach z finałowego odcinka grupa młodych bohaterów pozostaje rozbita. Egwene i Nynaeve szkolą się w Białej Wieży, by pewnego dnia zostać Aes Sedai. Choć nie są tego świadome, jest tam również Matt. Więzi go Liandrin i obserwuje, jak wpłynął na niego przeklęty sztylet. Perrin wraz z towarzyszami szukają Padana Faina, by odzyskać magiczny róg. Z kolei Rand próbuje radzić sobie z perspektywą, iż jego moc może być niebezpieczna dla bliskich. Myślę, iż możemy podzielić fabułę na dwie części. W pierwszej połowie dzieje się stosunkowo niewiele. Jest trochę wolniejsza, bo musi oczywiście pozbierać kilka wątków i ustalić jakiś kurs na cały sezon. Młode nowicjuszki ćwiczą swoją moc i wygląda to trochę tak, jakby Koło czasu zmierzało w znane nam rejony przygód uczennic na terenie szkoły magii. Morraine zajmuje się głównie odpychaniem od siebie Lana, więc serwuje nam w sumie więcej tajemnic niż odpowiedzi. Perrin wędruje, a Matt po prostu siedzi w swojej celi. Nie mówię, iż bawiłam się słabo, ale zdecydowanie bardziej podobała mi się druga połowa sezonu. Większość bohaterów zmienia nagle swoją lokalizację. Jest dynamicznie, bo naprawdę sporo się dzieje i poruszane są ciekawsze wątki.

Najbardziej kuje jednak w oczy, iż poszczególne historie są po prostu nierówne. Poprowadzenie równolegle tylu postaci jest oczywiście dużym wyzwaniem i nie twierdzę, iż zupełnie się to nie udało. Widać jednak, iż nie ma tutaj pomysłu na Matta. Ta postać to takie trochę granie na jedną nutę – zarówno scenariuszowo, bo ciągle kręcimy się wokół sztyletu i porzucenia przyjaciół, ale w konsekwencji również aktorsko. Niespecjalnie angażował mnie również wątek Perrina. Dzięki niemu poznajemy nową bohaterkę, jednak on sam w zasadzie tylko chodzi i walczy. Fenomenalną drogę przechodzi za to Egwene. Jej losy są wyzwaniem nie tylko dla samej postaci, ale dały też pole do popisu aktorce Madeleine Madden. Wątek Nynaeve zdaje się być fabularnie ważny, jednak niespecjalnie się rozwija, a ta dziewczyna niewyobrażalnie mnie irytuje. Serwuje nam kolejny sezon dąsania się za przeszkody, które w zasadzie sama kreuje. Morraine to kobieta świetnie zniuansowana i niezmiennie pozostaję jej ogromną fanką. Rand też potrzebuje chwili, żeby się rozkręcić, ale ostatecznie jego losy również angażują.

fot. materiały prasowe // Koło czasu (2023) // Amazon Prime Video

Mam wrażenie, iż pierwszy sezon był w pewnym sensie czarno-biały. Cel podróży całej grupy świecił jasno od samego początku – zniszczyć Czarnego. Osobowości bohaterów budowano więc na różnicach wynikających z bycia dobrym bądź złym. W tym sezonie widać zdecydowanie więcej odcieni szarości. Okazuje się, iż lojalność wobec zła czy dobra poszczególnych postaci może się zmieniać. Ba, niektórzy grają do bramek, których do tej pory nie było choćby widać na boisku! To sprawia, iż trzeba trochę bardziej pogłówkować nad motywacjami. Szufladkowanie nowych postaci nie jest już takie proste.

A wspomnianych nowych postaci mamy całkiem sporo. Natasha O’Keeffe, którą możecie kojarzyć z Peaky Blinders, jest hipnotyzująca. Fajnie sprawdza się również Ceara Coveney w roli rezolutnej i opanowanej księżniczki. Ten sezon to też duży krok w przód w relacjach, ale eksplorujemy również historie bohaterów. Na szczęście echa przeszłości wracają do nich w sprytniejszych formach niż tylko łopatologiczne retrospekcje. jeżeli chodzi o efekty czy scenografię, całość trzyma poziom. Wciąż zachwyca mnie, jak prezentują się magiczne sploty. Ostatni odcinek jest naprawdę dopieszczony i ogląda się go z dużymi emocjami. Każda postać otrzymuje tu swoje pięć minut i jest istotnym elementem układanki. choćby wątek Matta kończy się satysfakcjonująco i angażująco.

Koło splata wzór, jak chce, mówi Morraine w jednym z odcinków, gdy pewien kupiec uświadamia sobie, iż jest w niebezpieczeństwie. Ależ do mnie przemawia ta filozofia! W ogóle cały ten świat naprawdę mnie porwał. Doceniam, iż ten sezon serwuje cięższe i głębsze wątki. Eksplorujemy więc, jakie piekło potrafimy urządzić tym, którzy się od nas różnią czy też ile jesteśmy gotowi poświęcić dla dobra ogółu. Tu na pewno przydałby się ukłon w stronę materiału źródłowego, choć ja osobiście nie miałam jeszcze okazji przeczytać książek Roberta Jordana.

Jest coś takiego w tym serialu, iż żywię do niego bardzo ciepłe uczucia. Mimo wspomnianych wyżej niedociągnięć trzeba przyznać, iż Koło czasu ma świetny klimat i został po prostu porządnie zrobiony. A może chodzi o tego ducha przygody, za którego tak bardzo kochamy Harry’ego Pottera czy Władcę Pierścieni? Tak czy inaczej bawiłam się świetnie i nie mogę się doczekać trzeciego sezonu!

Źródło obrazka głównego: fot. materiały prasowe // Koło czasu (2023) // Amazon Prime Video

Idź do oryginalnego materiału