Kochamy cię, synu, ale nie odwiedzaj nas więcej.
Starsze małżeństwo mieszkało całe życie w maleńkim domku, który zestarzał się razem z nimi. Nie zamierzali się przeprowadzać.
Wieczorami często wspominali swoje życie, pełne szczęśliwych chwil, których nie brakowało. Dzieci dawno dorosły i założyły własne rodziny. Córka, Zofia, mieszkała w pobliskiej wsi, więc często ich odwiedzała, a wnuki sprawiały, iż nigdy nie było nudno. Ale syn, Krzysztof, wyjechał daleko, pięć lat minęło od jego ostatniej wizyty pochłonięty pracą i obowiązkami, spędzał urlopy z żoną za granicą. Niedawno zadzwonił, oznajmiając, iż przyjedzie.
Wieść uradowała rodziców. Natychmiast zaczęli przygotowania: ojciec pojechał rowerem po zakupy, a matka rozmyślała, co ugotować, by sprawić przyjemność ukochanemu dziecku. Odliczali dni do przyjazdu. Krzysztof niedawno ożenił się po raz drugi pierwsza żona ciągle gdzieś biegała, więc się rozstali. Dzieci nie mieli, teraz budował nowe życie.
Krzysztof przyjechał samochodem wieczorem, zjadł kolację i od razu położył się spać. Rodzice usiedli cicho przy łóżku, by choć popatrzeć na syna rozmowa nie wyszła, zmęczyła go długa podróż.
Nasz Krzysiek się wyśpi, a jutro pomoże rąbać drewno, wywieziemy gnój ze stajni, przywieziemy świerk i ubierzemy choinkę jak dawniej od lat nie mieliśmy jej w domu powiedział ojciec z nadzieją.
Matka dodała:
I w spiżarni trzeba naprawić podłogę, bo się zaraz załamie.
Ojciec poszedł spać, ale matka nie mogła oderwać się od swojego chłopca poprawiała kołdrę, układała poduszkę.
Ojciec wstał o świcie, by napalić w piecu, gdy syn się obudzi. Matka też zerwała się wcześnie, by upiec ciasto. Krzysztof wstał koło południa, stwierdzając, iż dawno nie spał tak mocno. Po śniadaniu włączył telewizor i rozsiadł się wygodnie, by oglądać film.
Synu, pomożesz ojcu z drewnem? zapytała matka.
Mamo, jestem tylko na kilka dni, nie zdążę. Niech tata napali w łaźni.
Starzy sami nosili wodę ze studni, milcząc.
Po obiedzie ojciec poprosił:
W stajni gnój trzeba wywieźć. Jesteś młody, silny zrób to, proszę.
Co ty, tato? Myślisz, iż w mieście się nie męczę? Przyjechałem do was odpocząć, a ty od razu do roboty.
Po łaźni Krzysztof jadł, otworzył przywiezioną wódkę i zaczął narzekać na życie. Cały dzień rodzice się zmagali, podczas gdy on nie przestawał: to o wielkim mieszkaniu z drogimi meblami, to o rasowym psie, tylko kobiety niezręczne, a praca już nie cieszy.
Rodzice nie wytrzymali, poszli spać. Krzysztof poczuł się urażony, oznajmił, iż jedzie do siostry z nimi jest nudno. Matka zaczęła błagać, by nie wsiadał za kierownicę, zabrała kluczyki. Syn omal nie wywalił drzwi, wrócił do pokoju, włączył telewizor na pełną głośność.
Starzy leżeli, nie mogąc zasnąć. Ojciec podszedł do syna ten już chrapał. Wyłączył telewizor i położył się spokojnie.
Następnego ranka Krzysztof poszedł do lasu. Zmarzł, wrócił do domu, ucieszył się ciepłem i herbatą, rozsiadając się na kanapie. Nie pamiętał wczorajszego dnia. Ale matka cały dzień miała migrenę.
Spakowali mu torbę wiejskich smakołyków. Krzysztof nie odmówił.
Tyle daliście! Żona się ucieszy, nigdy nie jadła tak dobrych kompotów. U nas oczywiście wszystko jest, ale nie chcę was obrażać, więc zabiorę. Tylko zapomniałem wam przywieźć prezentów na Nowy Rok, ale nic następnym razem.
Matka otarła łzę:
Nie przyjeżdżaj więcej, synu. Kochamy cię, martwimy się, ale na kanapie możesz leżeć u siebie, tam masz telewizor droższy i lepszy.
Krzysztof zrozumiał, iż zranił rodziców, ale nie wiedział, co powiedzieć. Machnął ręką, wsiadł do auta i odjechał do miasta, gdzie czekało na niego codzienne zamieszanie.










