Maciej Kawulski jeszcze przed startem swojego projektu zapowiadał, iż będzie kręcić w tym samym czasie dwie części. Dlatego też pod koniec pierwszego filmu widzowie dostali już zajawkę kolejnego, w którym głównym złoczyńcą jest grany przez Janusza Chabiora – Filip. Były uczeń, który został wygnany na zawsze przez Doktora Paj-Chi-Wo (Piotr Fronczewski) z magicznej Akademii. To on też stoi za stworzeniem robota chłopca o imieniu Albert (Konrad Repinski), z którym zaprzyjaźniła się Ada (Antonina Litwiniak). W filmie Kleks i wynalazek Filipa Golarza mamy bezpośrednie rozwinięcie tego wątku. Fabuła zaczyna się w sumie w tym samym momencie, w którym się zakończyła w poprzedniej części. W drzwiach do mieszkania Ady staje Albert oznajmiający jej, iż jest robotem i proszący o pomoc. Dziewczyna momentalnie się zgadza i zaczyna szukać rozwiązania zagadki tego, skąd jej przyjaciel pochodzi oraz też jak zamienić go w prawdziwego chłopca. Motywacja dziewczyny nie jest tak naprawdę nigdy wytłumaczona. Wszak jej kolega nigdy nie prosi o to, by uczynić z niego człowieka. Jej dotąd też nie przeszkadzało to, iż był robotem. Po co więc zmieniać ten stan rzeczy? Jak rozumiem scenarzyści przez ten wątek chcą porozmawiać z widzami o tym, jak istotne w naszym życiu są uczucia. Jednak tak kamuflują swój przekaz, iż duża część widzów może go nie zauważyć.
W tym samym czasie Profesor Ambroży Kleks (Tomasz Kot) wyrusza w swoją podróż, by również znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd wziął się Albert. Trop prowadzi go na daleką północ, gdzie mieszka jego dawny przyjaciel Filip (Janusz Chabior).
Już na samym początku filmu widzowi zostaje przedstawione kilka zasad, których muszą przestrzegać mieszkańcy Akademii. Są one niezwykle istotne i będą miały wpływ na to, co się wydarzy w tej opowieści. Otóż dorośli mogą opuścić teren Akademii tylko na 24 godziny. jeżeli do tego czasu nie wrócą, drzwi tej magicznej krainy będą dla nich zamknięte na zawsze. Do tego na daleką północ mogą udać się tylko dzięki specjalnych portali. Zwykła magia bowiem nie działa w minusowych temperaturach. Dlaczego? Tego nikt tu nie wyjaśnia, bo i po co komu takie informacje. Nie działa i już. Generalnie magia odgrywa w tym filmie dużo większą rolę niż w poprzednim. Wtedy była tylko tłem, tutaj jest jej głównym bohaterem. Nareszcie widzimy też uczniów, którzy uczą się rzucania zaklęć i rozwijają swoje umiejętności. Nie są już tylko biernymi słuchaczami wykładów. Twórcy starają się rozwijać ten świat, pokazując coraz więcej jego możliwości i zakamarków. Tylko co z tego, skoro bardzo gwałtownie o tym wszystkim zapominają, gubiąc się w fabule, którą nam przedstawiają.
Sam główny motyw zemsty Filipa za wygnanie jest dość klarowny i zrozumiały. W sumie jest on jedyną konsekwentnie prowadzoną postacią w tej historii. Ma cel i ma motywacje. Gorzej ze wszystkimi innymi bohaterami. Mateusz (Sebastian Stankiewicz) z zabawnego ptaka stał się zapatrzonym w siebie egoistą. Stracił gdzieś ten swój luz, za który tak go polubiłem w pierwszej części. Teraz potrafi tylko i wyłącznie gadać o sobie. Ada w chwilach wymagającej od niej większej odwagi znów kryje się gdzieś po kątach, czekając na cud. Ale najgorzej w tej części wypada Pan Kleks, który staje się jakąś karykaturą samego siebie. Bardziej przypomina niezdarnego Inspektora Jacquesa Clouseaua z serii Różowa Pantera niż przenikliwego i pewnego siebie Kleksa z bajki Jana Brzechwy czy jej ekranizacji w reżyserii Krzysztofa Gradowskiego. Kleks Macieja Kawulskiego jest nieporadny, naiwny, fajtłapowaty i co gorsza bezradny w obliczu każdego zagrożenia. Gdy coś grozi Akademii, on nie potrafi jej obronić. Może tylko przyglądać się, jak jego bajka jest niszczona. Nie potrafi stawić żadnego oporu. W sumie nikt w tym filmie tego nie potrafi. choćby dzieci, które nauczyły się władać magią, nagle gdzieś znikają. Budynek wypełniony dziećmi nagle z niewytłumaczalnych powodów pustoszeje. Na jego korytarzach nie ma nikogo.
Ciekawi mnie też, skąd u Kleksa taka niechęć do nowych technologii. Wszak postać wymyślona przez Brzechwę nie miała do niej tak negatywnego stosunku. Nie bała się jej. Wiedziała, iż postęp nie jest niczym złym. Trzeba tylko wiedzieć, jak umiejętnie z nowych technologii korzystać. Nie zachowywała się jak jaskiniowiec, który widząc zegarek elektroniczny, popada w szał i nie uspokoi się dopóki go nie zniszczy.
Scenarzyści postawili też na dość utarty już schemat zagrożenia, jakim jest elektronika, która w zbyt dużych dawkach może zabić u dzieci wyobraźnię. Oduczyć ich opowiadania bajek. Pozbawić ich kreatywności. Ja rozumiem, iż spędzanie przez dzieci zbyt długiego czasu przed ekranami telefonów może być dla dorosłych problematyczne, ale to nie w niej samej tkwi problem. A raczej w tym, iż rodzice nie mają czasu dla swoich pociech, co zresztą jedna ze scen w tym filmie dobitnie pokazuje.
Mamy tutaj także wiele świetnych pomysłów, które zostają kompletnie zmarnowane jak choćby obsadzenie Moniki Brodki w roli robota. Problem jednak w tym, iż nie ma ona tutaj ani nic do zagrania ani tym bardziej do zaśpiewania. Ma po prostu być i tyle. Jakby nikt nie miał na jej obecność w tym filmie większego pomysłu.
Kleks i wynalazek Filipa Golarza ma też kilka jasnych punktów. Ale są to raczej role epizodyczne jak pojawienie się Katarzyny Nosowskiej w roli dobrej wróżki z bajki o Pinokiu czy trójka złych czarownic w wykonaniu Katarzyny Figury, Agaty Wątróbskiej i Małgorzaty Ostrowskiej, które dokonują czegoś na kształt autokrytyki swojej obecnej kariery zawodowej. Bardzo fajnie wypadają też nowe aranżacje dobrze nam znanych piosenek jak choćby Leń w wykonaniu Czesława Mozila. Jest to jednak stanowczo za mało jak na ponad dwugodzinny film.
Film Kawulskiego prezentuje się też bardzo dobrze pod względem wizualnym. Świat Kleksa jest faktycznie magiczny. Postaci w nim iście bajkowe. Gdyby ten film miał jeszcze bardziej dopracowaną fabułę, a nie taką, która rozpada się w rękach, to byłoby to fantastyczne ponadczasowe kino familijne. A tak dostajemy przeciętny produkt, który cieszy oko i nic więcej. Boli mnie to, bo zarówno w pierwszej części, jak i w tej widać ogromny potencjał. Można dostrzec wizję reżysera, która mogłaby być ciekawa, gdyby była oparta na lepszym tekście. Na scenariuszu, który nie jest tak leniwy i bezbarwny. pozostało szansa na poprawę, bo zakończenie zapowiada część trzecią. Tylko czy widzowie będą jeszcze na nią czekać?
Redaktor naczelny naEKRANIE.pl. Dziennikarz filmowy. Publikował między innymi w: Wprost, Rzeczpospolita, Przekrój, Machina, Maxim, PSX Extreme.
Fan twórczości Terry’ego Pratchetta. W wolnym czasie, którego za dużo nie mam, gram na PS4, czytam komiksy ze stajni Marvela i DC, a jak nadarzy się okazja to gram w piłkę.