Został wyłoniony w ramach ogłoszonego przez ministrę kultury Hannę Wróblewską dwustopniowego konkursu zamkniętego. Wraz z nim zaproszono do niego Michała Kotańskiego – reżysera, a przede wszystkim dyrektora Teatru im. Żeromskiego w Kielcach i dyrektora odrodzonego po pisowskiej zapaści Teatru Telewizji, Pawła Płoskiego – wykładowcę Akademii Teatralnej w Warszawie i dyrektora stołecznego Muzeum Karykatury, oraz Joannę Nawrocką – wieloletnią dyrektorkę Teatru Ochoty w Warszawie. Komisja rekomendowała dwóch kandydatów: Klata otrzymał trzy głosy, Kotański dwa, po rozmowie z oboma ministra kultury postawiła na Jana Klatę.
Czytaj też: Jana Klaty zmagania z polską tożsamością
Po pierwsze: nie szkodzić
Klata przedstawił program wizyjny, z odwołaniami do Stanisława Wyspiańskiego, który był patronem Teatru Narodowego za czasów dyrekcji Jerzego Grzegorzewskiego. „Podstawą tekst, utwory, które odpowiadają na wezwanie Wyspiańskiego: »Co jest w Polsce – do myślenia«” – pisze w aplikacji konkursowej. Kotański z kolei przedstawił się jako pragmatyk i racjonalista, przywołując czas dyrekcji w Narodowym Erwina Axera: „Przyznam, iż bliskie jest mi stwierdzenie Erwina Axera o tym, iż misja Teatru Narodowego nie musi być misją przez wielkie M, a nacisk na edukację i działania dopełniające spektakle wydają mi się dziś, w czasach polikryzysu, jednym z ważniejszych zadań Teatru Narodowego”. Dał się też poznać jako budowniczy i zarządca, z projektem remontów we wszystkich chyba częściach teatru, a także na placu przed, a choćby z planem zagospodarowania przez Narodowy części istniejącego tylko w mglistych planach Pałacu Saskiego.
Zupełnie różni, mają wszak Klata i Kotański jedną wspólną cechę: pragmatyzm. Jako jedyni z czwórki kandydatów uwzględnili wyrażane w listach otwartych przez zespół Narodowego żądanie ciągłości i stabilizacji. Zadeklarowali powołanie na dyrektora do spraw administracyjnych/zarządzającego Krzysztofa Torończyka, który Teatrem Narodowym od tej strony zarządza od lat 90., a od 1998 jest dyrektorem naczelnym instytucji.
„50–60 spektakli miesięcznie na trzech scenach, oddana, liczna i entuzjastyczna publiczność, wielkie kreacje aktorskie, przymierze pomiędzy zespołem artystycznym, technicznym i administracyjnym. Chapeau bas! (…) Rewolucyjne podejście nie ma tutaj najmniejszego sensu. Trzeba się kierować zasadą: po pierwsze, nie szkodzić. (…) Potrzebna jest delikatna korekta, nowy impuls, świeża energia” – chwali poprzedników, czyli Krzysztofa Torończyka i Jana Englerta (dyrektor artystyczny od 2003 r.), Jan Klata w swojej aplikacji.
Czytaj też: Wojciech Faruga przejmuje stery. Oby dramat w Teatrze Dramatycznym się skończył
Klata: moc i brawura
Urodzony w Warszawie w 1973 r. i reżyserujący od 2003 Jan Klata na czele Narodowego to doświadczenie, dorobek artystyczny, bujna osobowość, mocne poglądy i kwiecisty styl wypowiedzi. Zaczynając od pierwszego – jako dyrektor Starego Teatru dał przyszarzałej scenie nowy blask, sprowadził różnorodnych reżyserów i reżyserki (świetne spektakle zrealizował tu m.in. duet Strzępka–Demirski), odmłodził zespół i publiczność. Potrafił się wycofać, gdy jego pomysł rewizji w kolejnych sezonach twórczości ważnych dla krakowskiej sceny reżyserów spotkał się z oporem. Przetrwał i obrócił na swoją korzyść protest bojówki konserwatywno-politycznej, która przerwała pokaz jego „Do Damaszku”.
Za to progresywna część środowiska wciąż pamięta mu niedopuszczenie do premiery spektaklu Olivera Frljića na temat „Nie-Boskiej komedii”, antysemityzmu i Konrada Swinarskiego; Klata w ich oczach uchodzi za cenzora. Wierzący katolik, swego czasu uznawany m.in. przez „Frondę” za sojusznika w zlaicyzowanym, lewackim środowisku sztuki, mógł przez moment mieć nadzieję, iż PiS w 2017 r. powoła go na kolejną kadencję dyrektorską, jednak minister Gliński i jego zastępczyni Wanda Zwinogrodzka postawili na zwarcie ze środowiskiem, fotel dyrektora powierzyli Markowi Mikosowi, od ostatecznej degrengolady ratował scenę zespół aktorski.
Dorobek ma Klata także imponujący. To kilkadziesiąt spektakli zrealizowanych w Polsce i za granicą. W tym takie, które zapisały się w historii polskiego teatru i miały wpływ na debatę publiczną. Od wystawionych w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu obrazoburczych, brawurowych i porywających „Córki Fizdejki” i „Rewizora”, przez „H.” z gdańskiego Wybrzeża w Stoczni Gdańskiej, po inscenizowane we wrocławskim Teatrze Polskim „Sprawę Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej, „Utwór o Matce i Ojczyźnie” Bożeny Keff czy wystawione na finał dyrekcji w Starym „Wesele”.
To teatr mocnych obrazów i równie mocnej muzyki, boleśnie punktujących społeczeństwo obserwacji, brawurowych odczytań klasyki. W ostatnich latach temperatura myśli i obrazów bywała w teatrze Klaty niższa, coraz częściej głównym wrogiem stawała się młoda lewica, jej moralne wzmożenie i „cancel culture”, a za teledyskową formą nie stała silna treść. To jednak wciąż twórca, który potrafi zaskoczyć, nie boi się iść pod prąd, przebić ironią pompowany (w dobrej wierze) na naszych scenach balonik czułości, zrozumienia i psychoterapii. To cenne.
Czytaj też: Niezwykły Jerzy Stuhr. Ktoś więcej niż aktor. Ikona kina i komedii, sumienie inteligencji
Klasyka na start
Jaki będzie Teatr Narodowy Jana Klaty? Dość konserwatywny, jeżeli sądzić po tytułach wpisanych do programu konkursowego – tu przeważa klasyka. Od „Medei”, „Iliady”, „Boskiej Komedii”, kronik królewskich Szekspira, przez „Lillę Wenedę”, „Konrada Wallenroda”, „Moralność pani Dulskiej”, „Peer Gynta”, po „Popiół i diament” Andrzejewskiego czy – mniej oczywiste – „Między ustami a brzegiem pucharu” Rodziewiczówny. Ale jest też (w sekcji „Wszystkie nasze strachy”) „Uległość” Houellebecqa, „Mężczyźni objaśniają mi świat” Solnit, „Ameryka” Kafki, „Niewyczerpany żart” Davida Fostera Wallece’a czy „Baba-Dziwo” Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Sam Klata zamierza wrócić do „Termopili polskich” Tadeusza Micińskiego, które zrealizował w 2014 r. w Teatrze Polskim we Wrocławiu, „fantasmagorii o przeklętym losie skrwawionych ziem, czyli naszej części Europy. O Polsce, Rosji, Ukrainie, o cieniu, który Fatum rzuca na kolejne pokolenia armatniego mięsa Historii”.
Kto oprócz Klaty będzie reżyserował te tytuły? Tu może być trudniej, bo dyrektor Klata zraził do siebie część środowiska spektaklami i wywiadami, w których kpił z progresywnego teatru, inni wciąż pamiętają mu sprawę z Frljićem. W aplikacji konkursowej wpisał Małgorzatę Bogajewską i Wojciecha Farugę – oboje w Narodowym już reżyserowali i mają w zespole oddanych fanów. Jako nowość miałby się pojawić Marcin Wierzchowski, nagradzany reżyser teatru opowieści z aspiracjami. W perspektywie Klata zamierza zapraszać reżyserów zagranicznych.
Trzymamy kciuki za Jana Klatę i intrygujący, poruszający i skłaniający do myślenia Teatr Narodowy. Podobnie jak za Narodowy Stary Teatr w Krakowie pod obecnymi, progresywnymi rządami Jakuba Skrzywanka i Doroty Ignatjew.