Na jego bocznej ścianie umieszczono napis „Nowa Dziewczyna w mieście Halszka Cyfrowy Dźwięk Cyfrowy Obraz w Technologii 3D ”, zaś od frontu po obu stronach drzwi wejściowych zobaczyć można gabloty z fotosami.
Nad wejściem, chronionym daszkiem, namalowano w 2011 roku postaci Marilyn Monroe i Charliego Chaplina. To pierwszy mural, jaki pojawił się w naszym mieście. Jego autorami są Bart Sucharski (pochodzący z Szamotuł, ceniony artysta i designer) i Krzysztof Zdanowski.
Historia kina w Szamotułach
Historia kina Halszka liczy sobie kilkadziesiąt lat. Po II wojnie światowej w Szamotułach uruchomiono kino, które w pierwszych miesiącach swego funkcjonowania nazywało się „Wolność”. Po ogłoszeniu konkursu na nową nazwę w styczniu 1946 roku, patronką tego miejsca została Halszka. Budynek, położony przy dzisiejszej ulicy Dworcowej 7 (dawniej Klasztorna), wcześniej był siedzibą hotelu Eldorado (później „Centralny”).
Przez lata przeszedł szereg zmian – zmieniono fronton kina (zamurowano okna), przemieszczono wejście na salę kinową (umieszczając je na ścianie tylnej ) i wyjście dla publiczności (to ostatnie niedawno przystosowano dla niepełnosprawnych). Wnętrze w tej chwili to biało czarny hol oraz sala kinowa, którą zapełniają fotele uszeregowane w 11 rzędach oraz scena z ekranem.
Pierwszym polskim filmem panoramicznym byli „Krzyżacy” w reżyserii Aleksandra Forda zaprezentowani na ekranie w 1960 roku. Szamotulanie obraz ten mogli obejrzeć w kinie Halszka dwa lata później.



Po przystosowaniu kina do projekcji filmów panoramicznych, zaoferowano mieszkańcom nie tylko najnowszy repertuar, ale i spotkania z artystami scen polskich, filmu i estrady. Już podczas pokazu „Krzyżaków” widzowie mieli okazję spotkać Andrzeja Szalawskiego wcielającego się w rolę Juranda ze Spychowa.
Gwiazdy w Szamotułach
W Szamotułach goszczono w kolejnych latach Jerzego Duszyńskiego („Zakazane piosenki”, „Skarb”, „Hydrozagadka”), Marię Wachowiak, Marię Broniewską, niezwykle popularnego Stanisława Mikulskiego – odtwórcę roli Hansa Klosa („Stawka większa niż życie”), Alinę Janowską znaną chociażby z „Wojny domowej” czy „Podróży za jeden uśmiech”, Jana Englerta, Jacka Fedorowicza oraz Wacława Kowalskiego (Pawlaka z „Samych swoich”). Szamotulskie kino podejmowało również Andrzeja Kopiczyńskiego czyli tytułowego „Czterdziestolatka”, Romana Wilhelmiego („Kariera Nikodema Dyzmy”), reżysera Krzysztofa Szmagiera („07 zgłoś się”).

Remont kina w 2012, fot. Magda Prętka
Jednak ze szczególną atencją witano w Szamotułach Małgorzatę Braunek (1947-2014) aktorkę urodzoną w naszym mieście. Jej uroda i talent zachwycały, a role przez nią grane sprawiały, iż postrzegano ją jako kobietę nowoczesną („Polowanie na muchy”) i chętnie kopiowano jej styl. Jednak szczyt popularności zapewniła jej postać Oleńki w „Potopie” Jerzego Hoffmana.
Pół wieku później od projekcji filmu panoramicznego dokonano kolejnej wielkiej zmiany – była nią cyfryzacja kina i możliwość wyświetlania filmów w technologii 3D oraz nowe nagłośnienie. Ponadto wyremontowano hol oraz salę kinową. Pierwszym filmem zaprezentowanym w technologii cyfrowej była amerykańska produkcja „Avengers” (2012).
Długie kolejki po bilety
Przez lata kinem kierowali mężczyźni, najpierw był to Hieronim Kuszewski, po nim stanowisko objął Brunon Gajewski, dalej Wojciech Mikołajczak, Marian Piosik, Aleksander Galas, Włodzimierz Szablewski (pełniący obowiązki) i Marian Golanowski. w tej chwili kinem kieruje Izabela Szymańska – Troszczyńska.
Od ponad 30 lat w kasie kina pracuje uśmiechnięta blondynka Ewa Zandecka – Soroka, która jest prawdziwą skarbnicą wiedzy o instytucji. Pani Ewa pracę zaczynała jeszcze w czasach, gdy kino było częścią Okręgowego Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów i zatrudniało kilkanaście osób.
Panie bileterki – na początku lat 90. Maria Pajor i Maria Lisiak, nie tylko, iż sprzedawały i sprawdzały bilety, ale i musiały zadbać o reklamę. To one wyruszały pieszo w różne rejony miasta, aby w gablotach (znajdujących się m.in. na ulicy Poznańskiej, Wronieckiej, Chrobrego, Placu Sienkiewicza) porozwieszać plakaty filmowe.



Poza tym trzeba było pilnować porządku na sali, zwłaszcza gdy pojawiały się grupy szkolne. Papierowe bilety z numerami miejsc były manualnie wydzierane z rolki, a ich sprzedaż odnotowywana w specjalnym zeszycie i zaznaczana na planie sali kinowej, który był rozrysowany na kartce.
Podczas wykonywania raportów, jeżeli dochodziło do niezgodności (a wystarczyło, iż nieuważnie oderwano bilet i przeoczono numer) trzeba było wszystko szczegółowo sprawdzać. Warto też przypomnieć, iż do kasy kinowej najczęściej stało się w długich kolejkach. Dziś bilety można zakupić online lub w kasie kina.
Przemiany
Początek lat 90. to czas wielkich przemian – organizatorem kina Halszka został Szamotulski Ośrodek Kultury. Nad instytucją zawisła groźba likwidacji. Ówczesny kierownik Aleksander Galas i jego sukcesor Marian Golanowski robili, co mogli, aby nie dopuścić do tego.
Zmniejszono liczbę pracowników, a kino początkowo działało zaledwie trzy dni w tygodniu (od piątku do niedzieli). w tej chwili seanse filmowe realizowane są od piątku do wtorku. Zaś w środy i czwartki grane są koncerty, przedstawienia, czy spotkania.
W godzinach przedpołudniowych kino odwiedza młodzież szkolna. w tej chwili Halszka należy do sieci Kin Studyjnych i Lokalnych.

fot. Szamotulski Ośrodek Kultury
Dziś sala kinowa mieści 184 osoby. Jedenaście rzędów foteli (po powiększeniu sceny w latach 90. jeden rząd zlikwidowano) w czerwonym kolorze zaprasza do oglądania. Drewniana konstrukcja trzymająca fotele to ręczna solidna robota.
Wcześniej fotele były obite tkaniną w kolorze zielonym i chwalono je za wygodę – po zmianie tapicerki, widzowie nieco narzekają. Niestety nie zostały osadzone ponownie na miejscach, z których je wyjęto, co sprawia, iż bywa niekiedy ciaśniej i mniej wygodnie.
Warto natomiast podkreślić, iż występujący w Szamotułach artyści, bardzo pochlebnie wyrażają się o akustyce tego miejsca.
Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku, aby projekcja filmu się odbyła, wymagana była obecność przynajmniej pięciu widzów. Pamiętam taką zabawną sytuację, która zdarzyła się w 1997 roku – wtedy w kinach wyświetlano komedię „Goło i wesoło”.
We wtorkowe popołudnie wybraliśmy się z mężem gotowi ją obejrzeć. Tymczasem okazało się, iż poza nami nie ma innych widzów. Ówczesny kierownik Marian Golanowski poinformował nas, iż w tej sytuacji seans nie odbędzie się (nawet gdybyśmy kupili pięć biletów – bo i taki pomysł przyszedł nam do głowy).
I jakby tego było mało, był to ostatni dzień projekcji filmu w Szamotułach – tym sposobem zaplanowana rozrywka prysła niczym bańka mydlana.



Wydawałoby się, iż ten okres odszedł bezpowrotnie w niepamięć. Niestety, dziś o „być albo nie być” kina decydują twarde prawa rynku i wymogi dystrybutorów, aby co najmniej osiem osób było na sali. Z chwilą pojawienia się wielkich multipleksów kinowych w Polsce, los małych kin został zagrożony. W wielu, niekiedy znacznie większych od Szamotuł ośrodkach miejskich, kina zlikwidowano.
Szczęśliwie w Szamotułach „Halszka” nie tylko, iż przetrwała, ale śmiało można powiedzieć, iż ma się dobrze – żeby zobaczyć najnowsze produkcje filmowe, nie trzeba już jeździć do Poznania, bo tego samego dnia premiera ma miejsce również w Szamotułach (wcześniej zdarzało się, iż na nowości trzeba było czekać i dwa miesiące).
I podobnie jak w innych miejscach, Halszka ma swoich stałych bywalców, którzy przychodzą na każdy seans. W latach 90. kierownik M. Golanowski prosił, aby pani Ewa odnotowywała ich obecność i co pewien czas nagradzano ich bezpłatnym biletem.
Kilkadziesiąt tysięcy widzów
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego za rok 2023 w Polsce działało 535 kin stałych, a województwo wielkopolskie drugie pod tym względem (zaraz po śląskim) ma ich aż 52. GUS podał również informację, iż liczba widzów w stosunku do roku poprzedniego wzrosła o ponad 8 milionów.
Szamotulskie kino rocznie odwiedza kilkadziesiąt tysięcy widzów (przykładowo w 2024 roku było ich ponad 35 tysięcy, przed pandemią prawie dwa razy więcej). Nie będzie tez przesadą stwierdzenie, iż przychodzą tu kolejne pokolenia Szamotulan – bywają tu dziadkowie z wnukami, młodzież szkolna i mieszkańcy regionu w każdym wieku.

fot. Magda Prętka
Pani Ewa zauważa, iż w weekendy jest coraz więcej widzów spoza Szamotuł – przyjeżdżają z okolic Poznania, Tarnowa Podgórnego, Obornik, Rokietnicy. Wabikiem jest nie tylko atrakcyjna cena biletów, ale i niezwykła atmosfera, jakiej nie doświadczy się w multipleksach.
Nie byłoby kina bez kinoopertaora. W Szamotułach byli to: Włodzimierz Szablewski, Krzysztof Minge, Józef Ratajczak, Sławomir Kruszona, Piotr Piotrowicz, Mariusz Wronowski (ten ostatni dojeżdżał z Poznania rowerem). Pani Ewa z uznaniem podkreśla, iż przyjmujący ją do pracy kierownik Aleksander Galas był również kinooperatorem, a praca to niełatwa.
W czasach analogowych filmy były w szpulach (zazwyczaj było ich od pięciu do siedmiu), każda szpula umieszczona w kapsule i wszystko zamknięte w skrzyni – ważyło to razem około 40 kilogramów. Filmy przyjeżdżały pociągiem, a kinooperator musiał je odebrać z dworca. Miał wózek (najpierw pchany, potem ciągniony), na który je ładował i i przywoził ze stacji.

fot. ze zbiorów prywatnych
Pani Ewa wspomina, jak to któregoś razu, o godzinie czwartej rano, miał przyjechać film pociągiem z Poznania, ale okazało się, iż konduktor go nie wydał i przesyłka pojechała dalej. Pani Ewa dzwoniła na wszystkie stacje na trasie do Szczecina i tam ubłagała, aby wysłano go z powrotem do Szamotuł. Na szczęście paczka wróciła krótko przed seansem i zdążono film wyświetlić. Potem trzeba było go spakować i wysłać dalej.
Dużym problemem były też psujące się taśmy – nie każdy kinooperator dbał o nie odpowiednio. W czasie projekcji taśmy narażone były na kontakt z olejem, jeżeli nie zostały wyczyszczone, to powodowało ich zrywanie się.
W 2015 roku operator Sławek Kruszona opowiadał dziennikarce Magdzie Prętkiej, że:
„zerwaną taśmę trzeba było skleić specjalną maszynką, co trwało około dwóch minut. Publiczność w tym czasie musiała uzbroić się w cierpliwość i chwilę poczekać. Podobnie sprawa wyglądała przy zmianie taśmy. Przykładowo film był w sześciu szpulach, a każda z nich trwała około 17 minut. Należało zatem być czujnym, gdy czas wyświetlania jednej będzie się kończyć i zmienić ją na kolejną. Bywały i takie filmy, szczególnie bajki, gdzie zmiany były co 7 minut. Proszę sobie wyobrazić to bieganie po kabinie”.
Wydawałoby się, iż zmiana na kino cyfrowe to mniej pracy, ale jak podkreśla pani Ewa i tu trzeba się nabiegać (kabina jest na trzecim piętrze), a przed obsługą stoją inne wyzwania – film przychodzi zapisany na dysku i wyznaczone są ścisłe ramy czasowe, w którym można go uruchomić. Poza tym sprzęt się psuje i wciąż pojawiają się nowe technologie, trzeba więc być czujnym i nieustannie nadążać za zmianami.
Kilka tysięcy plakatów
Mural na kinie to nie jedyny akcent związany ze sztuką. Każdy, kto tu bywa kojarzy plakaty prezentowane na ścianach holu i klatki schodowej. Halszka ma ich kilka tysięcy – są tu przedstawiciele polskiej szkoły plakatu z lat 70. i 80., miedzy innymi prace Andrzeja Pągowskiego, Jana Lenicy, Waldemara Świerzego, Rosława Szaybo (ten ostatni artysta ma w swoim dorobku również okładki płyt między innymi dla Milesa Davisa czy Eltona Johna). Starych plakatów (tych do 1990 roku) jest ponad cztery tysiące, tych późniejszych również kilka tysięcy.

fot. ze zbiorów prywatnych
Kino Halszka przez lata pełniło funkcję sali widowiskowej. Tu wciąż realizowane są koncerty na żywo, przedstawienia czy liczne konkursy. Serce Halszki bije mocno i ta nowa dziewczyna w mieście wciąż czaruje i zaskakuje.
Wielbicielką kina Halszka jest Magda Prętka – dziennikarka do niedawna związana z tygodnikiem „Dzień Szamotulski” i portalem „Szamotuły nasze miasto” – to jej zawdzięczamy kronikarskie zapiski odnotowujące zmiany w kinie.
O kinie jeszcze więcej wie i pięknie opowiada Pani Ewa Zandecka – Soroka – wielokrotnie tu cytowana. Bardzo dziękuję obu Paniom za pomoc przy powstawaniu artykułu.