Putin jest na szczycie władzy. Prawie osiągnął swoje marzenie i odbudował rosyjskie imperium. Zamknął usta wrogom, nie ma przyjaciół, w Moskwie rządzi strach. Cały świat boi się Rosji, a Putin stał się własną karykaturą. Wszyscy czekają na jego upadek. Skąd się wziął, jak doszedł do władzy? Oto obraz rosyjskiego lidera oparty o znane fakty lub nieoficjalne przekazy - od wczesnego dzieciństwa, kiedy został porzucony przez matkę aż do czasów współczesnych i wojnę w Ukrainie.
"Putin" to nowy film Patryka Vegi, znanego z tak głośnych produkcji, jak "Botoks", "Kobiety mafii" czy "Pętla". Czy da się zrozumieć motywy i działania jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci współczesnej polityki? "Putin" od 10 stycznia na ekranach polskich kin. Zobacz zwiastun.
"Putin": jakie są granice szaleństwa Patryka Vegi?
Prawa do dystrybucji "Putina" zostały sprzedane do 60 krajów, w tym do USA. Jestem naprawdę ciekaw recenzji zagranicznych krytyków filmowych, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z filmowym językiem Patryka Vegi. Językiem zupełnie odrębnym i na swój sposób autorskim. Vega przestał zupełnie oglądać się na krytykę i robi filmy z wyciągniętym środkowym palcem do wszystkich. O ile jeszcze za czasów jego powrotu do "Pitbulla" (2016) i "Kobiet mafii" (2018) starał się trzymać gatunkowych form i w swojej dzikości udało mu się choćby wykreować polską wersję kina eksploatacyjnego, to potem orbitował już na własnej planecie. Filmowej i duchowej.
Vega od dłuższego czasu nie ukrywa, iż jego kino jest formą ewangelizacji. Kino Vegi ostatnich czterech lat jest otwartą dysputą o grzechu, którego w swoim narkotyczno-alkoholowym życiu Vega zresztą doświadczył. Patryk Vega nie ukrywa, iż chce być polskim Ablem Ferrarą, który ostatnio nakręcił zdumiewającą biografię Ojca Pio z Shią LaBeufem w głównej roli. Ferrara wciąż jednak trzyma się filmowego warsztatu. Vega w "Putinie" trzyma się warsztatu wyłącznie swojego. Niepodrabialnego w swoim pokracznym szaleństwie.
Cyfrowy Putin nie jest żywym człowiekiem. On jest symbolem upadku
Wykreowany z pomocą sztucznej inteligencji Władimir Putin jest upiorny, ale w kontekście historii, którą zbudował Vega, ta upiorność się paradoksalnie... broni. Jasne, Putin wygląda jak postać z kontrolowanego przecieku nowej odsłony GTA, ale cyfrowy Putin nie jest żywym człowiekiem. On jest symbolem upadku człowieka odwróconego od Boga.
"Putin" jest przypowieścią o grzechu, w której (literalnie!) pojawiają się anioły i demony, walczące o dusze Władimira Władimirowicza. W każdej scenie upadłe anioły szepczą mu do ucha, jaką decyzję ma podjąć. Kuszą, zwodzą i potem domagają się zapłaty. Jeden z nich to duch chłopca, który wciągnął kilkuletniego Wołodie w przestępczy świat petersburskiej ulicy. Drugim jest sam Legion, czyli demon o wielu imionach, który choćby biblijne zdanie "Jest nas wielu" wypowiada w zawieszonym między światem żywych i martwych zdewastowanym wybuchem elektrowni w Czarnobylu mieście Pyrpeć.
Film jest zlepkiem scen z życia Putina (KGB, gangsterka w Petersburgu, premierostwo przy Jelcynie i prezydentura), które są opowiedziane przez pryzmat walki osobowego zła z osobowym dobrem. Zobaczymy tutaj historyczne postacie, jak Borys Jelcyn (Tomasz Dedek), Bill Clinton czy mer Petersburga Anatolij Sobczak i dowiemy się, iż imigranci na granicy polsko-białoruskiej to część hybrydowej wojny z Europą (w tej scenie zobaczymy choćby Thomasa Kretschmanna). Wszystkie historyczne postacie są jednak pionkami w religijnej dyspucie Vegi, który z euforią Eda Wooda albo Uwe Bolla dokonuje bezczelnej filmowej dezynwoltury. Nie szukajcie w tym narracyjnego ładu i składu, ani psychologicznej głębi którejkolwiek z postaci. Vega rozrzuca swoje puzzle i je składa w sposób, jaki mu się podoba. Jemu nie zależy na filmowej narracji. Jemu zależy na sprzedaniu idei. "Putin" to jedna wielka religijna pulpa wykreowana przez AI i poczucia misjonarstwa samego Vegi.
Żaden z "Putina" polityczny thriller
Żaden z "Putina" polityczny thriller, jak reklamuje go dystrybutor. Vega chce zrozumieć drogę Putina w kontekście eschatologicznym, co swoją drogą akurat nie jest spojrzeniem oderwanym od rzeczywistości. Putin wierzy w Ruski Mir, który jest złączony przecież z ideą rosyjskiego mesjanizmu w kontekście właśnie teologicznym. Dlatego Putin jest tak blisko z Cerkwią. Dlatego też zachodnia alt prawica jest zaczadzona putinizmem, będącym w ich mniemaniu lekiem na "zgniliznę moralną".
W Polsce sympatię do Putina jako biblijnego katechona (ten, który powstrzymuje nadejście Antychrysta) przed atakiem na Ukrainę wyrażało część monarchistów i narodowców. Vega jednak w tę stronę nie idzie, bo jego wiara jest bardziej neokatechumetalna, a więc oparta na emocjach. Dlatego w jego wizji Putin ma obok siebie osobowe zło w postaci demonów, a nie idee, które oderwany od rzeczywistości Putin przyswaja w odremontowanych komnatach carycy Katarzyny.
Jasne, iż wolałbym obejrzeć rasową polityczną biografię Władimira Putina, która nie tylko zobrazowałaby nam dryfowanie Rosji od płonnej nadziei Zachodu na jej demokratyzację wprost w paszczę autorytaryzmu, będącego hybrydą caratu i nacjonalizmu stalinowskiego. Tyle, iż nikt takiej fabuły nie nakręci. Ze strachu? Możliwe. Widać, iż nie ma strachu Patryk Vega szczere wierzący, iż szatan ma rękach wykreowanego przez AI Wowę/Wołodię i z pomocą swojej kremlowskiej pacynki rozpocznie ostatni etap niszczenia świata. Amerykańscy protestanci mają swoje christian movies. My mamy bożego szaleńca Patryka Vegę, którego kino można przyjąć tylko patrząc na świat jego oczami. Inaczej seans jest bezsensowny.
4,5/10
"Putin", reż. Patryk Vega, Polska 2024, dystrybucja: Mówi Serwis, premiera kinowa: 10 stycznia 2025 roku.