Kolejne przekroczenie barier?
Kim Gordon można lubić, można nie lubić, ale odmówić nie wypada jej tego jak bardzo na pewną erę muzyki wpłynęła. Bo hałasowanie jakie zapewniała między innymi wraz z Sonic Youth, nie dość iż mocno wymowne w ofensywie dla mainstreamu, to w dodatku inspirujące dla całej masy artystów. Późniejsze lata eksperymentów i liczne współprace sprawiły, iż dziś nie dziwi nic co spod ręki artystki wychodzi, bo w formach zamykać jej nie wypada. Czy powinno więc zaskakiwać, iż na „The Collective” siedemdziesięcio jednoletnia ikona uderza w dark trapy? Cóż, czasy w jakich żyjemy dosyć mocno przyzwyczaiły mnie do coraz rzadszego odczuwania szoku, również w kwestii artystycznych poczynań. Ale warto zauważyć, iż do tego konceptu Kim podeszła niebywale kreatywnie.
Mniejszy entuzjazm publiki, być może nieszczególnie świadomej, na co przyszli, został okazany artystce przy okazji otwarcia MSN’u. I zdaniem kilku uczestników nie była to jedyna kontrowersja wokół całego wydarzenia, ale nie o tym dzisiaj. Główną uwagę winno przyciągać to mroczne, elektroniczne oblicze, jakie wita nas wraz z pierwszymi dźwiękami „The Collective”. Zamienienie, przynajmniej w dużej skali, gitary na komputer owocuje rozbujanym noise’owym trapem, nie szczędzącym sobie basów, przesterów i angażującej narracji.
Najmocniej moim zdaniem płyta rezonuje w towarzystwie nocnych spacerów po mieście. Coś niebywale atrakcyjnego, mrocznego pojawia się wtedy w podświadomości i klimat całego trzeszczenia, jaki Kim zapewnia, staje się wyraźniejszy. Sięganie po phonkowe sample i zmieszanie ich z industrialnymi zabiegami („The Candy House”) to coś, co tylko przedstawicielka no wave może zrobić z takim smakiem. W momencie, w którym pojawia się autotune, nadchodzi nadzieja, iż ktoś jeszcze z odpowiednim wyważeniem sięga po to narzędzie. Nie ma się co dziwić dokładności instrumentali. Te bowiem wysłane zostały Kim przez uznanego producenta i muzyka Justina Raidena (pracujący m.in. z Charlie XCX, Lil Yachtym czy Johnem Calem).
Lirycznie krążek inspirowany jest nowelą „The Candy House”, pióra Jennifer Egan. Kim Gordon bardzo plastycznie odnajduje się swoją wokalną ekspresją na tych kładących nacisk na formę bitu podkładach. Wciąż czuć to umiłowanie do nieziemsko chaotycznych form, choćby jeżeli opartych o stały puls, to bardzo mocno rozpraszających glitchem, pojękiwanymi podbitkami i harshowym szumieniem.
Nowy etap eksperymentu twórczyni kupuję, kupiłem go z resztą w ciemno jeszcze przed odpaleniem albumu, ze świadomością, iż może mnie zirytować lub zachwycić, ale z pewnością coś po sobie zostawić.
Profil na BandCamp »Profil na Facebooku »
Matador Records 2024