Kiedyś w małżeństwie nie doczekaliśmy się dzieci. Maria uważała, iż najpierw trzeba więcej zarobić. Cały czas pracowaliśmy, a ona wciąż odkładała decyzję o potomstwie. Wszystko zmieniło się, gdy moja pensja została obniżona. Maria wtedy przemówiła zupełnie innym tonem

przytulnosc.pl 4 dni temu

Z Marią jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat. Dorobiliśmy się trzypokojowego mieszkania, dobrego samochodu, a niedawno kupiliśmy niewielki domek poza miastem. Nie powiem, żebyśmy się ciągle kłócili. Po prostu życie zamieniło się w rutynę. Dzieci w małżeństwie nie mieliśmy. Maria twierdziła, iż trzeba więcej zarabiać. Ja pracowałem w biurze, pensja wprawdzie średnia, za to była stabilna.

Najgorsze było to, iż czasem aż nie chciało mi się wracać do domu. I nie dlatego, iż mieliśmy jakieś wielkie problemy. Po prostu przestałem odczuwać ciepło rodzinne. Wracałem z przyzwyczajenia, ale choćby nie przychodziło mi do głowy, by postawić w naszym związku kropkę. Wydawało mi się, iż na budowanie czegoś nowego jest już za późno.

Wszystko zmieniło się, kiedy w firmie zaczęły się redukcje i obniżono mi wynagrodzenie. Mój etat w ogóle stanął pod znakiem zapytania. Maria o tym wiedziała. ale zamiast mnie wesprzeć, stale robiła mi wyrzuty, iż nasz dochód tak spadł. Nie potrafiłem jej zrozumieć: przecież i tak na wszystko starczało, a choćby mogliśmy coś odłożyć.

Miałem już dość jej ciągłych wyrzutów i zacząłem się z nią spierać. Na to ona reagowała jeszcze bardziej nerwowo. Potem ogłosiła, iż złożyła papiery rozwodowe i żąda, żebym się wyniósł ze wspólnie kupionego mieszkania. To mnie strasznie zabolało. W rezultacie uzgodniliśmy, iż mieszkanie zostanie Marii, a domek i samochód – mnie.

Rozwód i wyprowadzka przyszły mi z trudem. W obcym miejscu uświadomiłem sobie, iż zostałem całkiem sam. Nie miałem o kogo się troszczyć. Praca też przestała dawać mi radość, tym bardziej iż dojazdy codziennie pochłaniały pięćdziesiąt kilometrów w jedną stronę.

Pewnej nocy przed świtem obudziło mnie stukanie do drzwi. Okazało się, iż to przerażona sąsiadka prosi o pomoc. Mówiła, iż w jej komórce coś się tłucze i warczy. Byłem półprzytomny, niezbyt rozumiejąc, o co chodzi, ubrałem się i poszedłem za nią.

Na miejscu usłyszałem dziwne dźwięki dochodzące zza drzwi komórki. Otworzyłem najpierw drzwi w sionce, potem wspiąłem się na taboret i uchyliłem drzwi komórki. Wtem wyleciał przerażony kocur sąsiadów. Nikt nie wiedział, jak się tam znalazł, ale narobił niezłego bałaganu: potłukł słoiki z zapasami, porozrzucał wszystko z półek.

Pomogłem jej to posprzątać. Na dworze już świtało. Sąsiadka, zresztą mająca na imię Ola, była mi bardzo wdzięczna i chciała się jakoś odwdzięczyć. W jej domu pachniało świeżo upieczonym ciastem, a iż mi się śpieszyło do pracy, zażartowałem, iż z euforią zjadłbym domowe śniadanie.

Ola odebrała to z zadowoleniem. Przy śniadaniu opowiedziałem, iż przeżyłem niedawno rozwód i jestem teraz sam. Okazało się, iż sąsiadka jest wdową. Ma dorosłego syna, który założył własną rodzinę i wyjechał do innego miasta.

Nawet się nie obejrzeliśmy, jak zaczęliśmy bardzo blisko się przyjaźnić. Ola pomogła mi w końcu rozpakować wszystkie rzeczy i zapanować nad chaosem w moim domku. A potem stało się coś, czego sam się nie spodziewałem. Być może zabrzmi to śmiesznie, ale zakochałem się jak nastolatek. Aż chce się frunąć do domu, bo wiem, iż wieczorem znowu zobaczę Olę.

Ostatnio spotkałem brata mojej byłej żony. Był zdumiony, kiedy na mnie spojrzał. Powiedział, iż odmłodniałem o dziesięć lat. Wszystko dzięki mojej Oli. Ta kobieta sprawiła, iż znów odżyłem. Teraz chcę jej zaproponować, by została oficjalnie moją żoną. Nigdy nie jest za późno na budowanie relacji – przekonałem się o tym na własnej skórze.

Idź do oryginalnego materiału