Kayah dla „Polityki”: Zrobiono ze mnie wariatkę. Cały czas zderzałam się ze ścianą | Jak diament

polityka.pl 2 dni temu
Zdjęcie: Piotr Porębski


Ludzie z wytwórni, chcąc mnie zdyskredytować, zrobili ze mnie wtedy wariatkę. Cały czas zderzałam się ze ścianą – opowiada Kayah o trudnych chwilach poprzedzających wydanie obchodzącej 30 lat przełomowej płyty „Kamień”. JACEK GÓRECKI: – Stanisław Soyka powiedział przed laty, iż jest pani przykładem konsekwencji i siły człowieka, który wie, dokąd idzie. Skąd w pani ta siła?
KAYAH: – Z miłości do muzyki. Pamiętam, jak kiedyś jako nastolatka wbiegłam do kuchni i zapytałam mamę, czym dla niej jest muzyka, bo dla mnie dosłownie wszystkim, a ona powiedziała, iż muzyka to po prostu dźwięki. Jako zodiakalna Panna mocno stała na ziemi. Podczas kiedy ja po skorpiońsku umiałam się egzaltować. Myślę, iż na tę siłę mama miała duży wpływ. Ufała mi i pozwalała – 14-latce – biegać do klubu Akwarium i wysłuchiwać niemal w mistycznym przeżyciu, jak grają Osjan czy Stańko. Zaufanie nas buduje. Z drugiej strony moja determinacja była też wynikiem straszliwej krytyki mojego ojca. To ojcu chciałam udowodnić, iż jestem coś warta. Ta siła pomagała mi chociażby wtedy, kiedy zapytałam legendarnego Michała Urbaniaka o to, czy nie zagra na mojej debiutanckiej płycie. To był mój pierwszy duży akt odwagi. Możliwe, iż gdyby nie to, nie odważyłabym się podejść do Cesárii Évory, z którą nagrałam piosenkę „Embarcaçao”. Oni wszyscy nauczyli mnie, iż naprawdę wielcy ludzie, gigantyczne i nadludzkie talenty, mają w sobie otwartość.

A jakie wspomnienie ze Staszkiem Soyką najbardziej utkwiło pani w pamięci?
Jedna z pierwszych naszych imprez, kiedy w mieszkaniu na Saskiej Kępie, chyba wynajmowanym przez Staszka, razem z Milo Kurtisem dopadł nas głód i nie było nic do jedzenia poza cebulą, białym serem i olejem. W środku nocy smażyliśmy na oleju ten biały ser z cebulą, który smakował jak sardynki. Wspaniały, beztroski czas... I to ostatnie wspomnienie, kiedy na próbie podczas tegorocznego festiwalu w Sopocie zapytałam go: „Staszku, co z tą tolerancją?

Idź do oryginalnego materiału