„Przyłóż lub odłóż” – hasło bojowe przy skanerze
Już sam początek z kasą samoobsługową to coś, jak gra komputerowa. Krok pierwszy: „Zeskanuj produkt”. Krok drugi: „Odłóż produkt”. Nagle czujemy, jakbyśmy wpadli w Matrixa – przy próbie zeskanowania pomidora kasa syczy: „Niezidentyfikowany przedmiot w strefie pakowania”. Próbujemy ułożyć go lepiej, delikatniej, jakby był Fabergé, ale maszyna i tak twierdzi, iż ma swoje „niepodważalne” zasady.
Kiedy każdy błąd staje się publiczny – kasy samoobsługowe, które ujawniają nasze potknięcia
Jedną z pierwszych rzeczy, które rzucają się w uszy przy kasach samoobsługowych, jest ich przeraźliwa głośność. Dźwięki wydawane przez te urządzenia – „proszę odłożyć produkt”, „proszę wyjąć ostatni produkt” – są ustawione tak donośnie, iż czasem aż człowiek obawia się, iż wszyscy wokół usłyszą, iż właśnie przegrywa z maszyną. To jak publiczne ogłoszenie o każdej najmniejszej porażce: kiedy tylko zapomnimy coś zeskanować albo przypadkiem przesuniemy produkt na strefie pakowania, kasa ogłasza to wszystkim dookoła z głosem, który mógłby przebudzić śpiącego misia w Tatrach.
Na dodatek ta kakofonia komunikatów wyklucza wszelkie szanse na spokojne zebranie myśli. Człowiek próbuje się skupić, ale kasa – jak uparty kolega z biura – wrzeszczy mu w ucho, iż „zgrzewka wody została nieodpowiednio zeskanowana”. Ta głośna orkiestra samoobsługowa skutecznie pozbawia nas złudzeń o cichej, dyskretnej technologii. I zamiast spokojnie wyjść z zakupami, wyłazimy z marketu nieco zszargani, słysząc jeszcze przez jakiś czas echo tych komunikatów!
Codzienna przeprawa czy szybki eksperyment socjologiczny
Kasa samoobsługowa to także miejsce, gdzie obserwujemy całą gamę emocji. Dzieciaki z fascynacją skanują wszystko, co da się podnieść (lub czego podnieść nie powinny), seniorzy przyglądają się urządzeniu z mieszanką szacunku i dezaprobaty, a przeciętny Kowalski patrzy na wagę z nadzieją, iż tym razem uda mu się zeskanować chleb bez wołania o pomoc. Wygląda to trochę jak współczesny spektakl – każdy, kto się w nim pojawi, ma do odegrania rolę.
Skanowanie nieudanego zakupu – gdzie są pracownicy
Niby samoobsługa, a jednak... nie do końca. Ile razy zawołaliśmy biednego pracownika z prośbą o pomoc, bo nie udało nam się przebrnąć przez zakup bułek bez jego wsparcia? I tak oto kasa samoobsługowa, którą z założenia miała oszczędzać czas, kończy się tym, iż tworzymy swoistą hybrydę: pół-samoobsługową, pół-kolejkową. Pracownicy przyzwyczaili się do tego, iż co chwilę ktoś macha do nich jak do przyjaciela, więc nic dziwnego, iż w końcu poznają regularnych klientów po imieniu.
Zasada samowystarczalności – karta, cash, czy... gotówka tylko z obsługą?
Zdarzyło się Wam stać w kolejce, tylko po to, żeby odkryć, iż kasa przyjmuje tylko kartę? Albo odwrotnie – w pośpiechu przekładamy produkty, aż tu nagle okazuje się, iż tylko gotówka! Nic dziwnego, iż czasem człowiek ma ochotę po prostu położyć wszystko na taśmie i krzyknąć „Obsługa, przybywaj!”.
Kasy samoobsługowe w Polsce – kto zyskuje
Choć dla niektórych klientów kasy samoobsługowe to codzienna walka, dla innych – technologiczne wybawienie. Bez wątpienia pomagają one w pośpiechu, skracają czas zakupów i sprawiają, iż możemy ominąć długie kolejki. Niemniej, nie oszukujmy się – technologia jest tylko dodatkiem, a kasy samoobsługowe to źródło rozrywki i licznych sytuacji, które uczą cierpliwości.
Kasy samoobsługowe to nie tylko krok w stronę nowoczesności, ale także szkoła cierpliwości i refleksji nad sobą. Czy będziemy mieli jeszcze okazję „pokonać maszynę” i wyjść z zakupami bez zająknięcia? Czas pokaże – a my, klienci, czekamy na kolejne przygody!
PS. Właśnie w marketach pojawiają się pierwsze automaty na butelki zwrotne. Czy wrzucanie butelek do maszyny stanie się także nowym technologicznym wyzwaniem?