Karol zaserwował pyszny spektakl (foto)

swidnik.pl 4 godzin temu
Każda rodzina ma swój sekret. Tajemnicę skrzętnie skrywaną w szufladach pamięci, o której istnieniu wiedzą tylko wybrani. To właśnie ona stała się siłą napędową monodramu „Kawa w locie” w reżyserii Arkadiusza Ziętka i według scenariusza Krzysztofa Petkowicza, w którym publiczność miała okazję zobaczyć świdniczanina Karola Mazurka.

Swoją przygodę z teatrem Karol rozpoczął w 2015 roku. To właśnie wtedy, jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej, przyszedł na casting do spektaklu ulicznego „Kroniki świdnickie”, opowiadającego historię naszego miasta, i spodobało mu się! Jak opowiadał w jednym z wywiadów (CZYTAJ: Małe, wielkie marzenia), poczuł przypływ adrenaliny i zrozumiał, iż teatr jest czymś, w czym chciałby się rozwijać. gwałtownie dołączył do amatorskich grup teatralnych działających w Świdniku. Teatr „Puk-Puk”, Teatr „Aplauz” czy Teatr „Iskierki” pozwoliły mu rozwinąć skrzydła. Z biegiem zdobywał coraz większa doświadczenie, stając się aktorem Teatru „Imperialnego”, Teatru „Fatum”, czy stając na czele Teatru „Horyzont”, prowadzonego w Środowiskowym Domu Samopomocy w Łęcznej.

Kiedy pytaliśmy Karola, o czym marzył, zawsze odpowiadał, iż chciałby zrobić własny spektakl i udało się. W 2022 roku zadebiutował z własnym monodramem „Czy warto…?”, a dziś pokazał świdnickiej publiczności swoją drugą sztukę pt. „Kawa w locie”, do której scenariusz napisał Krzysztof Petkowicz, a wyreżyserował ją Arkadiusz Ziętek. To niezwykła opowieść. dzięki kilku rekwizytów aktor przeniósł publiczność do początku XX wieku, opowiadając historię braci Widelskich – Feliksa, Stefana, Piotra i Stanisława. Feliks był pierwszym lubelskim kawiarzem i właścicielem Kawiarni Teatralnej mieszczącej się w gmachu Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Za jego sprawą publiczność poczuła kuszący aromat kawy, słyszała gwar rozmów prowadzonych przez lubelskich aktorów, widziała jak wyglądało życie kulturalnej elity stolicy naszego miasta. Stefan był pilotem i pracował w Polskich Liniach Lotniczych „LOT”. Widzowie byli pod ogromnym wrażeniem jego lotniczych umiejętności oraz czynów, których dokonał. Piotr, postać najbardziej związana z naszym miastem, pracował jako nadmistrz w montażowni przy fabryce WSK. Znał legendy polskiego lotnictwa i jak nikt inny opowiadał o ich wyczynach. Stanisław… choć jego historia przewijała się przez cały spektakl, imię i fach poznaliśmy na końcu. To postać o której pozostali bracia niechętnie mówili. Jakby chcieli o nim zapomnieć, zataić jego istnienie, wymazać z kart pamięci… A jednak ten właściciel sklepu z ekskluzywnymi wyrobami włókienniczymi nieustannie powracał w ich wspomnieniach dając w ten sposób do zrozumienia, iż nie każdy sekret można ukryć.

Zakończenie monodramu zaskoczyło widzów. Przekonani, iż oglądają opowieść czterech braci, poznali piątą, fikcyjną bądź nie, postać. Stał się nią sam Karol, który zdradził, iż Piotr Widelski był jego pradziadkiem, a przygotowując spektakl zrozumiał, jak wiele cech współdzieli z jego bohaterami.

Czy była to kawa, na którą liczyła publiczność? Biorąc pod uwagę owacje na stojąco i gratulacje, które posypały się w kierunku Karola możemy śmiało stwierdzić, iż każdemu bardzo smakowała. A i nasza redakcja poprosi o dolewkę.

« ‹ z 2 › »
Idź do oryginalnego materiału