Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat – recenzja filmu. I gdzie ten cały potencjał?

popkulturowcy.pl 1 tydzień temu

Okej, mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, iż w końcu sobie ponarzekam, a zła, iż będę narzekał na Marvela.

Nowy wspaniały świat pragnie zaprezentować nam intrygę niczym z filmu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz. Robi to jednak niestety tak nieudolnie, iż staje się jego marną kopią. Film przedstawia nam słabo zarysowany spisek polityczny, w którym nasz Kapitan Ameryka ma za zadanie odkryć, kto stoi za nieudanym zamachem na prezydenta Rossa. Dodatkowo wprowadza wątki Czerwonego Hulka, Leadera oraz niemal zapomnianego Celestiala z filmu Eternals. Przez cały natłok tych wydarzeń, jak i wiele innych czynników technicznych, żaden z tych wątków nie błyszczy w pełni na ekranie.

Mój komentarz jest jeden: tego filmu zwyczajnie nie da się oglądać. Kapitan Ameryka 4 pragnie zagarnąć dla siebie zbyt wiele rzeczy do opowiedzenia. Przez natłok tych wszystkich informacji film nie ma jak poświęcić wystarczającej ilości czasu każdej postaci i wątkowi. Całej tej sytuacji nie pomaga też fakt, iż jest on strasznie pocięty i koszmarnie zmontowany. Przez zbyt chaotyczne cięcia między scenami nie mamy czasu zastanowić się nad tym, co się dzieje. Cierpi na to w szczególności pierwsza połowa produkcji, gdzie ze sceny do sceny przechodzi się bardzo gwałtownie i nagle. Jakby większość materiału z danej lokacji została zwyczajnie wycięta. I nie oszukujmy się – tak najprawdopodobniej było. Liczne dokrętki, przesunięcia i zmiany scenariuszowe miały zadziałać jak lekarstwo, a tymczasem dobiły ostatni gwóźdź do trumny. Kapitan Ameryka 4 stał się niespójny i nieudolnie prowadzi widza od jednego wydarzenia do drugiego.

Oprócz samego montażu, film traci również na efektach specjalnych. Latanie i walki w powietrzu wyglądają jeszcze dobrze, jednak problem pojawia się gdzie indziej. Postać Czerwonego Hulka pojawia się na ekranie na zaledwie piętnaście minut, co nie przeszkadza mu w tym, by przez większość tego czasu wyglądać jak czerwona guma. W wielu scenach walki sprawia on wrażenie zbyt plastycznego i nienaturalnego. Jednak sam Harrison Ford jako Prezydent Ross wypadł wręcz znakomicie. Dobry aktor w odpowiedniej roli, ale niestety w niezbyt dobrym filmie. Jako jedyna postać dał tutaj swój pełny popis aktorski. Warto jednak podkreślić, iż pozostałym aktorom skrzydeł nie ucinają ich umiejętności, a sam scenariusz.

Kadr z filmu Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat

Ucierpiała na tym między innymi postać Sama Wilsona, która w swoim własnym filmie nie przechodzi żadnej drogi ani przemiany. Co więcej, powracamy do wątku z serialu Falcon i Zimowy żołnierz, w którym Sam mierzył się z odpowiedzialnością, jaką niesie tytuł Kapitana Ameryki. Problem w tym, iż ten już przepracowany wątek zostaje bezrefleksyjnie odgrzany – i co najgorsze, nic się z nim nie dzieje. Zamiast podbudować postać Sama Wilsona jako nowego lidera Avengers, film przez cały czas każe mu udowadniać, iż zasługuje on na swój tytuł. Twórcy prawdopodobnie zapomnieli też, iż Sam nie jest superżołnierzem. Nie chce mi się wierzyć, iż osoba niewspomagana serum jest w stanie powalić zawodowego żołnierza zaledwie jednym ciosem, a później powtórzyć to ładnych 6 razy. Podejrzane wydaje się też to, iż Sam wywija ogromną cegłą, trzymając ją w jednej ręce… No, strój z Vibranium takiego kopa na pewno nie daje.

I to tyle, jeżeli chodzi o postacie warte uwagi. Isaiah Bradley został zdegradowany z człowieka tragicznego do szarego, komediowego bohatera. Albo prawie nic nie mówi i bezwolnie robi to, co każe mu reżyser, albo się uśmiecha i rzuca żartami. Leader jest nijaki i zupełnie nie zasługuje na miano głównego złoczyńcy – wygląda karykaturalnie i wygłasza idiotyczne wręcz kwestie scenariuszowe. Joaquin Torres jako nowy Falcon wypada równie blado – to typowy sidekick, którego jedyną rolą jest wykonywanie rozkazów i rzucanie one-linerami.

kadr z filmu Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat

Zobacz również: Brutalista – recenzja filmu. Od czego zacząć?

To, co serwuje scenariusz, też nie odbiega jakościowo od reszty. Przeładowane ekspozycją, skręcające i niemożliwie drętwe kwestie są tu na porządku dziennym. W efekcie otrzymujemy do bólu przewidywalną, pozbawioną napięcia intrygę, która zamiast stopniowo się rozwijać, odsłania wszystkie karty już na samym początku. Czy jednak poza Harrisonem Fordem znajdziemy tu jeszcze jakieś plusy? Na szczęście tak. Jest jedna taka rzecz, która wyróżnia Kapitana Amerykę Wilsona od swoich poprzedników, a mianowicie są to walki w powietrzu. Cała sekwencja starcia Sama z amerykańskimi myśliwcami w końcu pokazuje, czym powinien się odznaczać. Jego zależność od skrzydeł i technologii idealnie wpisuje się w jego komiksowy wizerunek. Niestety, takich momentów w filmie jest jak na lekarstwo.

I w tym momencie mógłbym równie dobrze zakończyć recenzję, dać temu filmowi 4/10 i wrócić do grania na konsoli. Ale jest jedno „ale”. Nie mogę przejść obojętnie obok tego, jak bardzo Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat kopiuje Zimowego żołnierza. Robi to w sposób tak bezczelny, iż staje się po prostu jego gorszą wersją. Mamy wiele tych samych scen, jak na przykład atak uzbrojonego zamachowca na auto bohatera czy walka Sama ze złoczyńcą na gołe pięści, zarysowana niemal dokładnie tak samo (tylko gorzej) jak ta Steve’a z Baronem Struckerem. I to widać. Wystarczy porównać postacie, by dostrzec, iż każda z nich ma swój odpowiednik w Zimowym żołnierzu. Dostajemy tu słabiej napisane wersje Kapitana Ameryki i Falcona, kolejną Czarną Wdowę oraz Giancarlo Esposito w roli, która wyraźnie ma nawiązywać do postaci Zimowego Żołnierza. Wszystko wygląda znajomo, ale jest przynajmniej o siedem poziomów niżej.

Kadr z filmu Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat

Trudno doszukiwać się jakichkolwiek plusów pod lawiną błędów, jakie serwuje nam Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat. Siedząc w kinie, ani razu się nie zaśmiałem, nie przejąłem, ani się nie podekscytowałem. Na The Marvels dało się pośmiać z żenady, Czarna Wdowa miała masę dobrych scen walki, ale tutaj dostajemy wszystko i nic jednocześnie – marazm, tragedię, horror. Nie warto wybierać się na ten film jedynie dla Harrisona Forda i tej jednej dziesięciominutowej walki w powietrzu. Ja cały czas nie wierzę, iż muszę to traktować jako kanon.


Fot gł.: kadr z filmu: Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat

Idź do oryginalnego materiału