Kanony piękna – jak się zmieniają na przestrzeni wieków?

bestyle.pl 1 miesiąc temu

Czy kanony piękna to wieczna karuzela trendów? Od egipskich posągów mierzonych linijką po awatary AI – ludzkość od 5000 lat szuka idealnych proporcji. Dziś Instagramowe filtry walczą z body positive, a polski rozmiar 38 konkuruje z koreańską twarzą w kształcie V. Jak religia, moda i technologia kształtowały nasze spojrzenie na ciało? I dlaczego Rubensowska kobieta z brzuchem znów święci triumfy? Czas na podróż przez epoki, gdzie „piękno” znaczyło coś zupełnie innego.

Jak starożytni definiowali idealne proporcje?

Egipcjanie mierzyli piękno linijką i kątomierzem. Ich posągi faraonów czy bogów wyglądają jak żywcem wyjęte z podręcznika geometrii. Postaci dzielono na siatkę 19 kwadratów – od czubka głowy po stopy – by zachować idealne proporcje. Królowie mieli być wiecznie młodzi, a ich żony – zawsze niższe, choćby jeżeli w rzeczywistości dorównywały im wzrostem. Symetria była tak ważna, iż Egipcjanie malowali ludzi w dziwacznych pozach: głowę z profilu, oko frontalnie, a biodra w trzech czwartych. To nie był brak umiejętności, tylko celowy zabieg. Chcieli pokazać każdą część ciała w „najlepszym ujęciu”, jakby robili kadry do Instagrama sprzed 3000 lat.

Grecy poszli o krok dalej. Dla nich piękno to nie matematyka, ale filozofia. Kalokagatia – połączenie doskonałego ciała i szlachetnego ducha – stała się przepisem na idealnego człowieka. Afrodyta Knidyjska, pierwszy nagi posąg kobiety w historii sztuki, miał hipnotyzować proporcjami. Rzeźbiarz Praksyteles podobno łączył cechy kilku modelek, by stworzyć „najpiękniejszą boginię świata”. A Rzymianie? Ci przejęli greckie wzorce, ale dodali nutkę realizmu. Ich freski z Pompejów pokazują kobiety z cellulitem i mężczyzn z niedoskonałą cerą – jakby mówili: „perfekcja jest nudna, dajmy się trochę życia”.

Średniowieczne piękno, czas kiedy dusza była ważniejsza od ciała

W średniowieczu modna była asceza. Im bardziej wyniszczone ciało, tym bliżej do Boga. Kobiety wyskubywały brwi i włosy nad czołem, by przypominać eteryczne Madonny z obrazów. Idealna święta? Smukła jak struna, z alabastrową cerą i wzrokiem utkwionym w niebiosach. choćby jeżeli artysta malował ją przy karmieniu piersią, robił to tak, by nie budziło erotycznych skojarzeń.

Sztuka stała się narzędziem religijnej propagandy. Maryja w ikonografii to postać-hybryda: dziewica, matka i królowa w jednym. Jej szaty układają się w nierealne fałdy, a twarz pozbawiona jest emocji. Ciało? To tylko opakowanie duszy. choćby „Piękne Madonny”, które miały zachwycać urodą, wyglądały jak porcelanowe lalki – idealne, ale zimne. A co z prawdziwymi kobietami? Te, które chciały być „na topie”, jadły kredę, by rozjaśnić cerę, i nacierały skórę octem dla blasku. Brzmi jak dieta celebrytki? W średniowieczu to był standard.

Renesansowe ideały kontra barokowy przepych

Renesansowi artyści rzucili hasło: „Wróćmy do korzeni!”. Botticelli namalował „Narodziny Wenus” jako hołd dla antyku, ale dodał swojskiego akcentu – jego bogini ma krągłe biodra i lekki brzuch, jak włoska sąsiadka zza miedzy. Kobiety przestały być duchowymi istotami, a stały się kobietami. Suknie z dekoltami do pasa, włosy upięte w kosmiczne fryzury, biodra powiększone poduszkami – renesansowy body positive kwitł na całego.

A potem przyszedł Rubens i wysadził drzwi od piwnicy. Jego „Trzy Gracje” to manifestacja barokowego „more is more”. Te kobiety nie mieszczą się w żadnych ramach – dosłownie i w przenośni. Mają fałdki na brzuchach, rozłożyste uda i policzki jak dojrzałe brzoskwinie. Barok kochał przeciwieństwa: święci na obrazach płakali krwawymi łzami, a śmiertelnicy tańczyli na grobach. Ciało przestało być świątynią ducha – stało się teatrem emocji. choćby jeżeli oznaczało to porzucenie renesansowej harmonii na rzecz rubensowskiego przepychu.

Gorsety i turniury w XIX-wiecznej obsesji ciała

XIX wiek to era, w której moda stała się narzędziem tortur. Gorset – wynalazek równie genialny co okrutny – potrafił zmniejszyć talię choćby o 20 cm, ale kosztem złamanych żeber i chronicznych bólów głowy. Cesarzowa Sisi, ikona tamtych czasów, zasłynęła z 40-centymetrowego ucisku w pasie. Jej codzienny rytuał? Sznurowanie się tak mocno, iż nie mogła usiąść bez podparcia. Ale nie chodziło tylko o wygląd. Wąska talia była symbolem statusu – im mniejsza, tym mniej pracująca fizycznie kobieta.

Turniura, czyli poduszka wsadzana pod spódnicę na pośladkach, dopełniała absurdalnego obrazu. Damy wyglądały jak żywe klepsydry – wąskie w środku, rozłożyste u dołu. Moda ta miała swoją logikę: szerokie biodra podkreślały płodność, a wystający tył… ułatwiał siadanie w krynolinie. Paradoks? Tak, ale w epoce, gdzie „piękno” równało się „cierpieniu”, nikt nie pytał o sens.

Co ciekawe, mit 18-calowej talii (46 cm) okazał się przesadzony. Zachowane gorsety rzadko mają mniej niż 55 cm w obwodzie. choćby słynna Scarlet O’Hara z „Przeminęło z wiatrem” – gdyby istniała naprawdę – musiałaby być niska jak nastolatka, by takie proporcje wyglądały naturalnie.

Rewolucja wizerunku od Marilyn Monroe do Twiggy

Lata 50. i 60. XX wieku to starcie dwóch skrajnych wizji kobiecości. Marilyn Monroe, żywa bogini krągłości, promowała styl „more is more” – falbanki, dekoldy do podłogi i szpilki wysadzane diamentami. Jej figura klepsydry (96-58-89 cm) stała się symbolem zmysłowości, a makijaż wykonywany 15 razy dziennie dowodził, iż piękno wymaga poświęceń.

A potem przyszła Twiggy – 173 cm wzrostu, 41 kg wagi i fryzura jak u nastoletniego chłopca. „Żywy manekin” z Londynu wstrząsnął światem mody, dowodząc, iż androgyniczny wygląd może być sexy. Jej sekret?

  • Makijażowe „oczy-pająki” z trzema warstwami sztucznych rzęs
  • Sukienki mini odsłaniające kolana
  • Pozowanie w pozycjach przypominających marionetkę

Ta rewolucja nie dotyczyła tylko ubioru. Twiggy stała się symbolem emancypacji – kobieta nie musiała już być „miękką przytulanką”, by podbijać świat.

Kanony piękna w dobie social mediów

Instagramowe filtry i TikTokowe challenge’e stworzyły nowy rodzaj presji. „Snapchat dysmorfia” – obsesja na punkcie wyglądu dopasowanego do cyfrowych edycji – to już diagnoza medyczna. Ale ten sam Instagram dał głos ruchowi body positive, gdzie blizny, cellulit i rozstępy świętują swoje pięć minut sławy.

Dziś kanon piękna przypomina szalonego DJ-a:

  • Raz promuje „heroin chic” à la Kate Moss
  • Innym razem krągłości Ashley Graham
  • A za tydzień awatary AI z niemożliwymi proporcjami

Czas social mediów – czy istnieje uniwersalne piękno?

Instagramowe filtry stworzyły nowy gatunek człowieka – cyborga z nienaturalnie dużymi oczami i gładką jak plastik skórą. Ale w tym samym miejscu rodzi się bunt. Hasztag #bezfiltra ma już ponad 15 milionów postów, gdzie influencerki pokazują pryszcze, rozstępy i worki pod oczami. Paradoks? Im więcej wirtualnej perfekcji, tym większa wartość autentyczności.

Badania wśród Polek pokazują interesujący rozdźwięk:

  • 64% deklaruje, iż woli naturalną sylwetkę (tzw. typ 3 – z lekkim brzuszkiem i zaokrąglonymi biodrami)
  • Ale 60% przyznaje, iż najczęściej widzi na Instagramie „idealne” ciała (typ 2 – szczupłe z wyraźnymi mięśniami)

Algorytmy lubią ekstremalne kształty – czy to chude „pajęczyny” z bieliznianych pokazów, czy krągłości celebrytek. Tymczasem zwykłe kobiety szukają kompromisu między trendami a własnym ciałem. „Snapchatowa dysmorfia” – czyli operacje plastyczne na wzór filtrów – powoli wychodzi z mody. Zastępuje ją ruch „slow beauty”, gdzie liczy się pielęgnacja zamiast korekcji.

Jaki jest Polski ideał piękna?

Polski kanon piękna to wieczna wojna między „słowiańską dziewicą” a „globalną seksbombą”. Z jednej strony Anja Rubik – chuda jak patyk, z drugiej Paulina Krupińska – krągła jak renesansowa Madonna. Rozmiar 38 stał się narodowym fetyszem – symbol „normalności” w świecie ekstremów.

Ale co kryje się pod tą etykietą?

  • Biust C – wystarczająco duży, by podkreślić kobiecość, ale nieprzesadzony
  • Talia 70 cm – naturalnie wcięta, bez gorsetu
  • Biodra 98 cm – szerokie, ale nie „matronalne”

Spór o blond vs brunet trwa w najlepsze. „Słowiański typ” z jasnymi włosami i niebieskimi oczami wciąż ma fanów, ale coraz więcej Polek farbuje się na ciemny brąz czy rudość. Seksuolodzy tłumaczą to zjawisko prosto: brunetki postrzegane są jako bardziej intrygujące, blondynki – jako „łatwiejsze w obsłudze”.

Kulturowe różnice w standardzie piękne

W Korei Południowej idealna twarz to kombinacja księżycowego owalu z „psimi oczami” – skośnymi i niewinnie rozmarzonymi. W Brazylii królują „bunda” – jędrne pośladki niczym orzechy kokosowe. A w Polsce? Wciąż szukamy złotego środka między Marilyn Monroe a Kate Moss.

Porównanie standardów:

  • Europa Zachodnia: naturalny look, lekko muskularne ciało, włosy „jakby nieczesane”
  • USA: opalona skóra, szerokie uśmiechy z perfect białymi zębami, figura „fitness influencerki”
  • Azja Wschodnia: porcelanowa cera, duże oczy z „puppy eyeliner”, twarz w kształcie litery V

W Nigerii za piękne uznaje się kobiety z rozstępami na biodrach – znakiem dojrzałości i płodności. Tymczasem w Polsce te same „tygrysie pręgi” to powód do wstydu.

Kto dyktuje trendy w postrzeganiu piękna?

Moda od zawsze była dyktatorska – w 2024 roku walka o władzę przybrała nowy wymiar. Z jednej strony Versace i ich „królowe krynoliny”, z drugiej – kampanie Dove z cellulitem i rozstępami. Polskie modelki plus size weszły do gry:

  • Magdalena Zalejska (Apolonka) – królowa bieliznowych sesji w rozmiarze 44
  • Martyna Kaczmarek – pierwsza Polka na okładce „Glamour” bez makijażu
  • Justyna Czajka – specjalistka od „krągłych” billboardów

Ale prawdziwa rewolucja dzieje się na TikToku. Zwykłe dziewczyny w dresach pokazują, iż moda to nie rozmiar, tylko styl. Hasło „ubierz się tak, jak ci wygodnie” zbija z tropu projektantów przyzwyczajonych do dyktowania trendów.

Jak technologia zmienia kanony piękna?

Sztuczna inteligencja wymyśliła nowy rodzaj piękna – niemożliwy do podrobienia bez renderowania. Hiszpańska marka Mango już zastąpiła część modelek awatarami AI. Zalety?

  • Modelki nigdy nie mają niedoskonałości
  • Można je dowolnie powiększać/pomniejszać
  • Nie strajkują o wyższe gaże

Jednak jest haczyk. AI kopiuje istniejące trendy, więc generuje tylko kombinacje tego, co już znamy. Wirtualna modelka Lil Miquela ma 3 miliony followerów, ale jej twarz to zlepek 1000 realnych kobiet. Czy to oznacza, iż przyszłość piękna to wieczny remiks?

Deepfake’i już teraz potrafią wgrać twarz Kim Kardashian na ciało randomowej influencerki. Za 10 lat może okazać się, iż „prawdziwe piękno” będzie towarem deficytowym – jak manualnie robiona porcelana w świecie drukarek 3D.

Idź do oryginalnego materiału