Słowo „kamion” oznacza kamieniste wybrzeże, a Kamionek to część Warszawy niedaleko Wisły, z widokiem na Stadion Narodowy, z jednym z moich ulubionych parków – Skaryszewskim. To o Kamionku Agnieszka Rayss i Marcin Wicha przygotowali publikację, to o nim opowiadają na wystawie w Muzeum Pragi.
„W tej części miasta odbywały się targi końskie, tędy pędzono bydło z Lubelszczyzny i Wołynia, tutaj miała powstać (nie powstała) centralna rzeźnia”.
Powstały za to fabryki, których już nie ma. Wedel się ostał, chodzę tam patrzeć na wodospad czekolady. A poza tym:
„W miejscu po Rygawarze – bloki. W miejscu po Perunie – bloki. Fabryka miała swój epizod «berliński», była klubem, enklawą bohemy, falansterem, klastrem, pracownią – ale pewnie i tak skończy się blokami. Pocisk – bloki. ZWAR – szkoła wyższa. PZO – mieszkania, biura, targ śniadaniowy. Bloki” – pisze Wicha.
„Wszędzie jest coś i zawsze jest kiedyś”
Kamionek jest wszędzie, wszędzie warto, trzeba, można zatrzymywać się, przystawać, oglądać przez ramię, jeszcze może z raz cofnąć, żeby czemuś się przyjrzeć. Tak chodził Marcin Wicha. Irytująco powoli i dziwacznie.
„Chodzenie Wichą” pozwala poznać okolice lepiej. Wydaje mi się, iż opowieść o Kamionku jest intensywnym ćwiczeniem z włóczenia się chodnikami, przedeptami, uliczkami, z dostrzeżenia przyjemności w tym, by patrzeć blisko, dowiadywać się, dostrzegać rzeczy zwykłe aż do przesady:
„Kamionek potrzebuje przesady”.
Opowieścią o tym, iż miejsce to proces. Na użytek własny nazywam to „wychodzeniem z własnej głowy”, bo takie zatopienie się w uważnej obserwacji przynosi spokój i wyjście poza „bieżączkę”, która kłębi się nerwowo w umyśle.

fot. Lena Peplińska
I w całej tej „digital age”, erze cyfrowej jest narzędziem doskonale nadającym się do praktykowania powrotu do rzeczywistości. Ona jest na wyciągnięcie ręki: w gasnącym wieczornym pisku jerzyków, żółtej ścianie wybuchającej światłem, gdy pada na nią słońce.
Książkę otwiera „Manifest grochologii (i kamionkografii)” dwie wymyślone przez Wichę nauki będące… no właśnie – badaniami nad Grochowem i Kamionkiem. Ale jaka jest ich metodologia badawcza?
„Wszystko może się przydać, każda rzecz jest interesująca, a wszystkie są powiązane i tworzą wielką grzybnię”.
I jeszcze: obie te nauki (uwaga, personifikacja):
„Po prostu lubią patrzeć na rzeczy, ślady, odciski. Zbierają ulotki. Fotografują ogłoszenia. Kierują się przekonaniem, iż wszędzie jest coś i zawsze jest kiedyś”.
„Wtedy lokalizacja nie zachęcała, szaro, buro, stare budynki”
Na Kamionek pojechałam pierwszy raz dawno temu, do miłych osób, które produkowały potrzebne mi do wyposażenia księgarni meble. Biuro firmy otaczały nowoczesne bloki z żółtymi fragmentami elewacji. Obok Muzeum Neonów, klimat pomiędzy szemranym przedmieściem a modnymi ruderaliami.
Patrzyłam i myślałam, iż to dobre miejsce, blisko „wylotówka” na Puszczę Białowieską, do której już wtedy często jeździłam. Widziałam siebie gdzieś tutaj.
Miłych ludzi już tam nie ma, budynek, w którym mieli biuro, zburzono, wyrosły (dlaczego o budynkach mówi się jak o drzewach?) kolejne bloki, takie w stylu miasto w mieście.



Gdy wychodzi się z tego czystego, pięknego terenu, trafia się na resztki burych kamienic, wypłowiały banner „Mińska 33 żąda centralnego” i przedogródek pełen dziwacznych chałupniczo chyba wykonanych artefaktów – jakiś konik, pajacyk, wiatraczek, a do tego wiosną bujnie pleniący się glistnik jaskółcze ziele.
Jeśli miałabym dzisiaj gdzieś tu mieszkać, to bardziej w okolicach Kamionkowskiej czy Głuchej. Na Kamionkowskiej wylegują się w przedogródkach koty, ze studentami obserwujemy migracje mszyc. Pachnie bez, po płocie wspina się chmiel.
Spacery z Wichą też są niekoniecznie antropocentryczne:
„Nocą na ulicy czuć zapach ziół, które kiedyś znaliśmy, ale dzisiaj nie potrafimy nazwać. To ziemia śni o swoich starych sprawach. Rozpamiętuje poprzednie zajęcia. Letnią nocą trawnik znów jest polem. Chodnik ścieżką. choćby cegły pachną jak świeża glina”.
Wichologia jest też nauką o czasie: tym potężnym, geologicznym, historycznym, ale i tym codziennym, od świtu do zmierzchu, czasie patrzenia na pęknięcie w chodniku, czasie potrzebnym na pozmywanie naczyń.
Był bruk
„Kiedy Kamionek znalazł się w granicach Warszawy, prawie nie miał utwardzonych ulic. Bruk pojawił się później, głównie w latach trzydziestych XX wieku”.
Trudno powiedzieć, iż jeżdżę z Poznania do Warszawy. Jeżdżę raczej z Poznania na Kamionek. Co tydzień, bo zbiegami okoliczności, mam tu teraz pracę (tam, gdzie kiedyś był ZWAR), wydeptałam przedept między Poznaniem, a wschodnim skrawkiem Warszawy.
Pewnej jesieni wracam na uczelnię po półtoramiesięcznej przerwie i na styku Kamionkowskiej i Głuchej coś mi się nie zgadza. Walizka na kółkach sunie gładko po nawierzchni. A przed wakacjami były tu irytujące „kocie łby”, walizkę zawsze w tym miejscu taszczyłam, złorzecząc. Teraz jest mi dziwnie.
Gładkie kamienie czytam jako groźbę: nadchodzi cywilizacja, ceny mieszkań wzrosną, coś przegapiłam, kiedy to się stało? Na skraju parczku, który pokonuję „na szagę” w drodze z dworca na Mińską, wyrosła budowa, jakieś bloki. Przemykam pod żurawiem, przemykam po gładkim bruku, coś jest nie tak.
Teraz prawie wszędzie jest asfalt, choć całe szczęście miejscami spękany, wyłazi spod niego trochę piasku i jakiś chabaź. Kiedy ostatnio po długich wietrznych, pylących kurzem, piaskiem, alergenami dniach spadł deszcz, chodziłam po Kamionku i robiłam zdjęcia kałużom. Znikały szybko, uwieczniałam ich krawędzie i to, co się odbijało w lustrze wody – modrzew, niebo, paczkomat.
Powietrze przez jeden wieczór było rześkie, pachniało petrichorem, tą substancją, która powstaje w glebie, gdy gleba dostaje wilgoci. W skład zapachu wchodzi też geosmina, o której już tu kiedyś pisałam.
Geosminę wytwarzają bakterie, promieniowce. Geosmina i petrichor to krzyk spragnionej gleby i znak, iż gdzieś pod zwałami betonu i asfaltu coś chce żyć.



Wyszukiwarka internetowa znajdzie też perfumy o zapachu petrichoru, kosztują czterysta złotych, ale może za jakiś czas tylko za tę cenę będzie można przypomnieć sobie, jak pachnie gleba po deszczu.
„Chodźmy się przejść”
Ale chodźmy się przejść. Tekst Wichy pełen jest didaskaliów, w których coś dźwięczy, rozlegnie się aplauz, ktoś zwraca uwagę na odejście od tematu lub zapewnia solennie: „jeszcze do tego wrócimy”. Są tu kropki i wielokropki. To jak to wichowe chodzenie, trochę dziwaczne, dygresyjne, ale jakże uważne.
Chodźmy gdzieś blisko. Weźmy Łazarz, zaraz przebudują nam Arenę, warto więc popatrzeć, jak pędy chmielu wyciągaja się w kierunku zamazanego już nieco, czerwonego napisu „zakaz wstępu” namalowanego na podporach kotwiczących budynek w krajobrazie. Chmiel lekceważy zakaz.
Padało, więc kałuże mają ramkę z żółtych roślinnych pyłków. Odnotowujemy słowika i zatrzymujemy się przy chaszczach, w których co roku mieszka. Z dziury w asfalcie wyrasta klon.
Albo ulica Romana Dmowskiego. Dmowskiego jest jak warszawska Żupnicza. Nagle (to się dzieje zawsze nagle) rozrosła się, jest jak wąż, który miał kilkadziesiąt numerów, a teraz listonosz pyta, gdzie jest dwieście któryś tam.
No i sam Dmowski. Patron ulicy na dolnym Łazarzu i Dworca Wschodniego w Warszawie. Urodził się we wsi Kamion, z którego powstał Kamionek. Antysemita, nie zapominajmy. Dmowskiego w Poznaniu ma ponad dwa kilometry, po pierwszym, zaczynającym się przy Rynku Łazarskim, ucieka z Łazarza. Na jego skraju chodziliśmy na dawne ogródki działkowe spacerować po krzakach i słuchać wiosną słowików (znów, znów).
Ktoś wykopał sobie stamtąd krzak porzeczki, ktoś kradł (kradł z niczyjego?) bez, czasem ktoś tam mieszkał. Ale od 2013 roku mówi się, iż część ogródków zastąpi nowoczesne centrum handlowe. Stoi już metalowy parkan. Dogania nas rozwój, niewidzący krzaczków porzeczek.
Dlaczego Kamionek?
Marcin Wicha bywał w Poznaniu i Poznań lubił. Opowiadał tu o swoich książkach. Dla Centrum Sztuki Dziecka stworzył z Maniuchą Bikont wspaniałe piosenki, których dzisiaj, po śmierci Marcina w styczniu tego roku, nie umiemy przestać nucić.
Wiedzieliśmy, iż Agnieszka Rayss i Marcin Wicha od dłuższego czasu chodzą po Kamionku, każde trochę własnymi ścieżkami.
Wydaje mi się, iż Agnieszka uchwyciła na zdjęciach właśnie to, iż miejsce jest procesem. Każde. Bo, jak pisze Marcin:
„Grochologię i kamionkografię można praktykować wszędzie. Grochów ani Kamionek nie są do tego niezbędne”.
Praktykujmy.
Marcinie, dziękuję za wszystko.



PRZYPISY
Książkę Marcina Wichy i Agnieszki Rayss „Kamionek” wydało Muzeum Warszawy, wszystkie cytaty pochodzą właśnie z niej. Wystawę, której książka towarzyszy, „Znaleźne. Przeszłość i przyszłość Kamionka”, można oglądać w Muzeum Warszawskiej Pragi do 28 września 2025.
Wymienione w pierwszym akapicie fabryki to: Warszawsko-Ryska Fabryka Wyrobów Gumowych „Rygawar”, Perun – fabryka wytwarzała m.in. sprzęt do spawania i cięcia; PZO – Polskie Zakłady Optyczne, Fabryka Amunicji „Pocisk”, ZWAR – Zakład Wytwórczy Aparatury Rozdzielczej im. G. Dymitrowa.