Czytaj też: Rozwód w PISF. Wstrząs i nowe zwroty akcji w środowisku filmowców
Bez niespodzianek
Wybór Dorbach nie stanowi niespodzianki, mimo iż część środowiska, w tym m.in. Stowarzyszenie Filmowców Polskich, udzieliło poparcia innej kandydatce: Magdalenie Sroce. Wielu uważa jednak, iż Dorbach podczas kilkumiesięcznej pracy na stanowisku pełniącej obowiązki szefowej PISF zaprezentowała się jako sprawna i skuteczna menedżerka, ratując tę instytucję, operującą budżetem ok. 0,5 mld zł, przed paraliżem po wymuszonej, niespodziewanej dymisji Karoliny Rozwód, poprzedniej dyrektorki PISF. Przekonali się do niej przede wszystkim młodzi filmowcy.
– Konkurs był uczciwy, o żadnej ustawce nie ma mowy, chociaż niektórym może się wydawać, iż Dorbach miała duże szanse na zwycięstwo, bo nie była skonfliktowana z ministerstwem kultury, formalnie sprawującym nadzór nad PISF-em – uważa Barbara Pawłowska, zgłoszona w imieniu środowiska kiniarzy członkini 15-osobowej komisji konkursowej. W jej skład weszli: prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Grzegorz Łoszewski (przewodniczący), prezes Polskiej Akademii Filmowej Dariusz Jabłoński (wiceprzewodniczący) oraz Milenia Fiedler, Barbara Pawłowska, Joanna Ronikier, Małgorzata Prociak, Maciej Jakubczyk, Jan Józefowski, Bartosz Konopka, Paweł Kossecki, Stanisław Pieniak, Krzysztof Rak, Andrzej Serdiukow, Mateusz Subieta.
Agnieszka Holland tego entuzjazmu nie podziela. Ani ona, ani inni doświadczeni twórcy, jak zgłoszeni przez gildię producentów Mariusz Włodarski (produkował m.in. wszystkie filmy Magnusa von Horna) czy Joanna Szymańska („Hiacynt”), nie znaleźli się w ostatecznym składzie komisji. – Nie chcę podważać kompetencji członków komisji, ale część z nich nie była choćby szerzej znana środowisku. Moim zdaniem komisja została ułożona według pewnego klucza, by nie dopuścić głosów krytycznych na temat obecnej trudnej sytuacji w PISF. Nie budzi to mojego zaufania i wiary w przyszłość – wyznaje reżyserka.
Czytaj też: Amelia wraca do kin. Sprawdza, czy świat może być lepszy
Kto kandydował?
W konkursie wzięło udział dziewięcioro kandydatów. Weryfikacji nadesłanych dokumentów dokonywała ta sama 15-osobowa komisja. Marię Niklińską, aktorkę i piosenkarkę, córkę znanej prezenterki telewizyjnej Jolanty Fajkowskiej, z przyczyn formalnych skreślono od razu. Jej wniosek nie spełniał wymaganych kryteriów. Brakowało m.in. obowiązkowej rekomendacji przynajmniej jednej grupy zawodowej, stowarzyszenia lub organizacji związanej z kinematografią. W wyniku dalszego postępowania i zapoznawania się z zawartością teczek komisja wyeliminowała kolejne cztery osoby: prawnika Arkadiusza Wojnarowskiego (załączył rekomendację jedynie prowadzonej przez siebie fundacji), producenta Dariusza Diktiego (miał poparcie jedynie dwóch małych firm zajmujących się dystrybucją) oraz producenta Wojciecha Kabarowskiego i dystrybutorki Luizy Zygmunt-Sosnowskiej (błędy w dokumentach). Ekspertyza prawników ministerstwa kultury potwierdziła, iż wszystkie te osoby nie spełniają regulaminowych warunków. Odrzuceni zamierzają się jednak odwoływać i będą walczyć o unieważnienie konkursu.
Jeden z czworga dopuszczonych do etapu przesłuchań reżyser Marcin Korneluk nie zyskał zaufania komisji, ponieważ, jak się okazało, nie miał orientacji w pracy tak skomplikowanej instytucji jaką jest PISF. Korneluk przedstawił m.in. wizję budowy wytwórni filmów fabularnych z makietami wszystkich miast w Polsce, chciał wprowadzić bony dla studentów szkół na filmy dyplomowe, chociaż studenci dostają dofinansowanie z PISF na swoje etiudy. – Od razu było wiadomo, iż w grze są trzy doskonale przygotowane panie – podsumowuje Pawłowska. Każda z nich miała swoje zalety. Pracująca w Centrum Kultury Filmowej im. Andrzeja Wajdy, lubiana w środowisku Katarzyna Ślesicka zaimponowała rozległymi kontaktami w kraju i za granicą. Jest niekonfliktowa, niemniej większość członków komisji uznała, iż nie posiada wystarczającego doświadczenia w prowadzeniu instytucji o tak dużym budżecie.
Czytaj też: „Lalka” wymarzona? Spory o obsadę klasyków to nasz sport narodowy
Atuty Sroki
Magdalena Sroka, absolwentka UJ, w latach 2010–15 wiceprezydentka Krakowa do spraw kultury i promocji miasta, pełniąca funkcję szefowej PISF w latach 2015–17 i – zdaniem większości komisji – pokazała już, co potrafi. Według Pawłowskiej kontrowersje budził choćby fakt, iż wspierała za swojej kadencji przede wszystkim projekty najbardziej znanych polskich twórców, zapominając o małych, niezależnych producentach, dotacjach dla szkół filmowych, debiutach. I chyba to głównie zraziło do niej część komisji. Inni jej członków uznali, iż Sroka przedstawiła bardziej atrakcyjny program niż Dorbach, i byli pod ogromnym wrażeniem jej wystąpienia.
– Za Kamilą Dorbach przemawiało to, iż w godzinach największej gorączki opanowała kryzys w PISF. Wprowadziła dużo systemowych usprawnień. Po raz pierwszy w historii PISF będzie można składać wnioski na produkcję i realizację filmów krótkometrażowych do 15 min (format festiwalowy) bez ograniczeń wiekowych. Jej największą zasługą było stworzenie nowego priorytetu dla debiutów zarówno reżyserskich, jak i producenckich. Uprościła także procedurę składania wniosków do programów operacyjnych, zburzyła fortecę, jaką uczynił z PISF Radosław Śmigulski, i otworzyła tę instytucję dla ludzi – twierdzi Pawłowska, przyznając, iż po stronie jej zasług uznaje również to, iż Dorbach nie zrobiła czystki. Nie zwolniła większości pracowników PISF przyjętych przez Radosława Śmigulskiego, co akurat Grzegorz Łoszewski, szef SFP i przewodniczący komisji konkursowej, uważa za błąd, ponieważ nowych porządków nie zaprowadzi się, opierając się na ludziach, co do których nie ma pełnego zaufania.
Czytaj też: Amerasians, porzucone dzieci Ameryki. „Człowiek bez ojca jest jak dom bez dachu”
Wątpliwe reformy
Według Łoszewskiego reformy Dorbach nie spełniły oczekiwań. Instytut wcale nie działa lepiej. Przewlekłość postępowań choćby się pogłębiła. Umowy z producentami, mimo przyznanego im dofinansowania przez ekspertów, wciąż nie są podpisywane w szybkim trybie. Za to w ciągu zaledwie kilku miesięcy PISF wydał ponad 40 mln zł na same zwyżki i odwołania. choćby za rządów Śmigulskiego nie przyznawano tak wysokich kwot. W ten sposób, twierdzi Łoszewski, Dorbach kupowała sobie życzliwość i głosy niektórych członków komisji – beneficjentów swoich działań. Wystarczy tylko porównać, kto w ostatnim czasie otrzymał najwięcej dotacji.
– Biorąc pod uwagę niewyjaśniony dotąd skandal ze zwolnieniem Karoliny Rozwód oraz inne problemy narosłe wokół PISF i ministerstwa kultury w ciągu ostatniego roku, pogłębia to panującą na styku tych instytucji nietransparentność. Nie jest jasne, dlaczego sprawy przebiegają w taki, a nie inny sposób. Dlaczego jedna z bohaterek ówczesnej sytuacji odnosi teraz sukces – dzieli się wątpliwościami Holland.
Czytaj też: Zmarła Ewa Dałkowska. Nie bała się prowokacji, umiała wznieść się ponad podziały
Polaryzacja w PISF
Po przesłuchaniach kandydatów komisja nie zdążyła wymienić opinii na temat prezentacji. Milenia Fiedler, rektor łódzkiej filmówki, zaproponowała, by dyskusję, która mogłaby potrwać nie wiadomo jak długo, poprzedzić głosowaniem, pozwalającym ustalić rozkład sił i zorientować się, jakie kto ma zdanie. Jej wniosek przeszedł. Ponieważ Dorbach otrzymała wymaganą większość, czyli osiem głosów, uznano, iż taka rozmowa nie jest konieczna.
– PISF powstał po to, by służyć dobru polskiej kinematografii, a wymiar twórczy tej kinematografii jest jej głównym atutem. Zawsze był – przypomina Holland. Problem polega na tym, iż polaryzacja polskiego społeczeństwa przekłada się również na podziały w środowisku. Jest dużo napięć i złej krwi. – Jedni chcą się układać z obecną władzą PISF, drudzy mają poczucie niepokoju, chaosu, rozbicia i rozczarowania – tłumaczy autorka „Zielonej granicy”. Śmigulski wprowadził jej zdaniem klientelizm na sterydach. Adresując w określony sposób dotacje, kupował sobie przychylność części środowiska. – Obawiam się, iż ten mechanizm się reprodukuje z innymi adresatami. Niestety – mówi – skrzywionego kręgosłupa tak łatwo się nie naprawi.