Kaiju No. 8: Mission Recon to film streszczający pierwszy sezon anime o tym samym tytule, ale z dodatkiem ekstra odcinka Hoshina’s Day Off. I serial, i film zebrały bardzo dobre oceny, co zachęciło do seansu. Choć publicznością docelową jest shounen, czyli młodzi chłopcy i mężczyźni, wiele anime z tego worka przemawia również i do mnie, więc nastawienie było pozytywne.
Kaiju No. 8: Mission Recon opowiada o przyszłości, w której Japonię opanowały kaiju, czyli potwory w typie Godzilli. Po bitwach ktoś musi sprzątać szczątki stworów – i takim właśnie czyścicielem jest nasz protagonista, Kafka Hibino. Jego imię jest oczywiście nieprzypadkowe – otrzymał je po pisarzu Franzu Kafce. W jednym z opowiadań Kafki – Przemiana – głównego bohatera spotyka podobny los co Hibino, ale nie ma sensu spoilerować. Kaiju No. 8 najlepiej ogląda się w ciemno.
Film wciąga już od pierwszych minut. Od samego początku dużo się dzieje. Jak powiedział Alfred Hitchcock: zaczynamy od trzęsienia ziemi, a potem budujemy napięcie. Rozpoczynamy więc od walki z jednym z potworów, który może nie wygląda strasznie, ale chociaż ma interesujący design (późniejsze bestie są bardziej groteskowe). Poznajemy też kolejną istotną postać, czyli Minę Ashiro, która jest szychą w JAKDF – japońskiej armii broniącej cywili przed kaiju. Mina i Kafka byli w dzieciństwie przyjaciółmi i poprzysięgli sobie, iż oboje zasilą armię. Niestety – Kafka był za słaby, by przejść eliminacje, ale pewne wydarzenie sprawia, iż chce znów spróbować. I tym razem mu się udaje.
„Od zera do bohatera” to bardzo popularny motyw w anime… żeby nie powiedzieć, iż zbyt popularny. W wielu seriach jest on przedstawiony nudno i banalnie lub też brany śmiertelnie poważnie (jednym z nowszych przykładów jest Solo Leveling). W Kaiju No. 8 na szczęście tego nie ma. Wręcz przeciwnie, temat pokazano z podobną gracją i dużą dozą humoru co w One Punch Man. Kafka nie staje się od razu zbawcą świata ani legendarnym wojownikiem. Musi trzymać swą moc w tajemnicy, co prowadzi także do sytuacji podobnych co w One Punch Man – bohater pokonuje potwora, ale ktoś inny zgarnia za to pochwały. Humor oraz podejście do nowych zdolności protagonisty zdecydowanie są mocnymi stronami Kaiju No. 8: Mission Recon.

Mocną stroną jest również relacja Kafki i jego kolegi z pracy – Ishikawy. To dzięki niemu Kafka nabiera nowej nadziei, która pozwala mu znów starać się o wymarzoną pracę w JAKDF. Oboje przystępują do egzaminów wstępnych. Ich dynamika sprawia, iż widz czuje się, jak gdyby oglądał kumpelską komedię z krwi i kości w stylu Billa i Teda czy Świata Wayne’a. Ogółem sceny z szatni JAKDF były jednymi z najzabawniejszych.
Słabych stron nie było wiele, adekwatnie chyba tylko jedna – postać Kikoru. Być może jest to bohaterka, którą stworzono tylko po to, by było kogo hejtować – jest wkurzająca od pierwszej sekundy, w której pojawia się na ekranie. To typowa przemądrzała siusiumajtka, która do tego popisuje się siłą fizyczną. Obdarzono ją też wyjątkowo piskliwym głosem, przez co właśnie podejrzewam, iż sformułowano ją tak, by była jak najbardziej denerwująca. Przypomina Beatrice z re:Zero, ale Beatrice jest bezspornie ciekawszą i bardziej złożoną personą. A skoro już porównujemy postaci – Hoshina z kolei podobny jest do tytułowej postaci z Mob Psycho 100 (co jest ogromnym plusem).

Każdemu fanowi anime polecam wybrać się do kina na Kaiju No. 8: Mission Recon. I tym młodszym, i starszym, tym początkującym oraz bardziej zaawansowanym. o ile szukacie zabawnego, angażującego, spektakularnego filmu, który sprawi, iż ponad dwie godziny zlecą jak z bicza trzasnął – to właśnie Kaiju No. 8. Żądni dalszych wrażeń od razu po filmie mogą obejrzeć drugi sezon serialu.
Źródło grafiki głównej: CBR