Już nie chcę macochy!

newsempire24.com 2 tygodni temu

Marysia nie miała ochoty wracać do domu. Rano ojciec rzucił, iż dziś przyprowadzi kolejną „narzeczoną”, żeby się z nią poznać. Znów trzeba będzie naciągać sztuczny uśmiech i udawać grzeczną dziewczynkę, żeby ta obca kobieta została w ich domu. Ale Marysia miała już dość tego niekończącego się teatrzyku.

Po rozwodzie rodziców ich mieszkanie w Krakowie zamieniło się w prawdziwy dworzec. Tata przyprowadzał jedną „mamę” za drugą, a Marysia czasem żałowała, iż wybrała życie z nim. Matka była zimna jak styczniowa noc – dla niej praca zawsze była na pierwszym miejscu. Dziewczynka wychowywała się pod opieką babć, a mama tylko krytykowała ją za najmniejszą przewinę. Miłość? Troskę? O tym Marysia mogła jedynie marzyć.

Matka utrzymywała rodzinę, zarabiała, ale jaką ceną? Marysia często myślała: lepiej byłoby, gdyby była po prostu mamą, a nie maszyną do zarabiania pieniędzy. Gdy ich małżeństwo się rozpadło, rodzice rozstali się, jakby zrzucili z pleców ogromny kamień. Każde zaczęło nowe życie, a Marysia została na poboczu – niepotrzebna nikomu.

Próbowała zwrócić na siebie uwagę matki: wagarowała, rude odpowiedzi sypały się jak grad na nauczycieli, żeby tylko ta ją zauważyła. Ale w odpowiedzi słyszała tylko krzyki i upokorzenia. Po kolejnej awanturze, kiedy wezwano mamę do dyrektora, sprała Marysię i wyrzuciła z domu. Dziewczynka spakowała plecak i pojechała do taty. Matka choćby nie próbowała jej zatrzymać – wręcz przeciwnie, odetchnęła z ulgą.

Z ojcem, Jackiem, życie stało się lżejsze. Marysia czuła jego ciepło, jego szczerą miłość. Wzięła się w garść, zaczęła dobrze się uczyć, przestała się buntować. Babcie pomagały w domu, podczas gdy ojciec harował w pracy, żeby utrzymać rodzinę. W ich mieszkaniu na krakowskim Podgórzu zapanowała krucha sielanka, na którą Marysia tak długo czekała.

Ale wszystko się zmieniło, gdy tata uznał, iż potrzebuje nowej żony. Od tamtej pory dom wypełnił się obcymi kobietami. Marysia witała je z lodowatą niechęcią, celowo je odstraszając. Nie chciała żadnych „mam”, które patrzyły na nią jak na przeszkodę. Tym razem jednak ojciec był nieugięty: “Marysiu, dość tych fanaberii! Staram się dla ciebie, chcę, żebyśmy mieli normalną rodzinę!”

Przekraczając próg mieszkania, Marysia usłyszała znajomy głos. Serce podskoczyło. Zrzuciła trampki i zajrzała do salonu. Tam, przy stole, siedziała jej ukochana nauczycielka, pani Agnieszka. Marysia ją uwielbiała – była dobra, sprawiedliwa, zawsze gotowa wysłuchać. Ale co ona tu robi?

Okazało się, iż pani Agnieszka przyszła omówić oceny Marysi. Dziewczynka była zdezorientowana. Nagle pomyślała, iż nauczycielka mogłaby stać się częścią ich rodziny. Czyżby to była ta „narzeczona”? Marysia zamarła, bojąc się spłoszyć nadzieję. Ale rozmowa dobiegła końca, i pani Agnieszka wyszła, zostawiając Marysię w chaosie uczuć.

Zanim dziewczynka zdążyła ochłonąć, zadzwonił dzwonek. W drzwiach stała obca kobieta – młoda, z krzykliwym makijażem i pewną siebie miną. Marysia poczuła, jak wszystko w niej się rozpada. Tak bardzo miała nadzieję, iż pani Agnieszka nie przyszła bez powodu! W rozpaczy wbiegła do swojego pokoju, zatrzasnęła drzwi i wybuchnęła płaczem.

Marysia przesiedziała zamknięta do późnego wieczora, aż przyszła babcia. Dziewczynka wylała przed nią swoje lęki i ból. “Nie chcę żadnych macoch! Dlaczego tata nie widzi, jak jest mi źle?” – łkała. Babcia, wysłuchawszy, mocno przytuliła wnuczkę. Rozumiała, jak ciężko jest Marysi, której dziecięca dusza była poraniona samotnością i zdradą.

Babcia porozmawiała z Jackiem. Zdecydowali, iż żadnych „narzeczonych” więcej nie będzie, dopóki Marysia nie będzie gotowa. A w głowie dziewczynki już kiełkował plan. Postanowiła zbliżyć tatę do pani Agnieszki. jeżeli marzenia się spełniają, to czemu nie pomóc temu? Marysia przysięgła sobie zrobić wszystko, by jej ukochana nauczycielka stała się częścią rodziny.

Głęboko w sercu wierzyła: jej marzenie się spełni. W końcu choćby w najciemniejszą noc znajdzie się odrobina światła, prawda?

Idź do oryginalnego materiału